Symbol seksu o nienatrętnej urodzie. Francuzi opłakują w Belmondo swoją niegdysiejszą wielkość
piątek,
10 września 2021
„Jego odejście nagle rzuciło światło na różnicę między Francją w latach 60. a teraźniejszością, na to, czym jest nasz kraj obecnie: rekordowy deficyt, żałosne produkcje artystyczne, dyplomacja na kolanach… cyniczna klasa polityczna, która nie lubi swojego narodu. Jeżeli Jean-Paul Belmondo ma ten szczególny status to dlatego, że uosabia tamte dawne czasy” – piszą francuscy internauci.
Można dziwić się, że śmierć 88-letniego aktora, który od 20 lat borykał się ze zdrowiem, po udarze miał kłopoty z mówieniem, sprawnym poruszaniem, nawet z domknięciem ust, dosłownie poraziła Francuzów. Ale Jean-Paul Belmondo wielkim aktorem był dla rzesz widzów na całym świecie. Dla swoich rodaków ucieleśniał wielkości Francji, żywotność Francuzów i francuskiego humoru, sarkazmu, ironii i bystrości (esprit, jak mówią). Jego sprawność fizyczna, entuzjastyczność, radość z palenia cygar, kochania kobiet, podróżowania, jedzenia makaronu w gronie rodzinnym, biesiadowania z kumplami (często o wielkich nazwiskach), bycia symbolem seksu przy nienatrętnej urodzie – pozwalały milionom jego rodaków czuć się bardzo komfortowo. To nie było takie trudne: być jak Belmondo – jeśli chodzi o mężczyzn, być z Belmondem (czyli z własnym chłopakiem, pełnym wad, ale uroczym) – jeśli chodzi o kobiety.
Jego śmierć zostawia Francję osieroconą. Belmonda w kinie trudno zastąpić, a w społeczny odbiorze to absolutnie niewykonalne. Owszem, żyje jeszcze drugi francuski idol: Alain Delon, ale z nim Francuzi mają zupełnie inną relację. O wiele mniej kumpelską.
– Jestem zupełnie zdruzgotany. Straciłem przyjaciela. Pracowaliśmy razem, byliśmy ze sobą bardzo blisko. Musiałem się powstrzymywać, by nie pójść za nim. To nie byłoby takie złe odejść razem. Był częścią mojego życia. Debiutowaliśmy obaj 60 lat temu – skomentował drżącym głosem Alain Delon śmierć Jean-Paula.
Delon, młodszy od Belmonda tylko o trzy lata, też jest naznaczony wiekiem i chorobą. W 2019 r. przeżył wylew, miesiąc znajdował się w śpiączce, rozpoczął rehabilitację. Potem, podczas pandemii zamknął się w domu, nie dopuszczając do siebie nawet dzieci. Domknął testament, a wykonawcą zapisów mianował córkę Anouchkę. Jego najstarszy syn Anthony (biznesmen i aktor – m.in. „Kronika zapowiedzianej śmierci”) martwił się stanem fizycznym ojca, a zwłaszcza jego „czarnym nastrojem”.
Delon to ikona francuskiego kina. Jednak jego uroda (klasyczna), kariera (amanta), styl bycia – z dala od ludzi, w izolacji w swojej posiadłości, raczej pozycjonowały go jako Wielkiego Nieobecnego w życiu Francuzów, choć przejawiał zainteresowania polityczne, wspierając w wyborach prezydenckich Nicolasa Sarkozy’ego, znając się z Le Penem. Belmondo nie chciał mieć związków z polityką. Był absolutnie neutralny. Chciał żyć dobrze i zapewniać ludziom chwile rozrywki. Chciał żyć.
– Mam się naprawdę dobrze – mówił Belmondo po udarze i długiej rehabilitacji. – Mam małe problemy z mówieniem, ale poza tym wszystko gra.
Delon już od dawna przygotowuje się na śmierć. Oprowadza dokumentalistów po swoim parku, w którym w zacienionej alei spoczywają jego ulubione owczarki niemieckie. Dwa najukochańsze pochowane są blisko małego budynku, w którym spoczną prochy aktora. Już uzyskał zgodę władz lokalnych na swój pochówek. Dlaczego chce leżeć z psami?
– Psy nigdy mnie nie zdradziły, a kobiety tak – mówił w filmie dokumentalnym, patrząc w kamerę swoimi słynnymi, niebieskimi oczami.
Szczęśliwy dom rzeźbiarzy
Belmondo urodził się 9 kwietnia 1933 r. w regionie Île-de-France w Neuilly-sur-Seine. To w gruncie rzeczy część Paryża, zaczynająca się dwa przystanki metra za Łukiem Triumfalnym, w kierunku nowoczesnej dzielnicy La Defence, która w owych latach nie istniała. Jak wyglądały okolice Lasku Bulońskiego przed wojną? Ich dziwny podmiejski urok, mieszane towarzystwo bogaczy z willi, bywalców wyścigów i klientów „lewych” warsztatów samochodowych znakomicie oddaje w nostalgicznej prozie Patrick Modiano (laureat literackiej Nagrody Nobla w 2014 r.).
Dlaczego francuski gwiazdor odmówił zagrania Asteriksa?
zobacz więcej
Jean Paul był kolejnym dzieckiem rzeźbiarza urodzonego w Algierii, o francusko-włoskich korzeniach (stąd włosko brzmiące nazwisko) oraz malarki Sarah Madeleine Rainaud-Richard. Znawcy genealogii wywodzą pochodzenie rodziny ojca z Piemontu. Od XIX w. w rodzinie powtarzało się imię Paul. W trzecim pokoleniu mężczyzn, już w Algierze, urodził się syn, któremu nadano imię Paul. Artystycznie utalentowany, podjął studia w dziedzinie rysunku, ale został zmobilizowany. Po wyjściu z armii przeniósł się do Francji. Paul Belmondo cieszył się uznaniem. Choć nazwisko nieporównanie bardziej rozsławił jego młodszy syn Jean-Paul.
Ze strony matki słynny aktor miał korzenie francuskie. Matka była córką paryskiego jubilera. W jej rodzinie krzyżowały się geny francuskich wieśniaków z głębokiej prowincji i mieszczan o skromnych zawodach. Jedna z ciotecznych babek pracowała przy produkcji parasolek, inna tańczyła na scenie pod pseudonimem Fanny. Jak podkreślają znawcy rodowodów Paryżan, pochodzenie Belmondo jest dość typowe. Z urodzenia był chłopakiem z sąsiedztwa i na tym zbudował swój szarm (charme – po francusku) i szyk (chic – po francusku).
Jego rodzice obydwoje byli związani ze sztuka. Poznali się w Ecole des Beaux Arts w Paryżu. Ojciec pozostał przy swoim powołaniu: rzeźbie, matka, pasjonująca się malarstwem i rzeźbą, odłożyła je na bok, zajmując się trójką dzieci. Wielki aktor miał dwoje rodzeństwa także związanego z rozrywką: aktorkę Muriel i brata Alaina, producenta filmowego, który często towarzyszył młodszemu bratu w pracy.
Rodzina była zawsze dla Jean-Paula ważna. W niej czuł się bezpiecznie. Rodzice – artyści pozostawili dzieciom pełną swobodę marzeń, planów, zainteresowań. Przyszły aktor był kochany i mógł zostać kim chciał. Myślał o drodze artystycznej, oczywiście. W tej rodzinie, choć burżuazyjnej, nie gloryfikowano kariery w magistracie czy palestrze. Sztuka była na wyciągnięcie ręki.
– Razem z bratem często gościliśmy w pracowni ojca. Tam było fajnie. Były gipsy, rzeźby, dużo się działo, ojciec pracował, słuchając piosenek Charlesa Treneta, no i można było popatrzeć na nagie kobiety, modelki – wspominał po latach.
Lato spędzali wszyscy w rodzinnym domu wakacyjnym nad oceanem na zachodzie Francji w Piriac-sur Mer, niedaleko La Baule. Szalał tam na plaży, pływał żaglówką…
– Miałem dzieciństwo szczęśliwe i wesołe – podsumowywał wielki aktor.
Niechciany Alain
Alain Delon urodził się 8 listopada 1935 r. w Sceaux w regionie Île-de-France. Tak, w tym samym Sceaux, w którym wzięli ślub i zostali pochowani (przed przeniesieniem do Pantheonu w 1995 r.) Maria Skłodowska i jej mąż Pierre Curie. Ojciec Delona miał francuskie i korsykańskie korzenie, matka miała część rodziny pochodzenia niemieckiego. Małżeństwo rodziców Alaina nie trwało długo.
– To oczywiste, że miałem nieszczęśliwe dzieciństwo. Ten etap biografii człowieka jest jakby czasem nauki życia. Jak dziecko ma zrozumieć, że rodzice pozbyli się go, jak miało zaledwie 4 lata? Rozwiedli się, zbudowali sobie nowe życie, a mnie zostawili w rodzinie zastępczej, jak sierotę – wspominał w wywiadzie dla tygodnika „Paris Match”.
Był zagubionym dzieckiem i młodzieńcem. Łobuzował. Jego żarty nie zawsze były miłe (np. sikał innym uczniom do kałamarzy). Wcześnie zaczął palić papierosy i zadawać się z niewłaściwymi ludźmi. Mając 17 lat postanowił zaciągnąć się do wojska. Rodzice musieli wyrazić na to zgodę, jako że nie miał skończonych 21 lat – był niepełnoletni. Zrobili to bez wahania, bez rozmowy z synem. Alain mówił, że pozbyli się go po raz drugi.
– Mam do nich o to pretensję. Byłem 17-letnim dzieciakiem. Nie wysyła się na wojnę siedemnastolatków – mówił gorzko, wracając do czasu, kiedy z armią francuską trafił do Indochin.
Ciężko było mu się dostosować do dyscypliny wojskowej, jeszcze w Tulonie trafił do więzienia (na dwa miesiące). Z czterech lat w wojsku blisko rok spędził w areszcie. W Azji poznał co to walka, śmierć kolegów, choroba. Czuł się samotny.
Po powrocie do kraju rozpoczął życie samotnego wilka. Krążył po Pigalle. Spędzał czas z prostytutkami i ich opiekunami. Po przeniesieniu się do Marsylii, często bywał w knajpach, tam poznał aktora Jeana-Claude’a Brialy i razem z nim w 1957 roku pojechał na festiwal filmowy do Cannes. Snuł się przy filmowcach i dostał pierwszą propozycję filmową. Yves Allégret zaproponował mu drugoplanową rolę mordercy w filmie „Kiedy kobieta jest w coś zamieszana”. Tak się zaczęła jedna z najwspanialszych karier filmowych Francji.
Z rodziną nie utrzymywał kontaktu. Dopiero widząc imię i nazwisko na plakacie filmowym, jego przyrodni brat dowiedział się, że czarna owca rodziny wybiła się.
Całe życie miał trudne relacje rodzinne. O jego przeżyciach z dzieciństwa nie pozwalał wspominać nawet w kółku najbliższych, potwierdzał to przyrodni brat aktora, który zawirowania w życiu rodziny tłumaczył wojenną rozłąką rodziców i nią spowodowanym trwałym rozkładem ich życia małżeńskiego.
Alain nigdy im nie wybaczył, nawet matce. Wyśmiewał się, że chociaż nosi ona nazwisko Boulogne, przedstawia się jako madame Delon, bo chce podkreślić, że jest matką słynnego aktora.
Nie poszedł na pogrzeb ojca i zrzekł się po nim spadku. Alain Delon niczego nie zapomina.
Pierwsze kroki w chmurach
Belmondo zawsze był pełen energii i cały czas kotłował się z bratem, w końcu obaj chłopcy zapisali się na zajęcia z boksu. Z tego czasu pochodzi opowieść – nie wiadomo, czy prawdziwa – że podczas sparingu jeden z kolegów złamał mu nos, co dodało jego twarzy szelmowskiego wyrazu.
– Powinienem mu podziękować, bo gdyby tego nie zrobił, z banalną twarzą pewnie bym grał trzeciorzędne role – mówił Jean-Paul mediom.
Jednak na zdjęciach z dzieciństwa i wczesnej młodości widać, że twarz Belmonda odbiegała od ideałów klasycznej urody. Zawsze miał nos nieco burakowaty i obrzmiałe wargi.
To właśnie brak warunków scenicznych, zbyt mały procent amanta w pretendencie do zawodu aktora sprawiły, że Belmondo miał trudne początki kariery. Odsyłano go na ławkę rezerwowych, miał czekać aż dojrzeje do ról charakterystycznych.
Nie bardzo miał ochotę czekać na cokolwiek. Lubił żyć szybko, robić co mu się podoba. Chciał się boksować to boksował, chciał grać w piłkę nożną to grał (do końca był fanem PSG). Chciał miło spędzać czas, to włóczył się po Paryżu z przyjaciółmi, m.in. ze zmarłym rok temu Guy’em Bedosem, aktorem, scenarzystą (film jego syna Nicolasa „Poznajmy się raz jeszcze” mogliśmy oglądać w 2019 r.).
Podobno podczas wakacji chłopak zauważył na wiejskim festynie, że umie przyciągać wzrok wszystkich i rozśmieszać publiczność. To mu się spodobało. Uprawiał sport, ale swoją przyszłość chciał związać ze sceną. Wstąpił – na długie cztery lata – do prestiżowej szkoły Conservatoire, ale nie poszło mu na egzaminie końcowym. O tyle był usprawiedliwiony, że kazano mu śpiewać, w czym był beznadziejny całe życie. Potem, już jako sława, często mówił, że jego kariera to udowadnianie profesorom, że się mylili.
Podczas wieczorów spędzanych na eskapadach po knajpach, upływających na słuchaniu jazzu, pijatykach w gronie wiernych kumpli, Jean-Paul poznał niewysoką dziewczynę, tancerkę w jednym z klubów. Zagadał do niej, imieniem Elodie. – Mam na imie Renée – odrzekła.
Zdziwił się obłudnie. Niemożliwe, bo kobieta jego marzeń ma na imię Elodie, a właśnie ją ma przed sobą. Młodziutka para (on 20 lat, ona 19) pobrała się. Szybko doczekała się trojga dzieci: Patrycji, Florence i Paula. Kariera taneczna Renée-Elodie zakończyła się szybko. Małżeństwo potrwało dłużej (od 1952 do 1968 r. – ostatnie trzy lata byli w separacji). Byłą tancerkę pokonała posągowa piękność Ursula Andress, a tak naprawdę – międzynarodowa kariera męża, która zaczęła się w 1960 r. od wejścia na ekrany filmu „Do utraty tchu”.
Rolę tę dostał nieco przypadkiem, już po odbyciu służby wojskowej. Kręcił się w środowisku filmowym, grał w teatrze. Był młodym ojcem, ale nie siedział w domu. Angażował się do rólek w etiudach młodych reżyserów. Znało go z widzenia wielu ludzi.
Upodobali go sobie zarówno mafiosi, jak i ścigający ich policjanci, filmowi amanci, a za nimi miliony anonimowych mężczyzn. Atrybut elegancji walczy o przetrwanie.
zobacz więcej
Reżyser Claude Chabrol, ten sam, który dziś domaga się, by Belmondo został pochowany w Panteonie („Skoro trafiła tam Josephine Baker, to dlaczego nie Belmondo?” – pytał dwa dni po śmierci aktora) zaproponował młodemu Jean-Paulowi rolę w swoim filmie. Miał wcielić się we francuskiego cwaniaka, złodzieja samochodów zakochanego w Amerykance (Jean Seberg). Scenariusz był dziwny, trochę jak etiuda studencka, dwóch aktorów, o których myślał Chabrol (Sacha Diestel, Charles Aznavour) nie chciało się w to angażować. Tanie kino, prawdziwe paryskie plenery, kamerzysta w tłumie przechodniów, aktorzy tuż koło turystów. Belmondo przyjął rolę, zagrał i stał się rewelacją. Jedną z ikon francuskiej Nowej Fali.
Asy, gliny i lamparty. Czyli sława i chwała
Belmondo i Delon przyciągali do kin miliony widzów (trzecim takim skarbem był dla kina francuskiego Louis de Funes). Grali w filmach policyjnych, komediach (zwłaszcza Belmondo), dramatach (zwłaszcza Delon).
Postrzegano ich jako rywali, ale w życiu zawodowym nie podkradali sobie ról. Mieli inny genre. Wspólnie pojawili się w kilku obrazach. Najsłynniejszym jest z pewnością „Borsalino” z 1970 r., dramat w modnym wówczas stylu retro, dziejący się w Marsylii. Ich współpraca zakończyła się wtedy w sądzie ze względu na dwukrotne umieszczenie na plakacie nazwiska Delona (jako aktora i jako producenta) mimo, że w umowie zapisane zostało, że nazwiska aktorów pojawią się tylko raz. Belmondo wygrał batalię sądową i otrzymał odszkodowanie. To jednak ich nie poróżniło.
Wspólnie wystąpili także w: „Bądź piękna i milcz (1958), „Sławne miłości” (1961), „Czy Paryż płonie” (1966 ) i „Dziewczyna dla dwóch” (1998).
Z kilkudziesięciu filmów, które każdy z nich nakręcił, trudno wybrać najlepsze. Większość widzów wymienia po prostu te ulubione, w których Belmondo najbardziej ich bawi, np.: „Człowiek z Rio”, „Cartouche zbójca” (z Claudią Cardinale), „Mózg”, „Małżonkowie roku II” (z Laurą Antonelli i Marlene Jobert), „Dubler”, „As nad Asy”, „Glina czy łajdak”.
I te, w których intensywność gry Delona (nie wspominając o urodzie) robi największe wrażenie, np.: „Lampart”, „Rocco i jego bracia”, „Basen”, „Christine” (u boku Romy Schneider), „Zaćmienie”, „Koty” (z młodziutką Jane Fondą).
Ten, który odszedł w otoczeniu rodziny i ten, który jeszcze żyje w swojej fortecy z widokiem na aleję psich nagrobków i pustą, czekającą na niego kaplicę, dostarczyli kinomanom i telewidzom na całym świecie niezapomnianych przeżyć. Zachwytu, śmiechu, wzruszenia, dziecięcej radości, gdy Zorro (Alain Delon) wygrywa kolejny pojedynek, lub gdy Cartouche (Belmondo) kolejny raz ucieka, jakże brawurowo, pościgowi.
Potrafili grać naprawdę do utraty tchu: u Viscontiego, Clementa, Chabrola, de Brocci i wielu innych.
Gra w życie jednak poszła im nieco inaczej.
Zabawa w rodzinę
Kochały ich kobiety na całym świecie, a wokół gromadziły się te najpiękniejsze. Belmondo ma na swoim koncie wiele związków z pięknościami. O Ursuli Andress, która myślała, że Jean-Paul rozwodzi się, by ją poślubić, mówił: „Tygrysica, zazdrosna jak tygrysica”. Na planie filmu „Małżonkowie roku II” poznał włoską gwiazdę, o której dziś mało kto pamięta, Laurę Antonelli. To dla niej rzucił Ursulę. Romansował z wieloma kobietami. W latach 80. u jego boku była brazylijska piękność, z którą nakręcił kilka filmów, o egzotycznym imieniu Carlos Sotto Mayor.
Drugi raz ożenił się wiele lat po pierwszym rozwodzie – z Natty Tardivel (w 2002 r.), tancerką, gwiazdką telewizyjną. Rozwód nastąpił 6 lat później. Z Natty związany był od lat 90. Wspólnie przeszli przez dramat, jakim była dla aktora śmierć najstarszej córki Patrycji w pożarze jej mieszkania. Kolejnym wyzwaniem był udar, którego doznał podczas wakacji na Korsyce u swojego przyjaciela Guy’a Bedosa. Natty nie opuszczała ukochanego, starszego od niej o 30 lat i nie do końca sprawnego. Rok po zapaści zdrowotnej, nie w pełni sprawny aktor poślubił swoją wieloletnią towarzyszkę. Na świat w 2003 r. przyszło jego ostatnie dziecko, Stella. Ojciec maleństwa miał 70 lat.
Rodzina, zwłaszcza syn Paul, początkowo nie była zachwycona zaistniałą sytuacją, zwłaszcza, że przed udarem Belmondo jasno mówił, że nie zamierza formalizować związku z Natty. Pojawiały się głosy, że kochanka wykorzystała chorego partnera, by dopiąć swego celu – stać się panią Belmondo i matką jego dziecka.
Z czasem klan rodzinny Belmondo zaakceptował sytuacje, a zwłaszcza Stellę, chociaż różnica wieku sprawiła, że dziewczynka nie mała silnych więzi z rodzeństwem przyrodnim, starszym o kilkadziesiąt lat. Jej bratankowie też byli znacznie od niej starsi.
Po rozstaniu z Natty, Jean-Paul nie żył samotnie. Wszedł w związek z Barbarą Gandolfi, byłą belgijską modelką pism dla panów i bizneswoman. Sądził się z Natty, która nie chciała mu powierzać opieki nad córeczką. Natty, trzeźwa dziewczyna, mówiła, że nie chce, by jej córką opiekowała się Barbara, osoba, do której nie ma zaufania i która nie powinna mieć wpływu na wychowanie dziecka. Jej podejrzenia nie były bezpodstawne. Barbara okazała się zamieszana w podejrzane interesy, a policja przy okazji podsłuchów odkryła, że kobieta planowała dobrać się do pieniędzy Belmonda. Barbara przeminęła w 2012 r. W życiu aktora pojawiła się ponownie Carlos Sotto Mayor i ona była z nim aż do końca.
Oczywiście cały czas obecne przy Jean-Paulu były dzieci i wnuki. Po śmierci mamy Jean-Paula rodzina skupiła się wokół Luany, włoskiej synowej Belmonda. To ona zapraszała na kolacje, rodzinne zjazdy, na domowy makaron. Jego syn Paul był zawsze blisko ojca. Cały klan, włączając wnuki mieszkające na stałe w USA, miały kontakt z patriarchą rodu. Aktor zawsze dbał o więź z dziećmi.
Alain Delon nigdy nie był rodzinny. Nie umiał budować związków. W wywiadach prasowych i telewizyjnych ubolewał, że przegapił dwie największe miłości swego życia i nie poślubił ani Romy Schneider, ani Mireille Darc. Obie piękne, dobre i w nim zakochane na zabój. Związany był też z takimi gwiazdami, jak Brigitte Bardot i Dalida.
Jedyną żoną aktora została w 1964 r. Nathalie, matka jego najstarszego syna Anthony’ego. Para rozwiodła się w 1969 r. Z dużo młodszą modelką holenderską Rosalie van Breemen aktor ma dwoje dzieci: Alaina-Fabiena i ukochaną córkę Anouchkę. Skłonność do izolacji Delona, jego mizantropia i zgorzknienie oraz to, że nie chciał poślubić matki swoich dzieci sprawiły, że Rosalie van Breemen uciekła z dobrym znajomym Delona, właścicielem sieci salonów optycznych Alainem Aflelou.
Delon ma też syna, Christiana (urodzonego w 1962 r.), którego nie uznał. Nosi on nazwisko Päffgen (jak matka) lub Boulogne (jak jego babka). Matką Christiana była Nico, niemiecka modelka i śpiewaczka.
Źródła:
https://www.imdb.com/name/nm0000901/bio?ref_=nm_ov_bio_sm
https://www.imdb.com/name/nm0001128/bio?ref_=nm_ov_bio_sm
epoint.fr/people/alain-delon-a-regresse-pendant-la-pandemie-selon-son-fils-anthony-18-09-2020-2392519_2116.php
https://www.elle.fr/People/La-vie-des-people/News/Alain-Delon-orphelin-raconte-son-enfance-malheureuse-3600410