Jak dobrze mieć kochanka
piątek,
10 grudnia 2021
200 lat temu urodził się Gustave Flaubert, autor powieści, która zmieniła świat. Niekoniecznie na lepsze.
„Pani Bovary” opowiada o zderzeniu romantycznych urojeń z rzeczywistością. Książka, okrzyknięta zrazu „obrazą dla Francji i kobiet”, odniosła wielki sukces. Wciąż rezonuje w kulturze Zachodu. Postmodernista Julian Barnes twierdzi, że to najlepsza powieść, jaką kiedykolwiek napisano. Vladimir Nabokov i Milan Kundera uznali, że proza Flauberta to czysta poezja.
Tytułowa bohaterka, zła żona i zła matka, stała się symbolem jakże ludzkiej skłonności do samooszukiwania i autokreacji. „Bowaryzm”, zdefiniowany przez filozofa Julesa de Gaultiera, jest przypadłością uniwersalną. Zapadają nań również mężczyźni. Rozejrzymy się wokół, spójrzmy w lustro, a z pewnością dostrzeżemy istotę przekonaną, że urodziła się w niewłaściwym czasie i niewłaściwym miejscu.
Oswojony ze śmiercią
Jubileusz ojca chrzestnego naturalizmu najhuczniej świętuje jego rodzinna Normandia. Flaubert jest tam patronem szkół, ulic i zwodzonego mostu na Sekwanie – najwyższego na świecie. Położona na wschód od Rouen wioska Ry (w powieści nosząca nazwę Yonville) proponuje turystom spacer śladami występnej Emmy. Przechadzka zaczyna się na Place Flaubert i prowadzi do miejsc, w których bohaterowie żyli i pracowali, takich jak dom państwa Bovary, merostwo, kościół i apteka przechery Homaisa.
Na cmentarzu można podziwiać epitafium niejakiej Delphine Delamare, żony miejscowego lekarza, która opuściła ziemski padół mając lat zaledwie 26. Zdaniem niektórych, jej smutna historia natchnęła pisarza.
We francuskich adaptacjach filmowych oglądamy jednak najbardziej malowniczą z normandzkich wsi: Lyons-la-Forêt, gdzie zachowało się więcej domów z muru pruskiego. Honorową przewodniczącą obchodów zgodziła się zostać Isabelle Huppert – w zgodnej opinii najlepsza filmowa Emma.
Za życia Flaubert nie cieszył się nadmierną sympatią ze strony ziomków. Mieli żal o to, w jaki sposób syn chirurga z Rouen ich opisał. Gustave dorastał w przybudówce szpitala w Rouen, jedynie przepierzenie oddzielało jadalnię Flaubertów od sali chorych. Napatrzył się okropieństw. Będąc ciekawym świata (jak każde dziecko, potem nam to przechodzi), zakradał się do prosektorium. Wcześniej niż inni pojął nędzę ludzkiej egzystencji. Był świadkiem długiego umierania ojca i siostry. Stracił też najbliższego przyjaciela, który zmarł młodo na syfilis.
Czyż można się dziwić, że po takich przejściach pociągał go, celujący w makabrze, czarny romantyzm? „Wpatrując się w nagą kobietę, widzę w wyobraźni jej szkielet” – zwierzał się już w wieku dojrzałym. Sam postanowił nie mieć dzieci. Dopiero na starość zmienił zdanie, lecz było już za późno – zmarł bezpotomnie. I bezżennie, gdyż postanowił całkowicie poświęcić się literaturze. Już jako piętnastolatek popełnił opowiadanie „Namiętność i cnota” o żonie bankiera, porzuconej i upokorzonej przez kochanka. Można je uznać za pierwowzór „Pani Bovary”.
W poszukiwaniu perfekcji
Flaubert całym sercem nienawidził burżujów, choć sam był jednym z nich i bardzo cenił mieszczańskie wygody. Jak na antyklerykała bardzo interesował się religią, zwłaszcza w jej heretyckich odmianach. Drugie cesarstwo działało mu na nerwy, nie lubił również demokracji, zaś przyszłość ludzkości widział czarno. Wieścił wielką wojnę z milionami trupów. Z nowoczesnością miał na pieńku. Bojkotował nawet stalówki, pisał wyłącznie gęsim piórem, maczanym w kałamarzu w kształcie ropuchy. Kochał za to naturę. „Chciałbym być krową, żeby jeść trawę” – wyznał w liście do siostrzenicy.
Co pocieszy wielu domorosłych literatów − pisanie kosztowało Flauberta wiele wysiłku. Zżerała go ambicja, chciał tworzyć nowe światy, łudząco podobne do istniejącego, lecz nie identyczne. Typowy pedant, walczył ze słowem jak gladiator, miesiącami cyzelując kolejne zdania i rozdziały. Na punkcie przecinków i średników miał prawdziwą obsesję. Narzucał sobie ostrą dyscyplinę: pisał całymi dniami, z przerwą na sen i posiłki. Czasem lepiej pracowało mu się w nocy, wtedy dni przesypiał.
Przed przystąpieniem do właściwej pracy tworzył szczegółowy konspekt, w myśl zasady, że nie perły tworzą naszyjnik, lecz sznur. Ponoć przygotowywał trzy wersje każdej sceny, by odczytywać je znajomym i na podstawie ich reakcji wybierać właściwą. Deklamacje uprawiał również w samotności, albowiem powieść musiała mieć odpowiedni rytm. Nowatorskim pomysłem było usunięcie narratora. Dzięki temu postacie ożywały, lecz ów bezosobowy styl zadziwił współczesnych.
Goła i w dodatku brzydka
Obsesję pokazania nieulepszonej prawdy Flaubert dzielił ze swoim imiennikiem Courbetem. Buntownicza natura złamała karierę malarza-realisty. Flaubertowi polityczny radykalizm był obcy, lecz w notatkach i gęsto pokreślonych rękopisach używał dosadnego języka i nie stronił od pornografii. Wyżej oceniał twórczość de Sade’a niż Balzaca. „Panią Bovary” pisał cztery i pół roku. Prototypy rozrzutnej i rozwiązłej Emmy znalazł w najbliższym otoczeniu. „Żadnego liryzmu, żadnych refleksji. Czytanie tego nie będzie zabawą” – chwalił się w liście do kochanki. Słowa dotrzymał.
We Francji rządzonej przez Napoleona III rozwody były zakazane, zaś hipokryzja, cenzura i autocenzura kwitły jak magnolie w maju. Obraz „Kąpiące się” wspomnianego Courbeta policja usunęła z paryskiego Salonu już po dwóch dniach, reagując na skargi obywateli, porażonych widokiem gołej i brzydkiej mieszczki. 20 lat później w Warszawie Józef Chełmoński wywołał zgorszenie, malując chłopskie dziecko z brudnymi nogami.
„Pani Bovary” najpierw ukazała się w odcinkach w magazynie literackim „La Revue de Paris”. Redaktorzy słusznie przewidując, że cenzura dobierze im się do skóry, jęli wycinać sceny nadto bezecne. Flaubert zareagował gniewnym oświadczeniem, informującym czytelników, iż obcują jedynie z fragmentami powieści. To dopiero zaalarmowało władze. Na początku 1857 roku cała trójka podejrzanych: pisarz, wydawca i drukarz stanęła przed sądem, oskarżona o „obrazę moralności publicznej, religii oraz dobrych obyczajów”.
O szacunku do „konsumentki seksu i mężczyzn”, uwielbieniu do jej twórcy – mnicha, tchórzostwie jako formie odwagi oraz Francuzach i samych Anglikach pogardzających intelektem Wyspiarzy opowiada wybitny brytyjski pisarz Julian Barnes.
zobacz więcej
Sensacyjny proces miał wiele aspektów z dzisiejszego punktu widzenia komicznych. Czytano na głos szczególnie bulwersujące ustępy, które zdaniem prokuratora Ernesta Pinarda potwierdzały zarzut o propagowanie cudzołóstwa. „Sztuka, która nie przestrzega żadnych zasad, przestaje być sztuką; jest jak kobieta, która rozbiera się do naga. Narzucenie sztuce zasady publicznej skromności nie jest dla tej sztuki upokorzeniem, ale oddaniem jej czci” – perorował w sądzie. Rzecz działa się w epoce, gdy literatura miała znaczny wpływ na rzeczywistość. Proza przesiąknięta erotyzmem była prowokacją, groźną dla porządku społecznego. Cesarz Napoleon III, jak każdy uzurpator, był przeczulony na tym punkcie.
Grzeszny żywot stonogi
Madame Bovary gardzi drobnomieszczańskim mężem, który ją uwielbia. Zadłuża się, by imponować prowincjuszom paryskim szykiem. Wychowana w klasztorze, śni o rozkoszach doznawanych przez bohaterki sentymentalnych powieści. W pogoni za własnym szczęściem zaniedbuje dziecko. Łatwo ją uwieść, ale szybko przejmuje inicjatywę. Zachowuje się jak mężczyzna, nie odczuwa żadnych wyrzutów sumienia. Wręcz przeciwnie – jest dumna z tego, że sprawiła sobie kochanka. Z punktu widzenia XIX-wiecznych strażników moralności Emma to w najlepszym razie wariatka.
W ówczesnej Francji amoralność była przywilejem elit. Cesarz seksoholik dawał jak najgorszy przykład poddanym. Paryskie kurtyzany, hojnie sponsorowane przez ministrów, arystokratów i ludzi interesu uchodziły za wyrocznie w sprawach mody i dobrego gustu. Niektóre prowadziły salony, gdzie czcigodne towarzystwo dyskutowało o sztuce i polityce. Gdyby debiutant z Normandii raczył dostosować się do konwencji i na kartach powieści potępiłby grzeszny żywot madame Bovary, nie znalazłby się w kręgu zainteresowań prokuratury.
W powieści ze świecą szukać pozytywnego bohatera. Mąż idiota, ksiądz alkoholik i materialista, aptekarz intrygant, ziemianin dziwkarz, lubieżny notariusz, kupiec wykańczający klientów wekslami… Na ich tle Emma nie wyglądała najgorzej. Flaubert nazywał ją jednak „odrażającą stonogą”. Uosabiała wszystko, czego nie cierpiał: egoizm, fałsz, pretensjonalność i zwykłą głupotę. Pozew go zaskoczył. Co prawda deklarował: „uniewinnienie byłoby dla mnie niesławą”, jednak obawa, że jego kariera literacka dobiegnie końca zanim jeszcze się zaczęła, spędzała mu sen z oczu. Na szczęście adwokat Jules Sénard bez większego wysiłku zbił argumenty prokuratury. Nie był to zresztą byle kto, w czasach republiki pełnił funkcję przewodniczącego zgromadzenia ustawodawczego. Do uniewinnienia przyczyniły się też zapewne koneksje Flauberta, jego rodziny i przyjaciół.
Wyklęty, ale z orderem
Proces okazał się dla powieści znakomitą reklamą, z czego autor – o dziwo – wcale się nie cieszył. Zmienił plany, wyjechał do Tunezji zbierać materiały do książki o wojnie i miłości w starożytnej Kartaginie, rezygnując z publikacji „Kuszenia świętego Antoniego”, które niechybnie wyrobiłoby mu reputację zawodowego skandalisty. Wyprawa w odległą przeszłość redukowała ryzyko niemal do zera. Był też inny powód – w głębi duszy Flaubert uważał swój literacki debiut za nazbyt przyziemny. Chciał rozwinąć pawie pióra erudycji, stworzyć portret cywilizacji, o której niewiele wiedziano. Znielubił „Panią Bovary”, choć zawdzięczał jej sukces. Odrzucał lukratywne propozycje scenicznej adaptacji, ilustrowane wydanie mogło się ukazać dopiero po jego śmierci.
Kilka miesięcy po zrehabilitowaniu Flauberta, na wokandę trafiły „Kwiaty zła”. Poetycki tomik został potępiony i skonfiskowany, Charles Baudelaire musiał zapłacić wysoką grzywnę. Gustave współczuł koledze, co nie przeszkadzało mu brylować w salonach władzy. Stał się giermkiem księżnej Mathildy Bonaparte, która załatwiła mu Order Legii Honorowej. Dwa lata wcześniej „Pani Bovary” trafiła na kościelny indeks ksiąg zakazanych. Flaubert znalazł się w doborowym towarzystwie Stendhala, Balzaka, Victora Hugo, George Sand oraz Dumasów – ojca i syna.