Zachód o Polsce: brak nadziei na cywilizację
piątek,
7 stycznia 2022
Wolter, który na wschód kontynentu nie ruszył się dalej niż do Berlina, swoje wiedział i dawał Polsce pięćset lat na wyprodukowanie porcelany tak dobrej, jak ta z Sèvres i tkanin, jak te z Lyonu.
O ile w XVI wieku Europa Zachodnia odkryła dla siebie Nowy Świat, o czym wiadomo, o tyle w XVIII wieku odkryła – może nie całkiem geograficznie, ale mentalnie – Europę Wschodnią. Kupcy zmierzający do Turcji, i dalej na wschód, wybierali drogi morskie, lądem przez Polskę, Bułgarię, Rumunię i Węgry (nazwy krajów współczesne) mało kto podróżował. Europę Wschodnią opisywały Zachodowi XVI-wieczne mapy powtarzające niezbyt ścisłe informacje starożytnego geografa Ptolemeusza.
Narody zamieszkałe na wschód od krajów niemieckich nazywano, stosując nazwy starożytne pomieszane z nazwami plemion z wędrówek ludów na początku naszej ery. My byliśmy Sarmatią, na wschód od nas to Scytia, a na południe – Mezja, Tracja, Dalmacja, Panonia. Jeżeli ktoś zadawał sobie w ogóle trud nazywania, bo Europa Południowo-Wschodnia to było po prostu Imperium Osmańskie. Znane było także pojęcie „Tataria” w płynnych granicach i w określanych bardziej szczegółowo granicach od strony Zachodu domeny carów Moskwy, później Rosji.
Kto mógł zamieszkiwać te nieznane tereny? Naturalnie, barbarzyńcy. Taka była wiedza oświeconych elit w pierwszej połowie XVIII wieku. Dwory monarchów z dynastii Burbonów i Habsburgów od dawna miały nieco ściślejsze informacje, ujawniające się zwłaszcza przy okazji elekcji w Rzeczypospolitej Obojga Narodów i wojen z Turcją.
Nawet Praga to wschód
Wiek rozumu przyniósł ciekawość świata i zaczęto do Europy Wschodniej jeździć, a przede wszystkim zostawiać świadectwa z podróży na piśmie. Pisali ambasadorowie dworów zachodnich w drodze do Petersburga i Stambułu, ludzie światowi, by mieć o czym mówić w salonach, i z podobnych powodów dystyngowane damy.
Po odkryciu obu Ameryk i Azji południowo-wschodniej przyszedł czas na odkrycie może nie ściśle geograficzne, ale mentalne Europy Wschodniej. Zaczęto się nam przyglądać, szczególnie ze stolicy świata, Paryża z dobrotliwym przeważnie paternalizmem. Z wysokości Oświecenia dawać rady, strofować, mieć to i owo za złe. W najgorszym przypadku wyrażać współczujący brak nadziei na cywilizację pomiędzy Petersburgiem a Berlinem.
Wolter, który na wschód kontynentu nie ruszył się dalej niż do Berlina, swoje wiedział i dawał Polsce pięćset lat na wyprodukowanie porcelany tak dobrej, jak ta z Sèvres i tkanin, jak te z Lyonu.
Przynajmniej geograficznie leżeliśmy w lepiej się kojarzącej Europie Wschodniej, a nie w Azji będącej na ówczesnej mapie mentalnej oświeconych elit absolutną barbarią. Europę na początku wieku XVIII liczono do linii Donu, później Wołgi, dopiero zachwyty Piotrem I przeniosły granice kontynentu do Uralu.
Odkryty dla Oświecenia wschód Europy pełnił do niedawna rolę Północy – zimno, wilki, niedźwiedzie, nawet w miastach. Czyli awans w opinii, ale i tak gorzej było być na Wschodzie niż na Zachodzie. I nie zawsze chodziło o wskazania kompasu.
Udający się po raz pierwszy z Wiednia do Pragi Wolfgang Amadeusz Mozart zostawił w listach świadectwo protekcjonalnego spojrzenia na Czechów – bądź, co bądź poddanych oświeconych Habsburgów, jak i on. Nic nie szkodziło, że Praga leży na północny-zachód od Wiednia, Mozart mentalnie jechał na Wschód.
Z twarzy podobni do Azjatów
Zaczęły powstawać mapy i atlasy geologiczne, dzieła etnograficzne i przyrodoznawcze Europy Wschodniej. W Polsce Stanisław August był mecenasem francuskiego przyrodnika Jeana-Emmanuela Gilberta, który dał wyraz satysfakcji wypełniania mapy „kraju tak dziewiczego jak Kanada”, którą właśnie podbiła Francja. Rozległe pustki, jak w Kanadzie, objawiły się Gilbertowi w Grodnie.
Anglik, William Coxe, wybrał się do Polski i Rosji aby poszerzyć swojemu podopiecznemu, siostrzeńcowi księcia Marlborough, tradycyjną marszrutę, jaką odbywali arystokratyczni młodzieńcy w ramach niezbędnego w edukacji gentlemana grand tour. Ambitny preceptor swoje wrażenia zawarł w dziele „Travel into Poland, Russia, Sweden and Denmark”, które do końca stulecia miało wiele wydań i przekład na francuski.
Polacy nieraz jawią się w książce jako dzika i nieokrzesana zbiorowość – wschodnia tłuszcza.
zobacz więcej
Coxe opisuje swoje pierwsze wrażenia z Polski: „Drogi były kiepskie, wioski nieliczne i niewyobrażalnie liche, zbudowane z drewna rudery zdawały się pełne brudu i nieszczęścia i wszystko nosiło znamię skrajnej nędzy”. Coxe „bez przerwy” spotykał „chmary Żydów” i jedynie u nich mógł się zatrzymywać w „ruderach zupełnie pozbawionych mebli”. Liczba Żydów zaskakuje podróżnika, szczególnie duża okazała być w Wielkim Księstwie Litewskim. Coxe wyraźnie sugeruje czytelnikowi, że „całe chmary Żydów” oddalają kraj od Oświecenia.
O Polakach: „Z rysów twarzy, wyglądu, obyczajów ubioru i ogólnej aparycji Polacy bardziej przypominają Azjatów niż Europejczyków; niepodważalnie pochodzą od tatarskich przodków”. Do pochodzenia tatarskiego Polaków przekonała Coxe'a niezupełnie tatarska fryzura. Powołał się na niemiecki autorytet naukowy, który golenie głowy i zostawianie ich tylko na czubku lokuje w V wieku naszej ery w Scytii, co świadczy o azjatyckich korzeniach Polaków. W tej samej książce o tatarskim pochodzeniu miała stanowić także „plica polonica”. Wygolona głowa to Tataria, kołtun także, przed Azją nie ma ucieczki.
I jeszcze na pożegnanie; „Tubylcy (czyli Polacy) byli biedniejsi, pokorniejsi i bardziej wynędzniali od wszystkich ludzi, których dotychczas napotkaliśmy podczas naszych podróży; gdziekolwiek się zatrzymywaliśmy tłumnie się zlatywali, a prosząc o jałmużnę, wykonywali skrajnie upadlające gesty”.
Przygnębiające zalesienie
W tym samym czasie co Coxe (1784) znalazł się w Polsce Louis-Philippe comte de Segur, który jechał do Petersburga objąć stanowisko posła swojego władcy przy tamtejszym dworze. De Segur wybrał dłuższą drogę lądową przez Polskę z ciekawości, budząc zdumienie Fryderyka Wielkiego, któremu objawił ten zamiar, będąc przezeń przyjętym w Berlinie. Fryderyk odradzał jeżdżenie tam, gdzie „cywilizacja dopiero kiełkuje”. Niezrażony Segur pozostawił liczne obserwacje z podróży w popularnych „Memoires, souvenirs et anecdotes...”.
„Przemierzając włości króla Prus odnosimy wrażenie, że opuszczamy teatr, którym rządzi natura wspomagana dążeniami sztuki i udoskonalonej cywilizacji. (…) Lecz kiedy przybywamy do Polski mamy poczucie, że całkowicie opuściliśmy Europę i naszym oczom ukazuje się nowy spektakl: bezkresny kraj niemal całkowicie porośnięty wiecznie zielonymi jodłami, ale zawsze smutny, z rzadka poprzedzielany uprawnymi równinami podobnymi do wysp na oceanie; uboga zniewolona ludność; brudne wioski; chatynki niewiele się różniące od szałasów dzikich ludów; wszystko to składa się na poczucie, że cofnęliśmy się o dziesięć wieków, że znajdujemy się pośród Hunów, Scytów, Wenedów, Słowian i Sarmatów”.
Hrabia de Segur odnotował także: „Jest to kraina kontrastów, pustyń i pałaców, niewoli chłopów i wybujałej wolności szlachty. (…) Polska to niepojęty melanż dawnych i nowych wieków, ducha monarchicznego i republikańskiego, feudalnej dumy i równości, nędzy i bogactwa”.
W Warszawie Segur po wjeździe do miasta zauważył; „kolejne niezwykłe kontrasty: okazałe rezydencje i nędzne domki, pałace i liche nory”. Jednak pomimo tych nor: „Sztuka, rozmach, wdzięk, literatura, wszystkie uroki salonowego życia, dorównującego w Warszawie śmietance towarzyskiej Wiednia, Londynu i Paryża; ale na prowincji obyczaje wciąż sarmackie”.
„Jeśliby Bóg nie dał Żydom Polski jako schronienia, los Izraela byłby rzeczywiście nie do zniesienia” – pisał rabin Mojżesz ben Izrael Iserles.
zobacz więcej
Hrabia, podobnie, jak Wiliam Coxe, zauważył niespotykaną gdzie indziej „pracowitą ciżbę zachłannych Żydów” i tak samo, jak Anglika, przygnębiało go nadmierne zalesienie kraju.
To wciąż Sarmaci
Podróżujący z Petersburga do Warszawy Giacomo Casanova zapisał: „Polacy, choć w dzisiejszych czasach na ogół kulturalni, nadal mocno trzymają się swojej dawnej natury; wciąż są Sarmatami albo Dakami”. Na marginesie, Dakowie – jeśli już – to protoplaści Rumunów, ale kto z cywilizowanego świata by się przejmował tym, jak tam daleko wśród lasów rozlokowały się egzotyczne etnosy.
Casanova wydał dzieło: „Dzieje niepokojów w Polsce” dotyczące czasów zmiany na tronie w Petersburgu po śmierci carycy Elżbiety i wspomina o naszym kraju w swoich „Pamiętnikach”. Interesował się wieloma rzeczami oprócz tych, z których jest przede wszystkim znany.
Nikt natomiast nie podejrzewałby markiza de Sade o zainteresowania geopolityczne, a jednak.... W powieści epistolarnej „Aline et Valcour” jeden z protagonistów na marginesie aprobatywnych rozważań o kazirodztwie dzieli Europę na cztery republiki, i Polskę przydziela w całości Rosji.
Wolter o Polsce pisał kilkakrotnie i zawsze niepochlebnie – czego się można spodziewać po wielbicielu pruskiego Fryderyka, a szczególnie Katarzyny II. W „Historii Karola XII” skonstatował: „Nadal widzi się w polskich żołnierzach charakter dawnych Sarmatów, ich przodków, równie mało dyscypliny, to samo rwanie się do ataku”. Napisał też, że Polacy występują w sejmie „z szablą w dłoni, jak dawni Sarmaci”.
Polska szlachta używała sama wobec siebie etykiety Sarmatów, ale służyło to określeniu przynależności kastowej. U Woltera lokowanie Polaków w Sarmacji, to przeniesienie z obszaru cywilizacji gdzieś w pomrokę dziejów.
W 1751 roku Gotthold Ephraim Lessing, później uznany za jednego z gigantów niemieckiego Oświecenia, zapoznał się ze stanem literatury polskiej w dostępnych publikacjach po łacinie. Z otwartym umysłem w jednej z berlińskich gazet zaprzeczył, że Polska jest pogrążona w „głębokim barbarzyństwie”, jak się powszechnie sądziło.
Polacy czytają i komentują Woltera i starają się pisać tak, jak na Zachodzie, więc wszystko zmierza w dobrym kierunku.
Kiedy jednak chciał napisać coś nie w typie literatury Oświecenia, wybrał scenerię Ukrainy, gdzie polscy arystokraci z równie arystokratycznymi Tatarami wykradają sobie kobiety. W oparach magii i zabobonu kłębią się ciemne namiętności z kompleksem Edypa w tle.
Szkoda, że „Horoskop” Lessinga zachował się tylko w szczątkowym szkicu. To, co ocalało jednak świadczy, że kojarzenie Rzeczypospolitej ze scenerią głębokiego barbarzyństwa przyszło autorowi bez wysiłku w miarę twórczej potrzeby.
I ten kołtun
Ruggiero Giuseppe Boskowich, fizyk, astronom i geograf , urodzony w Dubrowniku, ale wychowany w kulturze włoskiej jezuita wędrował ze Stambułu do Polski. Gdy przekroczył granicę na Dniestrze pomiędzy poddaną sułtanowi Mołdawią a włościami Stanisława Poniatowskiego (ojca przyszłego króla) już w Polsce, poczuł różnicę cywilizacji. Znalazł się może nie w okolicach całkiem cywilizowanych, ale mających taką możliwość. W Zaleszczykach należących do Poniatowskiego Boskowich odnotował obecność niemieckich kolonistów „pobudzających wytwórczość i wiele umiejętności, które w całej Polsce są niewiarygodnie zaniedbane”.
Boskowich był honorowym gościem Poniatowskiego i chwalił to sobie wielce, bo Stanisław Poniatowski był opisywany przez Woltera jako jeden z generałów i dyplomatów Karola XII, a „Historia Karola XII” była wtedy kanonem wiedzy o Europie Wschodniej. Pałac Poniatowskiego jednak musiał się zdawać podróżnikowi samotną wyspą w morzu aspiracji i możliwości, bo zapisał, że „przy kolacji spotkał wszystkie kulturalne osoby w kraju”.
Razem z Boskowichem do Zaleszczyk podróżowała pani Porter, żona powracającego z misji angielskiego ambasadora w Stambule. Niedomagający jezuita został w Zaleszczykach, a pani Porter udała się na objazd dóbr książąt Czartoryskich.
„Na ogół, kiedy wysiadałam z wozu, zastawałam hol wejściowy pełen pomniejszej szlachty, pieczeniarzy albo wasali księcia – elegancko odzianych w dobrze na nich leżący polski strój. Zbliżywszy się do mnie, klękali na jedno kolano, przyciągali moją szatę do ust albo czoła, całowali ją i życzyli mi pomyślności. Czasem odkrywałam wśród nich człowieka chorego na plica, jedną z dolegliwości, które występują w tym kraju”.
Pani Porter wzięła normalne jeszcze wtedy w Polsce znamiona kurtuazji za upokarzanie się „pieczeniarzy i wasali”. Przyjechała wszak ze świata, gdzie w poprzednim stuleciu nawet przed Królem Słońce wystarczało trzy razy zamieść podłogę piórami od kapelusza, pochyliwszy się w ukłonie. Co dopiero w Holandii, kraju kupieckim bez arystokratycznych hierarchii, z którego pochodziła. W Polsce padało się do nóg i podejmowało pod kolana pana ojca, pana hetmana, księcia pana i księdza plebana, tym bardziej nie dziwiło rycerskie klękanie przed damą. Pominąwszy wyższościowe uprzedzenia ludzi z Zachodu, może jednak zapóźniony Wschód, no i jeszcze ten kołtun.
Z Encyklopedii: barbaria i zacofanie
Sarmatyzm to tradycja, z której wyrastają wolność, demokracja i ruch Solidarności.
zobacz więcej
Wiedza o Europie Wschodniej była oczywiście, rozsiana po siedemnastu tomach „Encyklopedii” Denisa Diderota i Jeana le Rond d'Alemberta, gdzie nie pozbyto się jeszcze wpływu określeń Ptolemeusza i powtarzających je ksiąg renesansowych. Medycyna, geografia, botanika, geologia i etnografia egzotycznych dla Zachodu krain Europy Wschodniej były tam przedstawione przez chevaliera de Jaucourt, niestrudzonego kompilatora z najbardziej znanych książek, co odzwierciedlało najbardziej typowe XVIII-wieczne opinie.
Jaucourt na przykład Węgry łączy nierozerwalnie w dawniejszych czasach z Bułgarią i Wołoszczyzną, a językowo z Polską, Czechami i Rosją, bo węgierski uważa za język słowiański. „Na Węgrzech nie widziało się nic innego oprócz pustyni” – zacytował Jacuourt wyższy autorytet, Woltera, który nigdy nie widział Węgier, podobnie jak Jaucourt. XIV-wieczne panowanie równocześnie na Węgrzech i w Polsce Ludwika Wielkiego (Ludwik Węgierski w naszej historiografii) zostało zmarnowane pijarowo, bo „nie rządził ludźmi, którzy mogliby przekazać jego chwałę innym narodom”.
Co do Polski i jej uwarunkowań politycznych, ustrojowych i społecznych, to Jaucourt podziwiał pełny przepychu spektakl polskiego Sejmu, którego nigdy nie widział, napiętnował jak wszyscy liberum veto – to już nie nonszalancja, a zdrowy rozsadek – a pańszczyznę porównał do niewolnictwa w Azji. Odmalował przejmujący obraz: „dzieci narażone po społu z bydłem na przejmujące zimno, zdają się urągać naturze, że ich nie ubrała w skóry, jak zwierząt”. Jaucourt zastanawiał się, co prędzej zniszczy Polskę: „Brzemię niewolnictwa, czy nadmiar wolności”.
Podobnie jak Węgry, które były „pustynią”, Polskę skarcono za marnowanie zasobów naturalnych: „Natura umieściła w tym państwie wszystko, co do życia potrzebne: zboża, miód, ryby, wosk, zwierzynę i wszystko, czego trzeba, aby ją wzbogacić: pola pszenne, pastwiska, bydło, wełnę, skory, kopalnie soli, metale, minerały; a jednak Europa nie zna biedniejszego ludu”.
Chevalier de Jaucourt zainteresował się także kulturą Polski: „Brak szkoły malarstwa, nie ma teatru; architektura w powijakach; historia traktowana bez smaku; matematyka mało uprawiana; rozsądna filozofia prawie nie znana”. Zapóźnienie, gorszość i młodszość kulturalna nie jest dana raz na zawsze i autor hasła daje nadzieję: „Natura wszystkiemu pozwala dojrzeć; być może pewnego dnia Polska osiągnie to, co zostało udoskonalone w innych klimatach”.
Zanim to się stanie wiedzę o Polsce na długo wśród zachodnich elit ukształtuje „Encyklopedia”, pomnikowe dzieło francuskiego Oświecenia.
Rosyjskie miraże
To, co w podróżnikach i intelektualistach z Zachodu budziło wstręt i grozę jeżeli chodzi o część Europy Wschodniej pod panowaniem sułtanów, bardziej uchodziło w przypadku Rosji. Mołdawski kańczug stosowany po drodze wobec wszystkich poddanych padyszacha, którzy mieli dostarczać podróżnym jedzenia i noclegu przyjmowany był gorzej niż rosyjski knut stosowany w tym samym celu. Poddanych bili opiekunowie podróżnych z nadania władzy i tu, i tam. Niewolnictwo okropne na Bałkanach stawało się nadzieją kultury w przypadku Rosji, odkąd Piotr I odwiedził Paryż w 1717 roku. Zapisano cara do Akademii Francuskiej i rozpoczął się rosyjski miraż na Zachodzie trwający we Francji do dzisiaj.
Absolutyzm oświecony implementowany w Rosji przybrał postać oświeconego – jak wierzono – despotyzmu. Wydźwignięcie barbarzyńskiego kraju na poziom cywilizacji wymagało barbarzyńskich metod, które Piotrowi wybaczano. Żaden władca mający zwyczaj osobiście uśmiercać wrogów politycznych nie budziłby na Zachodzie zachwytów. Rosja to co innego. Wolter, który opiewanie Karola XII zamienił na bałwochwalstwo jego pogromcy z wojny północnej (1700-1721), potrafił – do czasu – zachować krytyczną miarę w swoim spojrzeniu na Piotra: „Brutalność jego rozrywek, gwałtowność obyczajów i barbarzyństwo zemst łączyły się z licznymi cnotami. Ucywilizował swoje ludy, ale był dzikusem”.
Kiedy ukazały się wszystkie trzy tomy „Piotra I”, d'Alembert stwierdził w liście, że dzieło to „przyprawia o wymioty uniżonością i banalnością zawartych tam peanów”. Wolter musiał stracić resztki dystansu w trakcie pisania. W przypadku Katarzyny II o jakimkolwiek dystansie nie sposób mówić – była dla Woltera boginią.
Królowi Stanisławowi Augustowi mógł dawać rady: „Najjaśniejszy panie, Polska byłaby o wiele bogatsza, ludniejsza i szczęśliwsza, gdyby chłopi zostali uwolnieni od pańszczyzny, gdyby mieli wolność ciała i duszy, gdyby ślady gotycko-słowiańsko-rzymsko-sarmackiego ustroju (sic!) zostały pewnego dnia zatarte przez władcę, który nie przybrałby tytułu najstarszego syna Kościoła, lecz najstarszego syna rozumu”. Katarzynę opiewał w rosnącym zachwycie.
W „Mowie do katolickich konfederatów z Kamieńca w Polsce” przeznaczonej, rzecz jasna, dla czytelnika zachodniego, zwraca się Wolter do konfederatów barskich: „Dzielni Polacy, czyliż chcielibyście dzisiaj stać się niewolnikami i satelitami Rzymu katolickiego?” Chodziło o słynną polską nietolerancję religijną, opinię umiejętnie podsycaną na Zachodzie przez dwór rosyjski i samą Katarzynę.
Sarmatyzm ozdabiał życie świątyniami, ale także ucztami, oracjami, świętami.
zobacz więcej
W „Mowie” filozof tłumaczy, że wojska rosyjskie wysłano do Polski, by wprowadziły w Polsce tolerancję. Jeżeli ktoś się poskarży, że jakim prawem? „Odpowiem – mówi Wolter – że prawem sąsiada, by dostarczyć wodę do sąsiedzkiego domu, który płonie”.
Polska ośmieliła się może zbyt surowo ukarać protestanckich napastników, którzy zdemolowali kolegium jezuickie w Toruniu w 1724 roku. Silne państwo może sobie na takie rzeczy pozwolić. Polska była już wtedy faktycznym protektoratem Rosji, czyli pochyłym drzewem, na które wszystkie kozy skaczą. Niewybaczalne, choć dla porównania stopni obskurantyzmu – ostatnią czarownicę spalono w Polsce w 1775 roku, we Francji w 1745, w cesarstwie niemieckim także w 1775, jak w Polsce. U wysoce oświeconego króla Prus ostatni stos zapłonął w 1811 roku.
Dzieło stworzenia
Wprowadzanie tolerancji religijnej w Polsce usprawiedliwiało I rozbiór. Rozbiory i zniknięcie państwa zaowocowało zwiększonym zainteresowaniem Polską w Europie. Pisali filozofowie, urzędnicy MSZ Francji i późniejsi rewolucjoniści.
Claude Carloman de Rulhière zostawił traktat „Anarchia w Polsce”, najbardziej poważną w tamtym czasie na Zachodzie, czyli w XVIII wieku, historię Polski przeznaczoną dla nauki delfina Francji, przyszłego Ludwika XVI. Dzieło wydane w 1807 roku posłużyło Napoleonowi jako kompendium wiedzy o Polsce.
Nie co dzień ginie państwo, więc było o nas i w gazetach, a ze znanych rewolucjonistów co nieco o sprawie polskiej napisał Jean- Paul Marat, zanim zginął w wannie za wolność, równość i braterstwo.
Okoliczności historyczne, w jakich znalazła się Polska, przyniosły spojrzenie bardziej rzeczowe, jak w przypadku Rulhière'a, co nie zmienia faktu, że w czasach spokojniejszych byliśmy opisywani jedynie z pozycji megalomańskiej wyższości i ignoranckiej lepszości oraz współczucia ociekającego hipokryzją – jak litowanie się nad dolą chłopa przez przedstawicieli krajów uprawiających niewolnictwo w swoich koloniach.
W finale tej niekompletnej, siłą rzeczy, listy warto wspomnieć postać Pierre'a Samuela du Pont de Nemours, dyplomaty, polityka i członka władz Francji w różnych okresach od ancien régime'u do restauracji. Du Pont był fizjokratą i właśnie w celu szerzenia tej idei udał się do Polski. Został sekretarzem Komisji Edukacji Narodowej i wychowawcą czteroletniego księcia Adama Jerzego Czartoryskiego. Nie zabawił nad Wisłą zbyt długo, fizjokratyzmu nie rozpowszechnił. Ale nie o to chodzi.