To już ewidentnie kampania wyborcza przed kwietniowymi wyborami. Obydwoje wymienieni powyżej bardzo poważni kandydaci, mający po kilkanaście procent poparcia, chcą pozyskać wielki elektorat protestów. Oprócz wspomnianej dwójki mocną pozycję ma jeszcze Valérie Pécresse, pani prezydent najpotężniejszego regionu Francji Ile de France, która wyszła z partii Republikanów i założyła własne ugrupowanie Soyons Libres (Bądźmy Wolni), ale wygrała prawybory wśród Republikanów i także ich reprezentuje. Najprawdopodobniej z kimś tej trójki zmierzy się w II turze prezydent Macron, który z 25 procentami jest na sondażowym prowadzeniu, ale wszyscy mają świadomość, że to fatalny wynik.
Słowa Macrona miały jeszcze inny szybki, bezpośredni skutek – sparaliżowały działania Zgromadzenia Narodowego, niższej izby parlamentu, które już niemal miało przegłosowane przepisy o wprowadzeniu przepustek szczepionkowych. Do tej pory były tzw. covidowe – uznawano też negatywny wynik testu czy zaświadczenie o ozdrowieniu. Teraz jedyny dokumentem pozwalającym na korzystanie z praw miałoby być zaświadczenie potwierdzające przyjęcie odpowiedniej liczby szczepień.
Oburzeni komentarzem o nieszczepionych, którzy nie są obywatelami, deputowani zastosowali obstrukcję parlamentarną i prezydenckie ugrupowanie La République en Marche (LREM) mimo większości w Zgromadzeniu nie zdołało przegłosować nowej ustawy. Ta miała być jeszcze bardziej restrykcyjna niż wprowadzone w sierpniu przepustki covidowe. Wtedy na manifestacjach sprzeciwu gromadziło się nawet 300 tysięcy osób.
Wyrywanie korzeni
Cała kadencja Emmanuela Macrona przebiega pod znakiem wielkich protestów społecznych, jest niemal nieustanną kampanią „wojenną”. Trwa ona nieprzerwanie od jesieni 2018 roku, kiedy decyzja prezydenta o drastycznej podwyżce ekopodatku na paliwa wykreowała ruch „żółtych kamizelek”. Setki tysięcy ludzi wyszły wtedy na ulice, drogi, autostrady i Francja zostały sparaliżowane.
Potem co tydzień w różnych formach demonstracje przetaczały się przez francuskie miasta, to słabnąc z powodu pandemii, to się nasilając. Bilans jest tragiczny – 10 osób zginęło, ponad tysiąc zostało rannych. Do tego zniszczone całe kwartały miast i tysiące biznesów, tysiące spalonych samochodów, samobójstwa policjantów, paraliż wymiaru sprawiedliwości, masowe protesty różnych grup zawodowych jak lekarze, prawnicy, rozerwane więzy społeczne i państwowe, czego symbolem są walki policji ze strażakami na ulicach miast.
Niemal wszystko w tych wydarzeniach jest symboliczne. Nowy ekopodatek został potraktowany jako wyraz arogancji władzy, jej oderwania się od obywateli. Francuzi nie mają wątpliwości, że nie chodzi o walkę z globalnym ociepleniem (wszak we Francji 70 procent energii jest z atomu), tylko o rozpaczliwą próbę ratowania finansów państwa. Z punktu widzenia norm unijnych Francja z zadłużeniem dochodzącym do 120 procent PKB jest niemal bankrutem. Pandemia zniosła jednak wszelkie gospodarcze obostrzenia i teraz już cała strefa euro łącznie z Niemcami nie spełnia unijnych wymogów. Francja może się więc ukryć wśród krajów takich jak Grecja, Hiszpania, Włochy, Portugalia, Cypr, Belgia, gdzie dług państwa przekracza poziom PKB.