Cywilizacja

Gry uliczne. Czy rosyjska ambasada w Warszawie zmieni adres?

W Teheranie – wstrząsanym falami rewolucji ajatollahów, ale też tradycyjnie antybrytyjskim – na „ulicę Bobby’ego Sandsa” przemianowano ulicę, przy której mieściła się ambasada Zjednoczonego Królestwa. Była to w dodatku nie byle jaka ulica, lecz Bulwar Winstona Churchilla, więc despekt był podwójny. Potężne Foreign Office musiało uciec się do tego samego tricku, co Rosjanie w Pradze: otwarło furtkę od bocznej ulicy Ferdousiego.

A jest jeszcze więcej ulic, / więc posłuchaj, tato: / i są takie, co swą nazwę / wzięły wprost od kwiatów…. To oczywiście Tadeusz Kubiak i jego niezapomniane „Ptasie ulice”, które większość czytelników zna zapewne z dzieciństwa i ze słuchu, a niektórzy również z własnego wieczornego czytania na głos. Jest Różana, Akacjowa / lub od drzew: Wiśniowa….

Ale oprócz tego, chociaż ulicom w pierwszym rzędzie nadawane są imiona miejscowych bohaterów i zabytków, można się założyć, że w większości miast świata jest Targowa, jest Dworcowa albo Kolejowa. Jest zapewne Wiejska i jest Główna, a wyjąwszy republikańską Francję – zapewne również Królewska i Książęca.

Wygląda jednak na to, że standaryzacja europejskiego nazewnictwa ulicznego może na naszych oczach pójść o krok dalej. Ulica Bohaterów Ukrainy istnieje już od kilku dni w Wilnie: mer Remigijus Simasius osobiście dokonał przemianowania. Bliźniacze posunięcia zapowiedziały władze Rygi i Pragi: w stolicy Łotwy ambasada Federacji Rosyjskiej mieści się przy ulicy Niepodległej Ukrainy, w stolicy Czech poseł Ondřej Kolář złożył wniosek o przemianowanie dotychczasowej Koronacyjnej na Bohaterów Ukrainy, tak jak w Wilnie.
Ambasada Federacji Rosyjskiej w Wilnie zyskała nowy adres. Od kilku dni mieści się na ulicy Bohaterów Ukrainy. Fot. Paulius Peleckis/Getty Images
W dalekiej Tiranie burmistrz Erion Veljaj zdecydował się (co dla Albańczyka zawsze niełatwe) ująć szczypty chwały Donice Kastrioti, żonie legendarnego turkobójcy Skenderbega. Odtąd przedstawicielstwa Moskwy i Kijowa (a także, co może nie pozostało bez wpływu na determinację burmistrza – Belgradu) leżeć będą przy Rruga Ukraina e Lirë, czyli ulicy Wolnej Ukrainy.

Między Belwederską a Parkową

A w Warszawie? Petycja do Rady Warszawy o powstanie placu Bohaterów Ukrainy, położonego – co za traf! – na osi bramy głównej Ambasady Federacji Rosyjskiej w RP została złożona już w ubiegłym tygodniu. Pomysł został przemyślany tak, by sprawić jak najmniej kłopotu okolicznym mieszkańcom i nie pozbawiać Warszawy historycznej nazwy: wnioskodawcy proszą, by nowy plac utworzony został na skrzyżowaniu ulicy Belwederskiej z małą ulicą Parkową. Wówczas nowy plac objąłby tylko adres ambasady.
Na razie pod petycją widnieje zaledwie nieco ponad 700 podpisów. Nieformalny wniosek o nadanie nazwy, przedłożony Radzie Warszawy przez radną Lewicy, Agatę Diduszko-Zyglewską, został oddalony – wnioski formalne mogą zaś składać jedynie kluby. W czwartek, 17 marca Rada na swojej 62. sesji nadała więc, zatwierdzone dzień wcześniej przez Komisję ds. Nazewnictwa Miejskiego, nazwy ulicy Makowej (Wilanów), Anny Radziwiłł (Mokotów), a nawet Rondu Liczby Pi (tamże, na skrzyżowaniu ulicy Konstruktorskiej i Suwak).

O Placu Bohaterów Ukrainy było głucho, chociaż z proceduralnego punktu widzenia możliwe byłoby uruchomienie szybkiej ścieżki decyzyjnej na wniosek Prezydenta Miasta. Wygrała prokrastynacja. Czyżby zwalczające się kluby partyjne nie chciały podejmować niewygodnych tematów? – W ramach zmian budżetowych przegłosowaliśmy za to przesunięcie 100 tys. zl (z budżetu miejskiego) na projekt artystyczny, który będzie polegał na stworzeniu przed ambasadą dużego napisu „SŁAWA UKRAINIE” – podsumowała sesję Diduszko-Zyglewska.

Być może jednak, wobec ponadpartyjnego rozkołysania nastrojów, w końcu doczekamy ulicy lub placu Bohaterów Ukrainy w Warszawie.

Nowa mapa Warszawy. Rondo Owulacji zamiast Jazdy Polskiej?

Ulica Orla to symbol patriotyzmu tromtadrackiego, żywiącego się niechęcią do innych, Lwowska i Inflancka brzmią jak pochwały polskiego kolonializmu.

zobacz więcej
Uczuć drugich sekretarzy, attaches ds. wojskowych, jak również jego ekscelencji Siergieja Andrejewa, zerkających na kopertę z zaproszeniem na raut można się tylko domyślać. Poczta bywa w tych sprawach dość rygorystyczna, szczególnie w takich, jak obecne okolicznościach i listów adresowanych na „Belwederską 1” dostarczać zapewne nie będzie. Co jednak mogą zrobić?

Ambasady w opałach

Części z reakcji można się domyśleć – dyplomacja rosyjska nie po raz pierwszy znalazła się w podobnych opałach. W roku 2018 – Wilno, a w 2020 – nagłośniwszy całą sprawę znacznie bardziej – Praga czeska przemianowały lokalizację głównych siedzib dyplomacji moskiewskiej na plac Borysa Niemcowa. Jak wiadomo, rosyjski opozycjonista zastrzelony został 27 lutego 2015 roku w centrum Moskwy przez – użycie cudzysłowu wydaje się tu konieczne – „nieznanych sprawców”.

I co? I nic. Ambasada Federacji zechciała nie przyjąć do wiadomości municypalno-pocztowej decyzji, dokonując notarialnej zmiany swego adresu na pobliską ulicę Koronacyjną. Czesi – znać taktyków z czasów bitwy pod Taborem! – podjęli ruchy oskrzydlające: alejka piesza biegnąca na tyłach kompleksu ambasady czym prędzej przemianowana została na „Promenádę Anny Politkovské”.
Ambasada Rosji w Pradze. Dane kartograficzne: OpenStreetMap.org/ © autorzy OpenStreetMap/ licencja ODBL
Taka zabawa nie może jednak trwać wiecznie: adres pocztowy większej nieruchomości można zmieniać dowolnie w obrębie okalającego go czworo- czy pięciokąta ulic, nie można jednak wyjść poza jego granice. Jeśli ul. Koronacyjna zostanie zmieniona na Bohaterów Ukrainy, Ruské velvyslanectví v Praze może próbować jeszcze przepisać adres na znajdującą się na tyłach ogrodów, dobre pół kilometra od głównego budynku ambasady, uliczkę Nad Královskou oborou. Jeśli jednak i ta lokalna „Parkowa” (tak bowiem należy tłumaczyć tę nazwę) zostanie przemianowana na, powiedzmy, Szpitala Położniczego w Mariupolu, ambasadorowi Aleksandrowi Zmejewskiemu pozostanie przebić się do biegnącego pod centrum Pragi sześciokilometrowego tunelu. Jeśli jednak okaże się, że w Bubenečským tunelu pojazdy dostawcze się nie zatrzymują, trzeba będzie wynająć skrytkę pocztową…


Podobnie może być w Warszawie. Jeśli władzom miejskim starczy determinacji, by przemianować zbieg Parkowej i Belwederskiej na plac Bohaterów Ukrainy, ambasada może otworzyć furtkę 50 metrów dalej, w górę Belwederskiej. Jeśli stworzymy tam rondo Hołodomoru – mogą starać się uruchomić komunikację od ul. Spacerowej. Spacerowej? Nie, to może być już ulica Barykad Kijowa.
Z trzeciej strony ambasada granicy z terenem Ministerstwa Obrony Narodowej – tam nie radziłbym się przebijać. Przyjdzie wynajmować skrytkę – albo może adresować całą korespondencję na ośrodek rekreacyjny ambasady w Skubiance pod Serockiem?

Błochin za Dudajewa

Można też oczywiście wyobrazić sobie innego rodzaju rekryminacje, a mianowicie – pozwólmy sobie w tym miejscu na neologizm – kontrprzemianowanie adresu. Taka perspektywa pojawiła się już w roku 2005, gdy w Radzie Warszawy (przy mocny sprzeciwie SLD) niewielkiemu rondu we Włochach, położonemu na skrzyżowaniu ul. Popularnej i Alej Jerozolimskich (de facto znajduje się ono pod estakadami Alej) nadano imię Dżochara Dudajewa, prezydenta Czeczenii w latach 1991-1996, zabitego przez Rosjan 21 kwietnia 1996 roku w ramach „operacji antyterrorystycznej”.

Władze rosyjskie zareagowały wówczas ostro, grożąc nadaniu ul. Klimaszkina (nikomu nie wadzącego 19-latka, który w 1944 zginął w walce z Niemcami, Bohatera Związku Sowieckiego), gdzie mieści się Ambasada RP w Moskwie, imienia Michaiła Murawiowa „Wieszatiela”, głośnego pacyfikatora powstania listopadowego na Litwie, w Rosji uznawanego za wybitnego męża stanu. Jak głosi miejska legenda, ówczesny prezydent Warszawy Lech Kaczyński dał do zrozumienia, że rozpoczęcie tego rodzaju „wojny na nazwy” może doprowadzić do przemianowania Belwederskiej na ulicę Dymitra Samozwańca – i sprawa przycichła.
Niemiłe Rosji rondo Dżochara Dudajewa w Warszawie. Fot. PAP/Szymon Łaszewski
W sytuacji nadania nowych nazw w Warszawie może ona oczywiście odżyć. Nie jest oczywiście moją intencją ani eksplorowanie, ani inspirowanie granic finezji rosyjskich dyplomatów, wyobrażam sobie jednak, że istnieją imiona jeszcze boleśniejsze dla Polaków od krwawego i straszliwego, ale jednak przed dwustu laty wykonującego swoją robotę Murawiewa. Ot – choćby katyńskiego kata Wasilija Błochina, na którego grobie w Moskwie czuła ręka po dziś dzień składa kwiaty. Tylko czy rzeczywiście za miesiąc minister Ławrow będzie miał głowę do podobnych żartów?

Furtka od ulicy Ferdousiego

Inicjatywy Wilna, Pragi ani Warszawy nie są zresztą pierwsze. Do tego rodzaju działań nieraz posuwały się władze państwowe i obywatele w sytuacjach, gdy emocje rozpalone były do czerwoności, a czasy ucywilizowały się na tyle, że nie bardzo uchodziło już praktykować „dyplomację kanonierek”.

Najbardziej znana inicjatywa tego rodzaju podjęta została w Iranie wiosną 1981 roku po śmierci 5 maja w więzieniu Maze w Irlandii Północnej Bobby’ego (Roberta) Sandsa w następstwie strajku głodowego. Sands, jeden z liderów IRA, skazany za posiadanie broni, zmarł w wieku 27 lat i jego śmierć wywołała falę protestów w wielu krajach: właściwie wszędzie tam, gdzie z różnych powodów nie lubiano Wielkiej Brytanii, a osobliwie Margaret Thatcher. Demonstrowali studenci w Mediolanie i socjaliści w Paryżu, opozycja w parlamencie Portugalii i „Literaturnaja Gazieta”. Na cześć Bobby’ego Sandsa powstawały murale, jego imieniem nazwano też kilka ulic, od Nantes po Saint-Denis.

Arogancki i bezduszny styl w pseudoekologicznym wcieleniu

Szkło zaspokaja faraońskie ambicje. Działa na wyobraźnię. Poprawia wizerunek. Co o naszej epoce mówią wieżowce Dubaju i Warszawy?

zobacz więcej
Ale tylko w Teheranie – wstrząsanym falami rewolucji ajatollahów, ale też tradycyjnie antybrytyjskim – na „ulicę Bobby’ego Sandsa” przemianowano ulicę, przy której mieściła się ambasada Zjednoczonego Królestwa. Była to w dodatku nie byle jaka ulica, lecz Bulwar Winstona Churchilla, więc despekt był podwójny. Potężne Foreign Office musiało uciec się do tego samego tricku, co Rosjanie w Pradze: otwarło furtkę od bocznej ulicy Ferdousiego (i tak nie najgorzej im się trafiło, w końcu – największy poeta języka perskiego!) i notarialnie zmieniło adres.

Historię „Bobby Sands Street” – i kilkadziesiąt innych przykładów na używanie nazw ulic jako narzędzia w działaniach politycznych – znaleźć można w wydanej właśnie przez Znak pracy Deidre Mask, zatytułowanej „Adresy. Co mówią nam o tożsamości, statusie i władzy”, zgrabnie przełożonej przez Agnieszkę Wilgę.

Amerykańska dziennikarka jest oczywiście dzieckiem swojego czasu i, bardziej jeszcze, swojej bańki: lekkim krokiem przemieszcza się między Kolkatą (Kalkutą), Wiedniem, St. Louis a Seulem, a reformy katastralne Marii Teresy wydają jej się równie egzotyczne (i wymagające długotrwałego objaśniania), co doświadczenia Rolanda Barthesa z topografią Tokio.

Wizerunek swoich kilkudziesięciu rozmówców – etnografów, historyczek, działaczy społecznych – Deirde Mask ociepla, stosując za każdym razem ten sam chwyt, a mianowicie poświęcając kilka słów na scharakteryzowanie ich stroju i lekkiego, dietetycznego posiłku, jaki spożyli po kilku godzinach zwiedzania któregoś z miast na jej trasie.

Dr Antony Tantner z Uniwersytetu Wiedeńskiego „ubrany jest w ciepłą kurtkę narciarską, szary szalik i czarną czapkę mocno naciągniętą na uszy”, a z delhijskim aktywistą Subhasisem „idzie coś zjeść w prowadzonej przez fundację knajpce o nazwie Hope Café”, gdzie „zamawiają tradycyjne danie thali ” – i prostota tego posunięcia jest rozczulająca niemal jak pierwsza recenzja teatralna, napisana przez ósmoklasistkę.

Mniej już może rozczulające są, dość przewidywalne może u nowojorskiej reporterki, ślepe plamki poznawcze. Pisząc o zmianach nazw ulic i miejsc, za którymi stoi wielka historia i polityka, bardziej szczegółowo opisuje dwa obszary: XX-wieczne Niemcy, dokonujące u progu III Rzeszy haniebnej „dejudaizacji” swego nazewnictwa (i zakłopotane tym po wojnie: jak przywrócić „Judengasse”, skoro cały kraj jest już „Judenrein”?) oraz RPA na przełomie XX i XXI wieku, wyzbywające się na potęgę nazewnictwa burskiego.

Gdyby Znak był dawnym Znakiem
Gdyby Znak z roku 2022 był Znakiem z roku, powiedzmy, 1989, z pewnością zamówiłby dodatek traktujący o największej w XX wieku operacji politycznie motywowanej zmiany nazw – która dokonała się (i nadal daleka jest od zakończenia) na ziemiach Imperium Rosyjskiego. Począwszy od St.Petersburga, który jeszcze za cara stał się Piotrogrodem, następnie zaś Leningradem, poprzez Carycyn (Stalingrad 1925-1961, następnie Wołgograd), poprzez miasta gubernialne i obwodowe, kołchozy i przysiółki, bulwary, ulice i uliczki – aż po Klimaszkina, zwaną do roku 1918 – Małym Zaułkiem Gruzińskim, a w latach 1918-1961 – ulicą Komunistyczną. Przeorano imperium – które także dlatego nie potrafi dziś wrócić na swe miejsce.

Gdyby Znak, gdyby Znak… Zamiast dodatku o pamięci Imperium znalazł się apendyks pióra warszawskiego dziennikarza Maksa Suskiego, który na tuzinie stron zdołał zmieścić dwa tuziny złośliwości pod adresem IPN, polskiego zadęcia, wodolejstwa, „kultu Wyklętych”, ksenofobii i nowobogackiego sadzenia się.

Nie tylko adresy zmieniają się nie do poznania; również wydawnictwa.

Książka Deidre Mask nie przestaje być przez to jednak fascynującym świadectwem tego, jak gigantyczną wagę może mieć adres: te dwie-trzy linijki (wraz z kodem), które ze znudzeniem wpisujemy, zupełnie mechanicznie, w nieskończone ilości formularzy.

Duża część „Adresów” poświęcona jest najbardziej podstawowemu znaczeniu swego „miejsca na Ziemi”: od wiejskich bezdroży Wirginii Zachodniej przez slumsy Indii (nie mówiąc już o wioskach Afryki czy Amazonii) ludzie pozbawieni precyzyjnego adresu są (modne słowo) wykluczeni na dziesiątki sposobów: ani o pracę aplikować, ani zamówić skarpetek w Amazonie.

Ludzie w pudełkach. Z idei Bauhausu korzystali i naziści, i komuniści

Architekt miał być projektantem życia społecznego, a nie tylko budowli. A to, że projektował integrację, a wyszła izolacja i patologia blokowisk, to już zupełnie inna sprawa.

zobacz więcej
To oczywiste. Mask zwraca jednak również uwagę na wszystkie piętra wartości symbolicznych niesionych przez adresy. Fascynujący rozdział o Manhattanie pokazuje, do jakich tricków uciekają się deweloperzy budowlani, by zdobyć najbardziej prestiżową lokalizację, „naciągając”, do granic tolerancji geodetów i urzędników miejskich, granice parceli tak, by bodaj jedną furtką, bodaj bramką dla samochodów dostawczych dotknąć wymarzonej Avenue.

No właśnie, Avenue czy Lane? W polszczyźnie standardowo używamy „ulicy”, rzadziej „alei”, wyjątkowo właściwie – „bulwarów” czy poetyckiego „zaułka”. Angielszczyzna, ze swoim bogactwem idiomów, oferuje nieporównanie większe możliwości twórcą „nazewnictwa kreatywnego”.

Partyzantka miejska

Wiek XXI zaoferował nam znacznie więcej niż dotąd narzędzi, jakimi można zmieniać nazwy w swoim otoczeniu – i ten wątek również stale przewija się w książce Mask. Jedna rzecz to aktywność obywatelska, pozwalająca występować z petycjami, czasem, w desperacji, samodzielnie przemalowywać tabliczki – w ten czy inny sposób żywo uczestniczyć w kształtowaniu przestrzeni miejskiej.

W sukurs przychodzą jednak również technologie. Przede wszystkim – Google Maps. Oczywiście – wszyscy sięgamy po opartą oń nawigację, i nie jest tak, że można jednym kliknięciem zmienić niechcianego patrona głównej ulicy w mieście.

Ale – zaułki? Ścieżki, chodniki, które z reguły nie mają swej nazwy, ale system „widzi je” i traktuje jako obiekty topograficzne? Od tygodnia polscy użytkownicy Google Maps prześcigają się w opisywaniu plątaniny alejek w ogrodach przy Belwederskiej, gdzie jeszcze nie tak dawno Wojciech Żukrowski, Mieczysław Rakowski i gen. Adam Pietruszka przechadzali się podczas rautów w Dniu Zwycięstwa, dyskutując z kieliszkiem dobrze zmrożonej Stolicznej w dłoni o perspektywach rozwoju moralności socjalistycznej.
Deidre Mask, „Adresy. Co mówią nam o tożsamości, statusie i władzy”
To naprawdę jest proste: wchodzimy na Google Maps, klikamy „Menu”, „Edytuj Mapę” i „Dodaj nazwę ulicy”. Sam dziś rano nadałem dwóm ogrodowym alejkom nazwy „Obrońców Mariupola” i „Barjaktarowej” – a serwer Google’a podziękował mi za uzupełnienie mapy i przesłał ją do weryfikacji.

Oczywiście, al. Bajraktarowa weryfikacji pewnie nie przejdzie – ale przez 48 godzin widzę ją na swojej wersji mapy, widzą ją również znajomi – a może i szef ochrony obiektu. Ileż satysfakcji!

A przecież to dopiero początek ezoterycznych gier cyfrowych. Aktywiści pokolenia Z wymyślili swego czasu system znany jako what3words – pozwalający każdemu „kwadratowi” na powierzchni Ziemi o rozmiarach 3 x 3 metry nadać unikalną nazwę, złożoną z trzech losowo dobranych, niepowtarzalnych słów.

System ten ma liczne wady, wśród których do najważniejszych należy arbitralność doboru nazw, fakt, że całym procesem zarządza firma prywatna, wreszcie brak strukturyzacji, do której przyzwyczajeni jesteśmy w adresach (postępujemy od nazwy kraju i miasta do ulicy, numeru budynku i lokalu, posiłkując się dodatkowo oznaczeniami kodowymi).

„Kwadraty” przy ul. Belwederskiej zostały już obsadzone, i to we wszystkich trzech interesujących nas językach (polskim, rosyjskim, angielskim) – zbitkami słów, które wyglądają jak wiersz dadaisty (żywe.rybacki.robotnik lub zalew.patyk.owocowe). Nie zdołamy, w każdym razie bez podania skierowanego do spółki W3W, przemianować ich na żadne trzy inne – choćby na rosyjski.okręt.wojenny.

Ale na kanwie konceptu What3words wyrósł szereg podobnych, czysto już absurdalnych – choćby what3emoji (wyobraźmy sobie, jak fantastyczne emotki można by wstawić!) czy jeszcze ostrzejszy – what3fucks. Większość tych rozwiązań była jednorazowym żartem programistów i dziś można znaleźć w internecie jedynie ich archiwalne strony. Gdyby je jednak reanimować – o, rosyjski okręcie wojenny, dokąd mógłbyś zawędrować!
A jeśli ktoś, upodobań bardziej zachowawczych, niechętny jest przemianowywaniu nazw lokalnych pod wpływem doraźnych emocji politycznych, ceni sobie stałość przyrastającej wiekami tkanki miejskiej? Cóż, i to stanowisko jest do obrony. Jeśli adresem ambasady rosyjskiej pozostanie ulica Belwederska – może dość przypomnieć, że pochodzi ona od budynku, w którym Wielki Książę Konstanty Pawłowicz Romanow musiał ukrywać się przed powstańcami, z trudem wpychając brzuch w gorset żony i sznurując stanik – a w niespełna wiek później Józef Piłsudski wyprowadził stąd ofensywę, która rozbiła Armię Czerwoną?

– Wojciech Stanisławski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Do tematu agresji Rosji na Ukrainę będą w najbliższym tygodniu nawiązywać między innymi następujące programy:
- 18, 21 i 23 marca o godz. 18.30 w TVP Kultura „Informacje Kulturalne”;
- 19 marca o godz. 18.25 w TVP Kultura „Co dalej?” – „Czy przyszłość Białorusi rozstrzygnie się na Ukrainie?”;
- 20 marca o godz. 11.10 w TVP Kultura „Trzeci Punkt Widzenia” – zagadnienia: protest w Europie wobec artystów popierających Władimira Putina, europejscy politycy pracujący dla Rosjan, wsparcie militarne dla walczącej Ukrainy;
- 22 marca o godz. 18.30 w TVP Kultura „Co dalej?” – „Wierny Bogu czy Putinowi?”;
- 24 marca o godz. 18.30 w TVP Kultura „Co dalej?” – „Czy Zachód jest winny wojny na Ukrainie?”.
- 24 marca o godz. 23.25 w TVP Historia „Rozróby u Kuby” poświęcone rywalizacji amerykańsko-chińskiej w kontekście bieżącej sytuacji geopolitycznej;
Ponadto zapraszamy na symfoniczny koncert charytatywny „Solidarni z Ukrainą”, 20 marca o godz. 19 w TVP Kultura
Zdjęcie główne: Teren rosyjskiej ambasady w Warszawie. Fot. Pawel Mamcarz/Forum
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.