Historia

Król poddał niepobite wojsko. Dlaczego Polacy zgięli kark przed Katarzyną?

Król przygotowania militarne Rosjan traktował jako demonstrację siły. Prawdopodobieństwo rosyjskiej inwazji określał jako bardzo niskie i był przekonany, że jeśli zajdzie konieczność, Polska będzie się bronić nie sama, a w sojuszu z Prusami.

XVIII-wieczna Rzeczypospolita i PRL – jeśli przyjrzeć się im bliżej – miały wiele wspólnego. Były, w mniejszym lub większym stopniu, rosyjskim/radzieckim protektoratem, a polscy królowie pełnili nad Wisłą podobną rolę, co I sekretarze PZPR. Niestety, Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu było bliżej do uległych Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego niż Władysława Gomułki, który usiłował czasem wykłócać się z Sowietami. Gdy nastąpił kulminacyjny moment wojny w obronie Konstytucji 3 Maja, ostatni król Polski mógł dać dowódcom zielone światło do walnej bitwy z Rosjanami. Wolał jednak zostać hamulcowym i przystąpić do Targowicy.

Gdy spojrzeć całościowo na działalność polityczną Stanisława Augusta, mogłaby ona przybrać kształt sinusoidy. Miesiące wzmożonej aktywności przeplatały się u króla z tygodniami apatii i przygnębienia. W pierwszej połowie 1791 roku wydawało się jednak, że górę bierze królewski optymizm.

Wiwat król i konstytucja

Monarcha doszedł do porozumienia ze stronnictwem reformatorów i zaangażował się w prace nad konstytucją, stając się wręcz jej głównym autorem. Po kilku miesiącach dokument był gotowy i pozostawało go jedynie uchwalić. Jedyną potencjalną przeszkodę stanowiła sejmowa opozycja.

A Rosja? W tym czasie była zajęta wojną z Turcją i przywódcy obozu reform: Hugo Kołłątaj, Ignacy Potocki i sam król liczyli na to, że caryca Katarzyna jakoś przełknie gorzką pigułkę w postaci suwerennej Polski.

Krótkowzroczne? Naiwne? Jeszcze do tego wrócimy. Pozytywne nastawienie Polaków wynikało z sojuszu z Prusami. W razie ewentualnej wojny z Petersburgiem, Berlin był zobowiązany wspomóc militarnie Warszawę, a król kalkulował, że ma w ręku mocne międzynarodowe karty. Czas miał pokazać, czy ta kalkulacja miała realne podstawy.

Tymczasem nadszedł 3 maja 1791 i reformatorzy byli gotowi rzucić wyzwanie opozycji i carycy. Aby stłumić możliwy opór zwolenników starego porządku, najeżyli Zamek Królewski żołnierzami, a na sali sejmowej miejsce u boku króla zajęło kilkunastu oficerów, na czele z bratankiem Stanisława Augusta, księciem Józefem. Do tego tysiące mieszczan zgromadzonych wokół Zamku (mówi się o 12 000, 15 000, a nawet 25 000 ludzi) – przeciwnicy zmian byli nie tyle nawet osamotnieni, ile osaczeni. Nie zamierzali jednak dać za wygraną, a w roli konserwatywnego Rejtana wystąpił poseł Jan Suchorzewski.

Szlachcic pojawił się na sali sejmowej z 6-letnim synem i zagrzmiał, że zabije potomka, jeśli konstytucja zostanie przyjęta. Szybko go spacyfikowano, ale nikt nie mógł być pewny wyniku głosowania – okrzyki „za” i „przeciw” wypełniały salę jeszcze przez kilka godzin. Wreszcie Stanisław August podniósł rękę, a reformatorzy „wzięli to za znak królewskiej przysięgi”.
Konstytucja 3 Maja, rozbiory
Dalej wypadki potoczyły się błyskawicznie: na zewnątrz tłum krzyczał: „Wiwat król, wiwat nowa konstytucja”, w środku monarcha z ręką na Ewangelii zaprzysiągł doniosły akt.

Konstytucyjny karnawał zamiast zbrojeń

Wieczorem 3 maja Stanisław August mógł się uważać za człowieka spełnionego – przy jego udziale następowały niezbędne reformy ustrojowe, militarne i gospodarcze, a on sam był tak popularny w społeczeństwie, jak nigdy wcześniej i nigdy później. Stan ten trwał kilka miesięcy – gdy w lipcu po Warszawie rozeszła się plotka, że konserwatyści szykują zamach na władcę, „lud w mieście oświadczył, że będzie dzień i noc pilnować bezpieczeństwa naszego króla, i począł odgrażać się dość głośno na hetmana [Branickiego], Sapiehę, biskupa Kossakowskiego […] i nawet na Bułhakowa (ambasadora rosyjskiego – przyp. red.)”.

Druga połowa 1791 roku to w ogóle w Polsce „konstytucyjny karnawał” – festynom, obiadom i balom na cześć króla i konstytucji nie było końca. Najwięksi sympatycy „Ustawy Rządowej” poszli o krok dalej i utworzyli „Zgromadzenie Przyjaciół Konstytucji 3 Maja” – jego członkowie wyróżniali się w tłumie konstytucyjnymi symbolami: kokardami, sygnetami itd. O ile jednak można zrozumieć beztroskę społeczeństwa, o tyle zadziwia, jeśli nie szokuje, beztroska rządzących. Król i jego współpracownicy przez wiele tygodni zachowywali się tak, jakby Rzeczpospolita była samotną wyspą albo leżała tam, gdzie np. Hiszpania.

3 maja 1791. Konserwatywna rewolucja

Jest rozpowszechniona opinia, że był to po prostu… zamach stanu.

zobacz więcej
Pożyczka z Holandii na zakup broni? Staramy się o nią od paru miesięcy, jeszcze poczekamy. Pobór rekruta do armii? Wszystko w swoim tempie. A przecież Polska nie miała nieograniczonej ilości czasu – nawet jeśli zakładano, że prawdopodobieństwo wojny z Rosją jest niewielkie, należało się zbroić. Kto miał o to zadbać, jeśli nie monarcha, który zgodnie z konstytucją „rozporządzał […] siłami zbrojnymi krajowymi w czasie wojny i […] miał prawo nominowania komendantów wojska”? Niestety, król Staś czuł się o wiele lepiej we fraku niż w mundurze, co zemściło się okrutnie podczas wojny z Rosją w 1792 roku.

Ale nie uprzedzajmy faktów – o kwestiach militarnych będzie jeszcze mowa, pora na dyplomację.

Niestety, i tu nie szło Polakom za dobrze, w dużej mierze z własnej winy. Dość powiedzieć, że wymarzyliśmy sobie elektora saskiego, Fryderyka Wettyna jako następcę Stanisława Augusta, ale nikt zawczasu nie spytał go o zdanie! Efekt? Gdy jesienią 1791 roku polscy dyplomaci przybyli do Drezna i zaproponowali Fryderykowi koronę, rozmowy szybko utknęły w martwym punkcie. Elektor zażądał bowiem, aby na jego kandydaturę zgodziły się z jednej strony Berlin, z drugiej Petersburg.

Obce wojsko na granicy

Wspomniane błędy miały swoją cenę, ale i tak stanowiły małe piwo przy hektolitrach, jakich nawarzył sobie król, współpracując z Ksawerym Branickim. Przyszły targowiczanin na życzenie Stanisława Augusta wszedł w skład rządu – Straży Praw. Mało tego, objął najważniejszy resort, zostając ministrem wojny! Jeśli władca myślał, że w ten sposób zamknie usta opozycji, to nie dość, że się przeliczył, to jeszcze podał Rosjanom na tacy wiedzę o polskiej armii. Branicki najpierw torpedował wszelkie próby opracowania planu wojny z wrogiem, a na koniec...wyjechał do Rosji.
Rycina przedstawiająca rosyjskich kawalerzystów z końca XVIII wieku. Fot. Wikimedia
Jak Poniatowski mógł do tego dopuścić? Otóż Branicki zapewnił go na słowo honoru, że wróci i gorzko można stwierdzić, że słowa dotrzymał, szkoda tylko, że w towarzystwie rosyjskich żołnierzy. Wcześniej zdążył przekazać carycy i jej generalicji wszystko, co wiedział na temat zdolności obronnych Rzeczpospolitej.

„To więcej niż zbrodnia, to błąd” – powiedziałby o postępowaniu króla Talleyrand i miałby rację. Zwłaszcza, że w styczniu 1792 roku Rosja zakończyła wojnę z Turcją i mogła rozpocząć przerzut żołnierzy na zachód, nad granicę z Polską. Tak zresztą zrobiła.

Stanisław August powinien był zdawać sobie sprawę z lawinowo narastającego zagrożenia. „Ze wszech stron ostrzegano o gromadzeniu się wojsk rosyjskich na wschodnich granicach, a depesze Debolego [Antoniego, polskiego posła w Rosji] z Petersburga były alarmujące” – pisze Krystyna Zienkowska, biografka króla. Listy władcy z kwietnia 1792 dowodzą jednak, że przygotowania militarne Rosjan traktował on głównie jako demonstrację siły. Prawdopodobieństwo rosyjskiej inwazji określał jako bardzo niskie i był przekonany, że jeśli zajdzie taka konieczność, Polska będzie się bronić nie sama, ale w sojuszu z Prusami.

Król pisał: „Moskwa dotąd […] urzędownie milczy, a wojskiem nas otacza i po cichu grozi. […] do wojny jednak otwartej podobno nie przyjdzie. A gdyby zaś do niej przyszło i zaczepnej ze strony Moskwy, król pruski, rad nierad, musiałby nas po staremu bronić, bo podług aliansu jest obowiązany bronić naszej independencji” (list do Londynu). „My się tu zabieramy do obrony, ale myślę, że nie przyjdzie do tego, żeby wojnę przeciw nam rozpoczęła Moskwa” (list do Sztokholmu).

Polska pod obcym protektoratem. Suwerenność reglamentowana

Skoro sami Polacy zaprosili „zagranicę” do ingerencji, trudno, żeby nie skorzystała.

zobacz więcej
Prawda była natomiast taka, że rosyjska Rada Państwa już w maju 1791 roku zdecydowała, że będzie działać na rzecz unicestwienia Konstytucji, w razie potrzeby siłowo.

Rosjanie idą „z pomocą”

Gdyby na tronie zasiadał inny Poniatowski, Józef, nasza armia byłaby zapewne u progu wojny o wiele silniejsza. Królewski bratanek od listopada 1791 przebywał w Warszawie i pozostawał w stałym kontakcie z Komisją Wojskową – państwowym organem do spraw militarnych. Wielokrotnie proponował jej konkretne działania, zmierzające do wzmocnienia polskiej obronności, m.in. zawarcie kontraktów z ziemianami na dostawę żywności i paszy, utworzenie wojsk inżynieryjnych („pontonierów”) czy przydzielenie artylerii do każdej brygady piechoty. Niestety, mądre głowy były zwykle głuche na argumenty księcia i nawet interwencja Stanisława Augusta (podobno miała miejsce) niewiele dała.

W efekcie młodszy z Poniatowskich ruszył na Ukrainę – 6 maja został dowódcą stacjonujących tam polskich sił – „wioząc bardzo ogólne i mgliste sugestie w sprawie postępowania w wypadku zbrojnego konfliktu”. Ten rozpoczął się już 18 maja – tego dnia Rosjanie przekroczyli granicę z Rzeczypospolitą, a niebawem Stanisław August otrzymał tzw. „Deklarację rosyjską”. Zgodnie z nią, żołnierze Katarzyny przemierzali kilometry w głąb Polski, aby nam pomóc: „wojska te okażą się jako przyjacielskie, by współpracować w dziele odbudowy jej [Rzeczpospolitej] praw i przywilejów. Wszyscy ci, którzy je przyjmą, mogą liczyć […] na wszystkie rodzaje pomocy i zapewnienie nienaruszalności ich osób i mienia”.

Jaką postawę przyjął król – od 22 maja decyzją sejmu Naczelny Wódz – w obliczu agresji rosyjskiej? Publicznie bojową, w Sejmie wołał do posłów donośnym głosem: „pójdę i stawię się na placu boju”. W zaufanym gronie twierdził jednak, że ważniejsza od oręża jest dyplomacja i jego deklaracje o podróży na front wyglądały z tygodnia na tydzień coraz bardziej groteskowo.
Portret carycy Katarzyny II z 1794 roku. Fot. Wikimedia
Warszawska ulica zaczęła w końcu komentować, że zapał wojenny monarchy mógłby posłużyć za tytuł opery: „Wyprawa na wróble albo wielki obóz za Pragą, pod karczmą Grochową”. Czy można się temu dziwić, jeśli Stanisław August listownie dopytywał księcia Józefa, „jaką w obozie będzie miał wygodę i czy kuchnię przyzwoitą?”.

O ile militarne zaangażowanie króla było żadne, o tyle aktywniej działał na polu dyplomacji. W jego imieniu do Berlina wyruszył Ignacy Potocki – marszałek wielki litewski, a zarazem współtwórca Konstytucji 3 Maja, miał sprawić, że Prusy wyślą swoje oddziały na pomoc Polsce. Niestety, w praktyce został przeczołgany przez pruskich decydentów, na czele z królem Fryderykiem Wilhelmem – stało się jasne, że sojusz z zachodnim sąsiadem to mrzonki. Wobec tego Poniatowski zaczął szukać porozumienia z Katarzyną – 22 czerwca wysłał do carycy list z ofertą zaprzestania walk i zawarcia polsko-rosyjskiego przymierza.

Wysokie morale i chęć walki

Tymczasem na froncie sytuacja była trudna, ale nie beznadziejna, choć polscy żołnierze byli w ciągłym odwrocie. Co prawda dowodzący armią na Litwie Ludwik Wirtemberski okazał się zdrajcą (pisał do Prusaków, że pozoruje opór przeciw Rosji), co prawda wszędzie brakowało amunicji i jedzenia, ale Polaków stać było na militarne przebłyski.

Zwycięstwo księcia Józefa i Tadeusza Kościuszki pod Zieleńcami, zacięte walki pod Dubienką itd., a najważniejszy był fakt, że wojska dowodzone przez Poniatowskiego dotarły z Ukrainy nad Wisłę w miarę nienaruszone. Bratanek króla widział możliwość kontynuowania walk i 20 lipca przesłał stryjowi dwa warianty dalszej wojny z Rosjanami.

Państwo zabite przez równość i demokrację

Stanisław August Poniatowski górował nad słynnym Giacomo Casanovą, który w pamiętnikach przyznaje się do stu metres. Królowi Stasiowi historycy liczą mocno ponad trzysta.

zobacz więcej
Projekt numer 1 zakładał, że Polacy rozdzielą się na 4 grupy, „zależnie od kroczących czterema szlakami nieprzyjaciół, w celu możebnego ich powstrzymywania i tym samym osłonięcia stolicy”. Jednym zdaniem – 4 polskie zgrupowania kontra 4 rosyjskie i blokowanie drogi do Warszawy.

Drugi wariant przewidywał skupienie polskich sił i uderzenie „gdzieś pod Lublinem” na 1 lub 2 ze wspomnianych 4 kolumn wroga. 23 lipca książę pisał do króla: „My z naszej strony bronić się będziemy ile możności, lecz WKMość racz pomyśleć, aby nam wszystkie potrzeby, które gwałtowniejsze co dzień się robią, dostarczane były”.

Czy plany księcia Józefa były realne? Czy dawały nadzieję na odwrócenie losów wojny? Pierwszy niekoniecznie – rozbicie wojska polskiego na 4 części skutkowałoby zbytnim rozproszeniem sił i umożliwiłoby Rosjanom zepchnięcie nas do głębokiej defensywy. Jak stwierdził najwybitniejszy znawca wojny w obronie Konstytucji 3 Maja, Adam Wolański (autor książki „Wojna polsko-rosyjska 1792 r.”), „polskie oddziały […], musiałyby silniejszego wroga jakby w przedniej straży eskortować pod mury stolicy”. Drugi z planów dawał o wiele lepsze perspektywy, zakładał mianowicie przejście do ofensywy, a tego potrzeba było Polakom jak powietrza.

Choć siły Poniatowskiego od maja pozostawały w odwrocie, cechowało je wysokie morale. Żołnierze pragnęli boju i w starciu z jedną rosyjską kolumną, a nawet dwoma, „pod Lublinem” mieliby szanse na zwycięstwo, tym większe że wzmocniłyby je posiłki. „Zostawały, możliwe do ściągnięcia, nie wyzyskane siły regularne pod Byszewskim [Arnoldem, generałem lejtnantem], w załodze stolicy i po kraju rozproszone” (pisze Wolański). Nawet jeśli pozostałe jednostki armii rosyjskiej wykorzystałyby związanie Polaków walką i ruszyły w kierunku Warszawy, nie zdobyłyby jej z marszu.

Stolica stanowiła bowiem silny punkt oporu, nie tylko z powodu linii Wisły, ale również wskutek zaciętości jej mieszkańców. Warszawianie z pewnością broniliby się, jeśli nie miesiącami, to tygodniami, a gdyby na tyły Rosjan weszły zwycięskie wojska księcia Józefa, wróg zostałby wzięty w kleszcze...

W mniej optymistycznym wariancie „bitwy pod Lublinem” armia Poniatowskiego musiałaby zapewne wycofać się za Wisłę, ale i to nie oznaczało militarnej katastrofy. Wówczas bratanek króla planował „za jej osłoną [Wisły] zreorganizować szyki, wzmocnić i w lepszych warunkach przedłużać walkę”.
Portet ks. Józefa Poniatowskiego z 1793 roku, pędzla Wincentego de Lesseur. Fot. Wikimedia
Aby potencjalna przeprawa wojska obyła się bez niespodzianek, dowódca polecił z wyprzedzeniem zbudować most na Wiśle – stanął on w Puławach 25 lipca. Jak widać, młodszy z Poniatowskich myślał o wszystkim i pod jego komendą żołnierz mógł czuć się nie tylko (jak na polskie warunki) zaopatrzony czy odżywiony, ale i bezpieczny. Dodajmy na koniec, że choć Rzeczypospolitą zaatakowała 100-tysięczna nieprzyjacielska armia, tylu Rosjan nie wzięłoby udziału w starciu z Poniatowskim. Część sił została w głębi Polski, aby okupować zajęte terytorium i naprzeciw 40 000 Polaków (siły księcia plus posiłki) mogłoby stanąć maksymalnie około 50 000 rosyjskich żołnierzy.

        ODWIEDŹ I POLUB NAS     Wnioski? „O ile położenie Rosjan stawało się trudniejsze, o tyle położenie Polaków względnie zyskiwało, i jeszcze szala wojny mogła się chwiać silnie, nawet przechylić i stracony kraj [polskie ziemie zajęte przez Rosjan] powrócić” – podkreśla Wolański. „Nastąpiło […] pewne wyrównanie sił. Pozwalało to przyjąć, iż jest możliwość rozegrania walnej bitwy, choć o trudnym do przewidzenia wyniku” – pisał Tadeusz Rawski, historyk wojskowości. „Siły zbrojne i baza materiałowa Rzeczypospolitej […] pozwalały Polakom kontynuować walkę w warunkach znacznie lepszych niż te, które w dwa lata później miał Kościuszko” – uważa też Jerzy Skowronek, biograf Józefa Poniatowskiego.

Mógłżeś, Najjaśniejszy Panie, wybrać chwalebny zgon

Wojna polsko-rosyjska mogła zatem trwać, co więcej Polacy mogli (i powinni byli) ją kontynuować z sukcesem. Nieprzypadkowo Adam Wolański pisząc o sytuacji militarnej w drugiej połowie lipca, zatytułował podrozdział „Ówczesne położenie księcia Józefa względnie pomyślne”. Potrzebna była jednak zgoda króla, a ten otrzymał 22 lipca odpowiedź od Katarzyny. Imperatorowa odarła Poniatowskiego z wszelkich złudzeń, odrzucając wszystkie polskie postulaty (m.in. kandydaturę swojego wnuka, księcia Konstantego, na nasz tron) i żądając od króla bezzwłocznego przystąpienia do Targowicy. To oznaczało, że władca musi nakazać wojsku złożenie broni.

Znając charakter Stanisława Augusta, można się było spodziewać, że bliższa będzie mu myśl o kapitulacji niż o walce. W trakcie blisko 30 lat panowania wielokrotnie próbował uwolnić się spod rosyjskiej kurateli, ale gdy stawał przed wyborem – nieustępliwość albo zgięcie karku – przeważnie wybierał to drugie. Tak było i tym razem, choć nim król rozkazał armii się poddać, zwołał na Zamku Królewskim nadzwyczajną naradę najważniejszych osób w państwie. Wzięli w niej udział marszałkowie Sejmu, ministrowie i bracia króla, w tym prymas Michał Poniatowski, łącznie kilkanaście osób.
Portret Stanisława Augusta pędzla Marcello Bacciarellego. Fot. Wikimedia
Według części historyków Stanisław August postawił zebranych przed faktem dokonanym. „Oznajmił, że przystępuje do konfederacji targowickiej i tej rezolucji już nie odmieni”. Inni twierdzą, że zarządził głosowanie w sprawie dołączenia do Branickiego i reszty, dopiero potem podjął decyzję. Tak czy siak, spośród 12 głosujących (bez Stanisława Augusta) 7 osób, m.in. Hugo Kołłątaj i brat króla, Michał, opowiedziało się za kapitulacją. 5 uczestników narady, w tym Ignacy Potocki i Stanisław Małachowski, odrzuciło natomiast rosyjskie ultimatum i poparło kontynuowanie wojny.

Dziwić może obecność Kołłątaja, największego radykała wśród patriotów, w gronie zwolenników poddania się. Często jest to podawane jako dowód na królewski rozsądek – skoro nawet podkancelerzy koronny uważał, że należy ustąpić Rosji, Stanisław August nie mógł postąpić inaczej. Sęk w tym, że równocześnie Kołłątaj miał stać za inicjatywą... uprowadzenia króla i kontaktować się w tej sprawie z Józefem Poniatowskim. Plan zakładał, że jeden z jego podkomendnych, książę Józef Sanguszko, uda się ze swą brygadą do Warszawy. Oficjalny cel – zdanie do arsenału kilkunastu dział i zaproszenie Stanisława Augusta na przegląd jazdy, nieoficjalny – porwanie monarchy i sprowadzenie go do obozu.

Oczywiście, chwiejny król nie miałby tam realnej władzy, służyłby wojskowym jedynie jako symbol dalszej walki. Książę Józef zastanawiał się nad akcją przez kilka dni, wydał nawet Sanguszce rozkaz wyjazdu do stolicy, ale ostatecznie na początku sierpnia porzucił plan. Próbował za to namówić stryja do kontynuacji oporu – z jednej strony czynił to w listach („Mógłżeś […], Najjaśniejszy Panie, wybrać raczej chwalebny zgon, […] zgubę zupełną, ale zaszczytną, niż tę resztę panowania, niż tę resztę narodu [targowiczan], skalaną intrygą, zdradą, nierządem i słabością! Tak N. Panie, należało poświęcić się”, z drugiej – poprzez oficerów wysyłanych do Warszawy, m.in. Michała Wielhorskiego i Stanisława Mokronowskiego.

Na próżno. Tym razem król wykazał się „niezłomnością” i żądał od żołnierzy bezwarunkowej kapitulacji. Józef rozkaz spełnił, ale przy okazji złożył dymisję, a do 6 sierpnia w jego ślady poszło ponad 200 oficerów.

A Stanisław August? Nie dość, że poddał niepobite wojsko, wyrzekł się dzieła swojego życia – majowej konstytucji – to w późniejszych rozmowach przekonywał rosyjskiego ambasadora (Jakuba Sieversa), że „wszystko, co uczyniono co do […] 3-go maja, wbrew jego woli i gwałtem się stało”.

Historia obeszła się z nim okrutnie – kościół w Petersburgu, w którym spoczęły szczątki króla, wielokrotnie padał ofiarą powodzi, tuż po II wojnie światowej grób monarchy (już w nowym miejscu – w kościele w Wołczynie, pod Brześciem) rozgrabili radzieccy pogranicznicy, a później Sowieci zrobili ze świątyni magazyn nawozów (z królewskimi kośćmi w środku!). Dopiero w 1989 roku szczątki Stanisława Augusta (a w zasadzie to, co z nich zostało – m.in. fragment korony, szpady i srebrne galony, nie jest nawet pewne, czy należały do króla) sprowadzono do Polski.

Książę Józef Poniatowski został za to w 1817 roku pochowany z honorami na Wawelu i spoczywa tam do dziś.

– Tomasz Czapla

Wykorzystane w tekście cytaty pochodzą z publikacji: „Władcy Polski. Historia na nowo opowiedziana” Beaty Maciejewskiej i Mirosława Maciorowskiego, „Książę Józef Poniatowski” Jerzego Skowronka, „Wojna polsko-rosyjska 1792 r.” Adama Wolańskiego oraz „Stanisław August Poniatowski” Krystyny Zienkowskiej.


TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


We wtorek, 3 maja o godz.20.10 TVP Dokument pokaże film dokumentalny pt. Trzeci maja, czyli dziś”, a o 21.15 „Kościuszko bardzo współczesny”.
Zdjęcie główne: Fragment obrazu Wojciecha Kossaka„Po bitwie pod Zieleńcami” - Tadeusz Kościuszko z księciem Józefem Poniatowskim odbierają defiladę wojsk polskich z jeńcami, po pobiciu wojsk rosyjskich. Fot. Wikimedia
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.