Niedawne badanie dotyczące muzyki i zdrowia starzejącego się mózgu przeprowadzone przez Amerykańskie Stowarzyszenie Emerytów (American Association of Retired Persons) ujawniło, że słuchacze muzyki mieli lepsze samopoczucie psychiczne i nieznacznie obniżony poziom lęku i depresji w porównaniu do ogółu ludzi. Spośród respondentów ankiety, którzy obecnie chodzą na koncerty, 69 proc. oceniło stan swojego mózgu jako „doskonały” lub „bardzo dobry”, w porównaniu z 58 proc. w przypadku tych, którzy byli melomanami w przeszłości i 52 proc. tych, którzy nigdy nie brali w nich udziału. Wśród osób, które często miały kontakt z muzyką w dzieciństwie, 68 proc. oceniło swoją zdolność do uczenia się nowych rzeczy jako „doskonałą” lub „bardzo dobrą”, w porównaniu do 50 proc. osób, które wychowywały się bez wpływu muzyki. Jednak nic straconego, bo dorośli, którzy nie mieli kontaktu z muzyką w dzieciństwie, ale obecnie jej słuchają i wysoko sobie cenią, wykazują ponadprzeciętne wyniki w zakresie samopoczucia psychicznego.
Muzyka może zmienić nam poczucie czasu (odpływamy), uderzyć skutecznie w nasze pierwotne lęki, zredukować napady np. paniki, uczynić nas lepszymi w komunikacji (jak pisał Jerzy Waldorff, nawiązujący do sentencji Arystotelesa – „muzyka łagodzi obyczaje”) i dać nam siłę, niejako zmobilizować wewnętrznie. A kto nie wierzy, niech dziś zobaczy żołnierzy ukraińskich w okopach, nucących dumki czy inne „czerwone kaliny” i oczywiście hymn. Ponadto zauważono wpływ słuchania muzyki na poprawę działania układu odporności (co nie dziwi, bo związki między układem nerwowym a odpornościowym to już dziś klasyka kliniki).
Nauka znajduje
fragmenty Sonaty D-dur Mozarta na dwa fortepiany (KV448) skutecznymi w leczeniu epilepsji, a przykładów innych „muzycznych pigułek”, aczkolwiek mniej sławnych niż „Efekt Mozarta 448”, jest sporo. Co jednak nadal mocno zaskakuje, pojawiają się prace naukowe o pozytywnym wpływie muzyki na naprawę uszkodzeń mózgu, a nawet neurogenezę, co może się przekładać także na zwiększony potencjał kognitywny. Prosto rzekłszy – łatwiej nam idzie nauka przy lubianej muzyce, niż w całkowitej ciszy. Wreszcie muzyka, tak jak zapachy i smaki, a znacznie głębiej od obrazów, potrafi przywołać odległe wspomnienia.
Choć to wielki paradoks naszego rozwoju, wszyscy rodzimy się z niemal dwukrotnie większą liczbą neuronów, niż faktycznie wykorzystujemy potem w życiu. Zazwyczaj w wieku 8 lat nasze mózgi dokonują sporej eliminacji tych komórek, usuwając te postrzegane jako niepotrzebne (w stanie „mało używane”). To m.in. dlatego obcego języka czy muzyki łatwiej i bardziej celowo jest uczyć jak najmłodsze dzieci. Niejako projektuje to ich mózgi na zawsze. Te neurony nie ulegną ablacji.
Przewaga nad neandertalczykami
Od kiedy jest z nami muzyka? Najstarszy znany archeologii instrument muzyczny to flet z kości sępa, liczący 40 tys. lat, znaleziony w jaskini Hohle Fels w Niemczech i opisany w 2009 roku. Ponieważ w jaskiniach zamieszkałych przez neandertalczyków nie znaleziono dotąd nic podobnego, jest to być może dowód na to, że muzyka mogła dać pierwszym europejskim
Homo sapiens sapiens strategiczną przewagę nad kuzynami. Nic wszak tak nie zespala społeczności ludzkich żyjących nadal czy do niedawna w formie plemiennej, jak wspólna muzyka, śpiew i taniec.