Kultura

Geniusze na start. Współczesne media uważnie śledziłyby te walki talentów...

Wbrew przekonaniom, że twórczość to nie sport, w tej dziedzinie trwają nieustanne zawody. Wystawa w jednej z największych na świecie galerii – Kunsthistorisches Museum Wien – dowodzi, że współzawodnictwo w sztukach wizualnych istnieje od ich zarania.

Zdradzę Państwu, że w Wiedniu na bliskie spotkania z geniuszami wszech czasów najlepiej wybrać się w… poniedziałek. W dniu, w którym większość muzeów jest niedostępnych dla publiczności, Kunsthistorisches Museum zaprasza na pokoje. I oto! Bruegel, Dürer, Tycjan, Rubens, Velazquez i w ogóle arcydzieła największych mistrzów świata są do wglądu bez ścisku, na wyciągnięcie ręki. W takich właśnie komfortowych warunkach oglądałam prezentację „Idols & Rivals” (Idole i Rywale; czynna do 8 stycznia 2023). Bardzo à propos obecnych sportowych wydarzeń.

Kończy się mundial, więc emocje dotyczące współzawodnictwa w piłce nożnej dochodzą zenitu. Zapewniam – nie tylko w tej dziedzinie odbywają się nieustające kompetycje. Właściwie nie ma takiej dyscypliny, gdzie nie byłoby ocen, wystawianych zarówno przez fachowców, jak i przez szeroką publiczność, często nieznającą się na przedmiocie. Człowiek już tak ma, że lubi się mierzyć, porównywać z innymi.

Jednak współcześnie parcie na zdobywanie laurów na każdym polu osiągnęło nieznane dotychczas rozmiary. Co więcej, wszystko wydaje się dostępne, bez względu na wrodzone predyspozycje. Skłaniają nas do tego wszechobecne media oficjalne i społecznościowe. Na każdym polu rozpisywane są rankingi, w których głos zabierają i profesjonaliści, i przypadkowi obserwatorzy. Mediom zależy na takim wartościowaniu, angażującym emocje odbiorców. To ich głosy mają wpływ na pozycję danego autora w powszechnym odbiorze.

Niestety! Liderzy na ogół krótko zajmują czołowe pozycje. Bo o ich sukcesach często przesądza ślepy przypadek plus kilka atutów, niezwiązanych z rangą dokonań: uroda, zaskoczenie nowością, poruszająca historia osobista lub – z innej mańki – polityczne układy.

Listy „naj”

Przyznaję: sama tworzyłam kiedyś listy przodujących twórców sceny plastycznej, starając się wprowadzić jasno określone kategorie i kryteria ocen. Usiłowałam wtedy (kilkanaście lat temu) połączyć artystyczną rangę z komercją – karkołomne! Co gorsza, dawno nieaktualne. Jednak szaleństwo rankingowego wartościowania przybiera na sile. Co roku różne media ogłaszają swoje listy tych „naj…”, rozgrzewając do czerwoności uczucia odbiorców.
Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, wystawa „Idole & Rywale” jest czynna do 8 stycznia 2023 r. Fot. Kunsthistorisches Museum Wien © KHM-Museumsverband
Ale… czy ktoś z państwa zna najnowsze wyniki mistrzowskich zawodów na arenie np. sztuk wizualnych?

Przecież kwalifikacje mogły być prowadzone pod różnymi kątami; jedne – dotyczyć najwyższych cen osiągniętych na aukcjach, inne – największej popularności „ever” w historii, kolejne – największej frekwencji na wystawie w bieżącym roku.

Proponuję sprawdzić i porównać wyniki z tego roku i choćby sprzed dekady. Mogę uprzedzić: nic się nie będzie zgadzało. Wszystko zweryfikował czas. A dokładnie – aktualna ideologia, sympatie przywódców, upodobania środowiskowe oraz wpływy tych, którzy posiadają dużo zer na kontach. Zbyt wiele czynników, by wypośrodkować ocenę. Jednak potrzeba mierzenia się, konkurowania, poddawania pod ocenę widowni jest tak stara, jak sztuka.

Najlepszym dowodem właśnie wystawa w Kunsthistorisches Museum w Wiedniu: „Idole & Rywale”.

Tytuł mówi sam za siebie – są tu ci naj… lepsi (w danej epoce) i ci, którzy chcieli im dorównać. Są też tacy, którzy ścigali się w zdobywaniu uznania osób wpływowych, pociągających za sznurki artystycznych (i nie tylko) karier.

Prezentacja dotyczy głównie renesansu i baroku – lecz także cofa widza do klasycznej starożytności i niekiedy wybiega w wiek XVIII.

Poszłam i… poczułam się jak w obecnych czasach. Wprawdzie nikt nikogo nie „rankował”, ale zdobycie szczytu oznaczało zaszczyty. Czasem przekładało się to na najbardziej lukratywne zamówienia, innym razem – na tytuły, zapewniające dostatni byt głównemu zainteresowanemu oraz jego potomkom.

Jedenaste: nie oceniaj

Przez całe życie słyszałam: sztuka to nie zawody sportowe. Tu nikt nie walczy o żółtą koszulkę lidera, nie ma wyników mierzonych stoperem. Można znajdować się w peletonie, a nawet wlec gdzieś w ogonie, by potem (często pośmiertnie), zbiegiem nieprzewidywalnych okoliczności, wysforować się na prowadzenie.

Nie muszę przypominać spektakularnych pośmiertnych karier van Gogha, Modiglianiego, Toulouse-Lautreka. Zdarzały się też gwiazdy rozbłysłe po wiekach niebytu – jak choćby Antonella da Messina, Vermeera van Delft lub Rembrandta. Co właściwie sprawiło, że o nich zapomniano? Jakie kaprysy losu? I jakież przyczyny spowodowały, że po długim czasie ponownie ich „odkryto”?

Otóż to, co nam się podoba, wcale nie jest niezmienne. To podstawowa prawda. Skąd więc pęd do ciągłego, na bieżąco, konfrontowania naszych umiejętności? Po co dążyć do doskonałości – bo przecież jej wzorce zmieniają się wraz z epoką?

A jednak!

Autorzy ekspozycji „Idole & Rywale” pokazują niezbite dowody na to, że ambitni i zdolni tak mają: najpierw podziwiają, potem naśladują, wreszcie – starają się pokonać, przewyższyć tych, których adorowali. Lub podejmują wyzwania na polach z naszego punktu widzenia absurdalnych.

Wenecja w kwietniu 2022. Rozmowa z lutnikiem o poranku

Cóż może być milszego?

zobacz więcej
Ot, choćby zawody ogłoszone w 1666 roku przez księcia i biskupa Bawarii Albrechta Zygmunta, a dotyczące malowidła na dość makabryczny temat. Na płótnie miały się znaleźć: wilk brutalnie zabijający owcę oraz lis, czyhający na jakiś smaczny kąsek z tej łatwo pokonanej ofiary. Dwóch ich stanęło do walki – znany artysta Christopher Paudiss i o wiele mniej wzięty, a dziś zupełnie zapomniany Rösel von Rosenhof. I co? Wygrał ten drugi (choć w moim odczuciu obydwie sceny były równie okrutne i odrażające). A Paudiss tak się przejął przegraną, że rozchorował się i w kilka dni było po artyście.

Albo inna sytuacja, także ze śmiertelnym finałem: Luca Giordano, XVII-wieczny mistrz, podziwiany był za niezwykłe tempo, w jakim pracował. W efekcie jego obrazy wyróżniały się ekspresją i brawurą – co zgadzało się też z jego charakterem. W przeciwieństwie do niego, starszy prawie o pokolenie Carlo Dolci, łagodny i delikatny jak jego nazwisko, z pietyzmem wykończał każdy detal. Giordano zajrzał kiedyś do pracowni starszego kolegi i rzucił paskudny, bolesny komentarz na temat wolnego tempa pracy. Dolci nie zniósł krytyki, popadł w rozpacz tak wielką, że zmarł ze zgryzoty.

Kotara, za którą nic nie ma

Kiedy odbył się pierwszy w historii ranking malarskich umiejętności?

To współzawodnictwo miało miejsce dwa tysiąclecia temu – a autorem, który je zarejestrował, był Pliniusz Starszy (23/4 – 79 rok naszej ery), rzymski pisarz i historyk. Kompetycje rozgrywały się pomiędzy dwoma greckimi mistrzami malarstwa, którzy w sposób doskonały opanowali naśladownictwo natury. Najpierw Zeuksis dał popis swych umiejętności: namalował winne grona w tak łudząco rzeczywisty sposób, że zlatywały się do nich ptaki. Reakcją jego konkurenta Parrahasiusa było namalowanie kurtyny, za którą, jak sądził ten pierwszy, ukrywało się dzieło. Tymczasem zasłona była właśnie… oszustwem. Namalowanym tak doskonale, że Zeuksis poddał się: on zdołał tylko zwieść ptaki, jego konkurent – człowieka.

Do tego słynnego (acz nigdy nie potwierdzonego oficjalnie) wydarzenia nawiązują obrazy, które niezorientowanym mogą wydać się bez głębszej treści. A to właśnie komentarze do opowieści przytoczonej przez Pliniusza Starszego.

Oto Cornelis Bisschop (1630 – 1674) namalował siebie w trakcie pracy. W lewej ręce – paleta i pędzle, zaś prawa dłoń odciąga kurtynę (tę, która jest złudzeniem, oszustwem dla zmysłów). Znaczy: jestem świadom, że moja sztuka mami wzrok, ale może wszystko, co widzimy, jest złudzeniem?
Piękno ukryte za kurtyną… Venus Anadyomene (z greckiego „Wenus wyłaniająca się z morza”) jest jednym z kultowych przedstawień bogini. Rozsławił je obraz Apellesa, który zaginął, ale motyw często wracał w sztuce. Po lewej: płaskorzeźba „Venus Anadyomene” Antonio Lombardo (1508/16); © Victoria and Albert Museum, London. Obok: obraz Raphaelle’a Peale’a „Wenus wyłaniająca się z morza – oszustwo” (ok. 1822 r.); © The Nelson-Atkins Museum of Art, Kansas City, Missouri, fot. Jamison Miller
Ironia i refleksja – czym jest sztuka? Może tylko oszustwem na najwyższym poziomie? Do tego wystawiania na próbę zmysłu wzroku odbiorcy nawiązywało wielu autorów. Gatunek zwany trompe-l’oeil (mylenie oczu) rozpowszechnił się już w starożytności, lecz do perfekcji doprowadzili go mistrzowie późniejszych epok.

Czy to płaskorzeźba, czy obraz płaskorzeźby? Rysunek na kartonie przypiętym do ciemnego podłoża, czy wizerunek tegoż oddany na płótnie? Zasłona odgradzająca od widza obraz, czy kotara naturalistycznie namalowana, niedyskretnie uniesiona, by podpatrzeć scenę rozgrywającą się gdzieś za nią? Takie zagadki zadawali z upodobaniem twórcy od czasu renesansu. Co ciekawe, artyści XX-wieczni i całkiem współcześni nie ustają w zwodzeniu naszych zmysłów i wystawianiu na próbę naszej świadomości.

Kiedy w 1929 roku René Magritte przedstawił realistycznie oddaną fajkę i podpisał ją „To nie jest fajka” – wyznał prawdę. To nie był sam przedmiot, lecz jego wyobrażenie. Lecz iluzjonistyczny obrazek zdawał się przeczyć podpisowi. Bo mylenie oczu mąci naszą percepcję oraz wiedzę o świecie.

Innymi słowami – sztuka jest złudzeniem. Artysta zaś – im zręczniejszy w swoim rzemiośle, tym większy podziw zyskuje u odbiorcy. Dopóki obydwaj grają w tę samą grę, bo z biegiem czasu dawne zasady są odrzucane.

Niewinność w parze z seksem

Kariera twórcy nie zna słowa zmiłuj. Chcesz się zmierzyć z najlepszymi – ryzykujesz wszystkim. Tak było kiedyś, tak jest teraz. „Zwycięzca bierze wszystko”, śpiewała Abba. Dokładnie.

Taki morał wynika z mitu o zawodach między Marsjaszem i Apollinem. Ten pierwszy – prosty, włochaty satyr, który pilnymi ćwiczeniami opanował w wybornym stopniu grę na fletni Pana; ten drugi – bóg sztuk, któremu wszystko wychodziło i uchodziło, do tego urodziwy.

Luca Giordano (ok. 1695) odmalował smutną klęskę satyra: Apollo obdarł go ze skóry, co musiało boleć. Taki koniec spotyka tych, którzy za bardzo uwierzą w swoje możliwości i talent. Ładniejszy i bardziej uprzywilejowany zawsze może liczyć na przychylność sędziów oraz publiczności. A jeśli ktoś głosuje za tym przegranym (z góry), to jego też można skompromitować – jak Midasa w starym micie, w którym królowi głosującemu na Marsjasza wyrosły ośle uszy. Głupi Midas, nie ma słuchu, nie rozróżnia bożyszcza od amatora.

Czy dziś też nie dajemy forów znanym i lubianym? Albo – tym o lepszej prezencji? A może punktujemy też partnera/kę i jego/jej aparycję? W nich też dostrzegamy znamiona sukcesu. Skoro ktoś trafił na Olimp, musi obracać się w stosownym towarzystwie. I sam prezentować się „bosko”.

Jak uroczy Anthonis van Dyck, najzdolniejszy uczeń Rubensa, który już za młodu tak doskonale imitował styl maestra, że historycy sztuki długo przypisywali mistrzowi autorstwo portretu tego pierwszego. Najważniejsze jednak, że van Dyck umiał wyglądem i stylem bycia udawać szlachcica, a potem potrafił obracać się wśród angielskiej high society. Tytuł szlachecki przyznany przez Karola I, tudzież związek z wysoko urodzoną panną niejako dopełniały tę autokreację.

Wszystkie obrazy Flamanda osiadłego na brytyjskim dworze dowodzą, że czuł znakomicie ducha tamtego środowiska. Tylko… czy był szczęśliwy?
Co do jego mistrza, ten w podeszłym wieku zyskał skarb. Peter Paul Rubens, także uszlachcony, bogaty i wpływowy, ożenił się po raz drugi (owdowiawszy) z młodszą o 37 lat Heleną Fourment. Może nie należał do najpiękniejszych, za to miał inne atuty, przede wszystkim sławę, dochody i posiadłości. No i umiejętności, dla których uchodził za „nowego Tycjana”.

Po raz kolejny doświadczyłam tego szczególnego wrażenia podziwu dla autora i odwagi (a może tylko posłuszeństwa mężowi?) modelki. Do obrazu „Het pelsken”, „Futrzanego płaszcza” (1636/38) pozowała młodziutka i pulchniutka Helena Fourment, zdaniem jej współczesnych – najpiękniejsza kobieta Antwerpii tamtych czasów. Nagie ciało, otulone – nie nazbyt dokładnie – miękkim futerkiem ma niezwykły potencjał seksualności, zarazem niewinności. Jasna, rudawa karnacja Heleny, fałdki jej młodego ciałka, tworzą prowokujący kontrast w zderzeniu z ciemnym włosiem okrycia.

Ale, ale! To arcydzieło, którego zapisem testamentowym Rubens zakazał powielać w grafikach, było też grą, wyzwaniem rzuconym temu największemu – Tycjanowi. Bo to Tiziano Veccellio sto lat wcześniej namalował „Dziewczynę w futrze”. Wprawdzie widzimy ją tylko w planie amerykańskim (ujęcie przed kolanami), ale bez wątpienia to ulubiona modelka wenecjanina, oddana na kilku innych wizerunkach. W tym przypadku młoda piękność nie szokuje, jak u Rubensa, kontrastem nagiego ciała i kosmatego futra. Ta panna ma suknię, naszyjnik, bransoletę i inne precjoza. Obnaża tylko prawą pierś, a i to nie całkowicie. Mimo wszystko, oglądając te dwa dzieła obok siebie, współzawodnictwo wydaje się oczywiste. To, co fascynuje, to piorunująca mieszanka zmysłowości i skromności pozujących dziewczyn.

Jednak w przypadku obydwu malarzy ważna była doskonałość oddania urody, ciepła ciała i jakże innej, choć też wysokiej, temperatury futrzanego okrycia. A najcieplej było w miejscach osłoniętych przed oczyma widza…

Rywale na Parnasie

Wszystko to dzieje się w Kunsthictorisches Museum, na wystawie „Idols & Rivals”.

Przenieśmy się teraz do innej sali, cofając się o prawie sto lat. Cały czas chodzi o zawody w artystycznym „lepszeństwie” – czyli obecne rankingi. Staram się przenieść, porównać niegdysiejsze czasy do współczesności.

To starcie z pewnością śledziłyby współczesne media.

Oto – dwóch geniuszy w zwarciu. Michelangelo odwiedza Tycjana w jego watykańskim studio, w listopadzie roku 1545. Wenecjanin pracuje nad „Danae”. Michał Anioł już za życia uznany nie tylko za geniusza, ale więcej – za kogoś w rodzaju wysłańca niebios, widzi obraz Tycjana i… staje niemy z wrażenia.

Tyle emocji! I to bez perfekcyjnego rysunku! Michał Anioł, piewca „disegno” (rysunku), ma za złe wenecjaninowi (i innym mistrzom z tego miasta) brak umiejętności prowadzenia linii. Co gorzej, Tycjan specjalnie go prowokuje – namalował „Danae” (wspaniały akt młodej kobiety, obsypanej złotym deszczem monet, w których ukrywał się, jak zwykle lubieżny i pomysłowy, Zeus) z wyraźnym odniesieniem do rzeźby Buanarottiego „Alegoria Nocy”, umieszczonej na nagrobku Medyceuszy we Florencji („Noc i Dzień”, Kaplica Medyceuszy przy kościele San Lorenzo, Florencja).

Damsko-męska golizna w Wenecji. Kuszenie niesfornym kosmykiem włosów opadającym na dekolt

Ten obraz przez trzy stulecia znajdował się w Polsce! Był własnością Jana III Sobieskiego i Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ostatecznie kupili go Amerykanie za 70 milionów dolarów.

zobacz więcej
W Wiedniu, rzecz jasna, nie pokazano oryginału. Zamiast niego, jest alabastrowa replika „Nocy” wykonana przez Jeana de Boulogne, zwanego Giambologna. Manieryczna rzeźba tylko powiela leniwy gest „Nocy”. Za to płótno Tycjana z 1554 roku, przedostatnie (?) z kilku jego interpretacji mitu, wyróżnia się największą ekspresją.

Rozmarzona Danae prezentuje się widzom w śmiałym akcie, bez najmniejszych zasłon. Acz… jej łoże odgradza od widza ciemnoczerwona aksamitna zasłona (tradycja!), zsunięta jednak tak blisko do lewej krawędzi, że niczego nie przysłania.

Najbardziej szokujący jednak jest wyraz twarzy Danae. Rozluźniająca rysy łagodność i błogość bynajmniej nie wskazują na to, że dokonuje się na niej jakiś gwałt. Przeciwnie, panna wydaje się w pełni oddana boskiemu kochankowi. I czerpie przyjemność z tego trochę nietypowego zbliżenia. A zazdrosna i chciwa starucha i tak nic nie zyska…

Pierzasta konkurencja

Finał wystawy jest zaskakujący. W bocznej salce możemy prześledzić filmowy dokument Davida Attenborough o ptaszku, po naszemu zwanym altannikiem cętkowanym, występującym na suchych obszarach Australii. Tenże pierzasty i niezbyt wyględny osobnik ma jednak obyczaje fascynujące tak ornitologów, jak innych obserwatorów. Altanniki budują dla swych samiczek konstrukcje, mające zachwycić je pięknem. I to pięknem wcale nie służącym prokreacji! Bo dama altannika oddaje się temu samczykowi, który wzniósł najlepsze w jej ocenie cudo! Dopiero na tle takiej atrakcyjnej wizualnie konstrukcji ptaszek (sam w sobie mało urodziwy) zaczyna swoje godowe popisy.

W tym przypadku nie chodzi o punkty w rankingu – tu konkuruje się o partnerkę. Czy to nie najwyższa nagroda?

– Monika Małkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, wystawa „Idole & Rywale” jest czynna do 8 stycznia 2023 r.
Zdjęcie główne: „Danae” Tycjana (po prawej, 1554 rok) kontra „Alegoria Nocy” Michała Anioła (tu – replika rzeźby z Kaplicy Medyceuszy, czyli „Noc”, wykonana przez Jeana de Boulogne, zwanego Giambologna, 1574). © KHM-Museumsverband © Skulpturensammlung, Staatliche Kunstsammlungen Dresden. Fot. Elke Estel/Hans-Peter Klut
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.