Monsieur le professeur z Nowogródka
piątek,
6 stycznia 2023
Przewidywał pojawienie się w naszym kraju figury nowego Judasza, zdrajcy wszechczasów.
„Akcent z lekka cudzoziemski dodawał mu jedynie uroku i oryginalności, twarz marzyciela i mistyka, zaorana już zmarszczkami, o zmrużonych oczach i wspaniałej, posiwiałej z gęsta czuprynie…” – pisano o nowym wykładowcy Collège de France zimą 1842 roku. „Mówił z mocą, używając dziesiątek malowniczych obrazów, porównań, przenośni. Był poetycki, błyskotliwy, melancholijny i wzniosły”.
A jednak, gdy po raz pierwszy wstępował na katedrę głównej sali paryskiej uczelni 14 grudnia 1841 roku czuł się źle, był nieswój i przygnębiony, „żona chorowała mu znowu – miał za ciasny surdut, w ręku trzymał nowy kapelusz”, przypomina Ksawery Pruszyński. Ale rozpoczął z najwyższej nuty i nigdy już – aż do fatalnego w skutkach najścia na jego dom Andrzeja Towiańskiego – z niej nie zrezygnował:
„Jestem cudzoziemcem, panowie, i trudno mi wysławiać się w mowie, której charakter nie odpowiada w niczym tej, co służy mi zwykle za narząd do wypowiadania myśli…” – zaczął pierwszy wykład z literatury słowiańskiej. „Gdybym miał jedynie na oku własny interes literacki, jedynie me własne dobro jako artysty, moją godność osobistą, zrzekłbym się owego niebezpiecznego zaszczytu, jakim jest przemawianie z tego miejsca... Ale względy znacznie ważniejsze przykuły mnie do tej mównicy. Zostałem tu wezwany po to, by zabrać głos w imieniu ludów, z którymi mój naród jest najściślej związany swą przeszłością i przyszłością, zostałem wezwany do zabrania głosu w czasach, gdy słowo jest potęgą, w mieście – mogę to wyznać ja, cudzoziemiec – które jest stolicą słowa. Zasadnicze względy nie mogą mnie więc powstrzymywać…”
Intelektualna ozdoba epoki
Prelekcje były wielkim sukcesem. Aż do czasu, gdy zaczął wlec się za nim złowrogi cień wspomnianego Towiańskiego i burzyć spokój jego myśli, Mickiewicz triumfował w Paryżu. Na sali renesansowego gmachu Collège de France olśnił francuską publiczność szerokością horyzontów. Zgromadzili się tu Francuzi, Polacy, Rosjanie, ale także Włosi i Hiszpanie.
Nie brakowało Słowian. „Przeszło dziewięćdziesięcioletni Julian Ursyn Niemcewicz przyczłapał ze swą siwą, rozwichrzoną czupryną. Zasiadł obok niego zmęczony i smutny książę Adam Czartoryski, był Montalambert, Faucher, minister Salvandy” – wylicza Pruszyński.
Przychodził regularnie Słowacki, George Sand, która przyjeżdżała powozem z Chopinem, spóźniona, musiała często stać, bo publiczność tłoczyła się już od rana. „Mało we Francji profesorów i polityków mogłoby iść w porównanie z tym mężem, który posługuje się obcym językiem”, stwierdzał z satysfakcją „Courier de France”. „Trzeba słyszeć Adama Mickiewicza, aby pojąć jego ziomków i podzielać sympatię, z jaką słusznie przyjęty został” – wtórował „Le Siécle”.
Paryż witał nowego profesora owacjami na stojąco, publiczność słuchając kolejnych wykładów spieszyła z oddawaniem hołdów należnych poecie i mędrcowi w jednej osobie. „Sądzę, żem oddał przysługę Francji” – bez fałszywej skromności zwierzał się prasie minister oświecenie Victor Cousin, który wyszarpał od rządu na nową katedrę pięć tysięcy franków.
Wykłady w słynnej uczelni założonej przez Franciszka I w połowie XVI wieku prowadził Mickiewicz wespół z dwoma wybitnymi indywidualnościami ówczesnej Francji: Julesem Micheletem (1798-1874) i Edgarem Quinetem (1803-1875). Michelet był esprit brillant, naukową sławą i gorącym patriotą, autorem 17-tomowej historii Francji, jego wykłady wygłaszane z aktorskim zacięciem i romantyczną swadą przyciągały tłumy. Publicznie opowiadał się za niepodległą Polską, napisał książkę o Tadeuszu Kościuszce („Kościuszko, legenda demokratyczna”) oraz dwie prace o jej historii („Pologne et Russie” i „Pologne martyre”.
Mickiewicza z obydwoma akademikami łączyły stosunki koleżeńskie. Quinet, filozof, historyk i polityk został później współpracownikiem w redagowanym przez poetę dzienniku „Trybuna Ludów” („La Tribune des Peuples”).
Mistrz miał pewną rzadką cechę – potrafił wyobrazić sobie przyszłe wydarzenia historii. Potrafił dostrzegać w dziejach zjawiska zapowiadających coś ważnego dla czasów, które nadejdą. Gdy opowiadał francuskiej publiczności o wyczynach Maurycego Beniowskiego, zesłańca na Sybir i uciekiniera z „białego piekła”, o proroctwie ks. Marka Jandołowicza ukazującym przyszłą Polskę na czele Europy, gdy przewidywał pojawienie się w naszym kraju figury nowego Judasza, zdrajcy wszechczasów, nie był „tylko” wieszczem, natchnionym wizjonerem. Był przede wszystkim człowiekiem rozumiejącym historię. Te zapowiedzi wytrawnego znawcy dziejów sprzed dwustu lat najwyraźniej się dziś spełniają.
Mickiewicz zawdzięczał tę zdolność nie tylko wyostrzonemu zmysłowi odczytywania historii i imponującej jej znajomości. A pochłaniał niewiarygodne ilości dzieł historycznych. Jego wykłady – choć oficjalnie poświęcone dziejom literatury słowiańskiej – były w ogromnej mierze wykładami z dziejów politycznych Polski i Europy.
Pragmatyczni Francuzi nie byli zaskoczeni, doskonale wiedzieli, kogo biorą jako wizytówkę prestiżowej uczelni. Romantyczny poeta, rozsławiony wielojęzycznymi wydaniami, bywalec najlepszych domów Paryża, był bowiem intelektualistą w najszlachetniejszym wydaniu, błyskotliwym umysłem, nie tylko „ekspertem”. Był intelektualną ozdobą epoki naznaczonej umysłowym wrzeniem.
Wielka w tym zasługa jego mistrza z Wilna Joachima Lelewela (1786-1861), postaci tyleż monumentalnej co tragicznej, męczennika oddanego dziełu badania i opisywania dziejów Polski bez reszty. Zarazem kontrowersyjnego polityka, tonącego pod koniec życia, na emigracji w Brukseli (z Francji został usunięty pod naciskiem ambasady rosyjskiej) w biedzie, samotnika i abnegata zamkniętego w swojej pracowni niczym w celi pustelniczej.
Obaj, Lelewel i Mickiewicz byli jednymi z głównych bohaterów porozbiorowej historii – „i są twórcami wielkich dwóch polskich narracji – gminowładczej i mesjanistycznej”, jak zaznacza prof. Danuta Zawadzka.
Wśród świetnej publiczności
Paryska uczelnia utworzyła katedrę literatury słowiańskiej specjalnie dla niego. „Collège de France to uczelnia o charakterze wszechnicy, mająca nie tyle studentów, ile właśnie «publiczność»” – przypomina dr Michał Kuziak. „W przypadku wykładów Mickiewicza należała do niej paryska elita kulturalna, a także przebywający w Paryżu cudzoziemcy. Profesora-poetę często przychodzono zobaczyć, gdyż należało to do dobrego tonu, i dopiero w następnej kolejności posłuchać. (…) Jego kursy stanowiły wydarzenie nie tylko na emigracji, ale i w całej Słowiańszczyźnie – wypowiadał się przecież wybitny i znany poeta – gdzie przywiązywano do nich szczególną wagę, traktując je jako głos «kontynentu słowiańskiego» czy pozbawionej państwowości Polski”.
Swoją popularność Słowiańszczyzna zawdzięczała w tamtym czasie nie tylko wykreowanemu przez Johanna Gottfrieda Herdera mitowi słowiańskiemu, ale politycznym kalkulacjom głównych graczy Zachodu.
Mickiewicz formułował swoje oceny w języku, który nie był ani językiem politologicznym, ani językiem studium krytyczno-literackiego, ani też językiem człowiekiem nauki. Był w Paryżu recenzentem dziejów historycznych i duchowych Polski, Europy i Rosji. Recenzentem z pozycji kogoś, kto ma prawo czuć się obywatelem świata Zachodu, a zarazem odczuwać wobec niego dystans.
Nie musi się ani tłumaczyć ani być fałszywie skromnym, ponieważ jest z Polski. Przemawia do słuchaczy w jej imieniu, bowiem jest ona miejscem dla Europy kluczowym, choć przyjęło się, by jej istnienie ignorować lub kwitować pobłażliwym uśmieszkiem, zagryzając pasztecikiem wraz z lamką wina: „Ach, ta biedna nieszczęśliwa Polska!”. Poeta opisuje zatem zjawiska i zagadnienia nieznane tym, którzy zajęli komfortowe pozycje w „europejskim ładzie”, stanowią one mocno niewygodną całość, zmuszają do zmiany myślenia.
Wręczył jednemu ze współbraci laskę grubą, mówiąc: „Daję ci moc nieposłuszną żonę do uległości tym kijem przyprowadzić”.
zobacz więcej
Oprócz warstwy dotyczącej dziejów języka, prezentacji wiodących dzieł literackich musiały się w wykładach pojawić wyraziste sylwetki bohaterów historii. Poeta nie wahał się zlaicyzowanej i w niemałym stopniu antyklerykalnej widowni przedstawić wizerunki takich postaci jak ks. Augustyn Kordecki, ks. Piotr Skarga, czy ks. Marek Jandołowicz, duchowy przywódca Konfederatów Barskich. Tej ostatniej postaci poświęcił cały wykład w lutym 1842 roku i szereg dygresji w wykładach kolejnych – ukazując ją jako symbol walki, która nigdy nie odbywa się w imię konieczności czysto politycznej. Polski czyn polityczny czy militarny musi mieć podstawy moralne.
Ks. Marek Jandołowicz (1713-1799) karmelita, ludowy misjonarz i charyzmatyczny kaznodzieja, nazywany zazwyczaj w skrócie Ks. Markiem, był przyjacielem Michała Hieronima Krasińskiego, w jego dobrach na Podolu przygotowywał Konfederację wraz z Józefem Pułaskim (ojcem Kazimierza). Jako przełożony klasztoru Karmelitów Trzewiczkowych stanął na murach twierdzy barskiej razem z konfederatami broniąc przed Moskalami miasta. Mickiewicz nie potrafił pominąć w Paryżu ani pieśni Wernyhory ani proroctwa ks. Marka z 1762 roku, ujętego w formę poematu, dotyczącego losów Polski. Dziś przeczytany budzi zdumienie – bo czyż nie wypełnia się na naszych oczach?
„Ksiądz Marek (…) ułożył jeden tylko utwór, ale autentyczność tego pisma nie podlega wątpliwości dla nikogo… Nie jest to forma szkolarska, nie jest to forma Jana Baptysty Rousseau, Naruszewicza ni kogokolwiek z ówczesnych poetów. To nie «list», to «słowo», słowo religijne, wyrzeczone w stylu poważnym a prostym. Widać, że człowiek ów nigdy nie uczył się sztuki wierszowania” – mówił Mickiewicz.
Dokąd jest Polska, berło niekwitnące,
Dokąd nie będzie wstępnie działające,
Ale jak tylko na wstępnem zostanie,
Drgną strachem lutrzy, Moskwa i poganie!
Autor w kolejnych strofach przytacza przyszłe losy narodów wyobrażonych symbolami: Ukraina i kraje bałkańskie to „Niewolnik”, Turcja to „Strzelec”, „Róża natury” – kraje skandynawskie. „Kogut, oznacza w języku przenośnym zawsze Francję” – wyjaśnia Mickiewicz, zapowiedzią przewrotu we Francji są słowa, że „jak wąż się wyleni”.
Natenczas pielgrzym, wielkie swoje śluby,
Złoży przy grobie, Bogu trybut luby.
Niewolnik, wolny będzie bez okupu,
Strzelec pozbędzie łakomego łupu.
Róża natury chłód w ciepło zamieni,
Kogut z chytrości jak wąż się wyleni
Następnie zapowiadane są rozbiory Polski, a na zakończenie ks. Marek zwraca się do Polski:
A ty jak Fenix z popiołów powstaniesz,
Całej Europy ozdobą się staniesz!
Mickiewicz podkreśla, że kapelan konfederatów nie przewiduje odzyskania tronu dla polskiego króla, zerwania z uległością wobec Rosji czy powodzenia rozpoczętych reform, „podnosi rzecz całą znacznie wyżej, ujmuje ją ze stanowiska, na którym zostawił ją był słynny kaznodzieja i prorok, ks. Piotr Skarga”.
Przypomina, że choć w owym czasie świat nie pojmował jeszcze całej doniosłości wydarzeń rozgrywających się w Polsce, a i „sami konfederaci nie mieli jeszcze jasnej świadomości swoich działań”, to jednak „pierwszy to raz królowie zadrżeli na widok źle uzbrojonych i źle dowodzonych garstek wojska, zatrwożyli się widząc, że ich systemat równowagi europejskiej i sankcji pragmatycznej jest zagrożony”.
Europa odczuła dziwny wstrząs
Był niczym mrówki chodzące po plecach. Reakcja była natychmiastowa. „Królowie połączyli się, by zniszczyć te ideę”. U księdza Marka, zdaniem Mickiewicza, „znajdują się pierwszy raz wyrażone myśli wyznaczające Polsce posłannictwo europejskie”. Odsłania się sens historii, walka tocząca się na ziemi pomiędzy dobrem a złem.
Ten poemat – przepowiednia, podobnie jak jego autor, uwięziony przez Rosjan po klęsce obrońców Baru, zniknął z pamięci Polaków w epoce stanisławowskiej, przypomniano go sobie w czasie zaborów, gdy tworzyły się Legiony Polskie. Znajdowano go potem w różnych wersjach w rękopisach i wspomnieniach.
W Konfederacji Barskiej „bierze górę starożytna idea polska”, nie waha się podsumować Mickiewicz, „idea szlachetności, poświęcenia się i zapału, która odrzuca wszelkie rachuby i łamie wszelkie trudności. (…) odrzucona najpierw przez królów, potem przez wielmożów, podjęta jest teraz przez drobną szlachtę, nie tylko w Koronie, ale również na Ukrainie i na Litwie, staje się ideą narodową, ogarnia cały obszar kraju”.
Francuski historyk i dyplomata Claude-Carloman de Rulhière (1734-1791), znawca historii Rosji i przyjaciel Polski, który opisał historię Konfederacji Barskiej zbierając relacje polskich emigrantów, nazwał zniszczenie Konfederacji i następujący po nim pierwszy rozbiór Rzeczypospolitej „początkiem nowej ery” uznając te wypadki, jak podkreśla Mickiewicz, za „najważniejsze wydarzenie czasów nowożytnych”.
Osobista sympatia Rulhière’a do konfederatów, przyjaźń z tymi, którzy wylądowali na emigracji, a także głębsza znajomość despotyzmu rosyjskiego, któremu przyglądał się podczas pobytu w Rosji, spowodowały, że był on pełen uznania dla republikańsko-wolnościowych idei Polaków. Nie traktował Rzeczypospolitej jako curiosum ustrojowego, widział, że jej droga jest oryginalna i twórcza. Ten gorący francuski patriota skrytykował w swoim dziele raz jeden tylko politykę zagraniczną Francji: obwinił ją, że dopuściła do klęski Konfederacji Barskiej (jego książka o historii Polski miała być podstawą edukacji historycznej przyszłego Ludwika XVI, wnuka Marii Leszczyńskiej).
„Dotąd monarchowie i państwa zawierali umowy, by pokonać przeciwnika silniejszego, który im zagrażał, względnie próbowali na drodze wojny zdobyć jakąś ziemię dla celów handlowych czy korzyści politycznych” – wyjaśniał Mickiewicz, dobrze obeznany z dziełem Rulhière’a. Teraz trzy wielkie mocarstwa jednoczą się przeciw państwu, którego słabość jest coraz bardziej widoczna. Wydawały się być niejako „zmuszone” do dokonania zbrodni rozbiorów Polski, „popychane czymś silniejszym” – podkreśla Mickiewicz, „własnym instynktem samozachowawczym, bo te stare państwa wyczuły, że wśród ludu słowiańskiego zabłysła nowa idea”.
Idea niebezpieczna. Mickiewicz objaśnia ją powołując się na Kazimierza Pułaskiego – gdy chciano mu zaoferować amnestię, a nawet wycofać wojska rosyjskie z Polski, byleby tylko wezwał konfederatów do złożenia broni, odrzekł, że „wówczas pójdzie bić Moskali w Rosji”. „Miał on postanowienie nie tylko oswobodzić swoją ojczyznę, ale także skruszyć państwo, które rozwój jej krępowało”.
Podobne intencje wyrażone są w Uniwersale biskupa Kajetana Sołtyka – całkowicie sprzeczne z ówczesnymi założeniami polityki władców europejskich. Biskup „potępiając kombinacje ludzkie, rachuby polityczne, wywracał całą politykę europejską”. Pokazywał jej infantylność – doraźność, teatralność, brak wyobraźni. A wszystko oparte na zaniechaniu rozróżnienia między dobrem a złem. Obnażał dwulicowość tych polityków i współrodaków, którzy potrafili jak nikt „z najsmutniejszych okoliczności wyciągnąć zysk”. Ta jednoznaczność irytowała ale i przerażała ówczesny dyplomatyczny światek. Jak złości go i przeraża postawa patriotycznej części Polaków dzisiaj.
Gdziekolwiek Polak się znajduje
Gdy Mickiewicz wspominał o Maurycym Beniowskim, musiał powiedzieć o zagadkowej więzi, która istnieje w naszym narodzie, a która nakazuje Polakom nawet rozdzielonym tysiącami kilometrów – jak w przypadku zesłańców na Sybir – podejmować w tym samym momencie czyn, który ma chronić niepodległość kraju, mimo, że żadnego kontaktu ze sobą mieć nie mogą. To instynkt, jakim kierują się ludzie, dla których Polska jest nie tylko rodzinną ziemią (Beniowski był pół Węgrem, zawsze jednak podkreślał, że czuje się Polakiem), ale którzy rozumieją, że ma ona do wypełnienia misję, której nikt za nią nie wypełni.
Mesjanizm? Nie koniecznie. Wykład, w którym zostaje oddany hołd zesłańcom podejmującym nieprawdopodobną ucieczkę z Kamczatki (udaną) Mickiewicz wygłosił zanim jeszcze w jego życie wtargnął z całym impetem ów mentor podejrzanej konduity, mesjanista Andrzej Towiański.
Adaptacja lektur szkolnych w komputerowej grze RPG? Poloniści chwytają się wszystkiego, by zachęcić młodzież do czytania.
zobacz więcej
„Wielka to i tajemnicza rzecz owa siła narodowa” – mówił na wykładzie o literaturze polsko-syberyjskiej w maju 1842 roku, „która rozchodzi się z jakiegokolwiek ośrodka i ożywia wszystkich obywateli, nawet mimo ich wiedzy”.
Czy coś podobnego nie zdarzyło się u nas w 1920 roku, a zwłaszcza w 1980? „I tak, za Konfederacji barskiej, słynny Beniowski miał odwagę wszcząć bunt, obalić władze rosyjskie miasta i bronić go w ciągu całej zimy, lekce sobie ważąc całą potęgę caratu, albowiem w tym samym czasie Polska również walczyła o niepodległość. Podczas powstania Kościuszki były próby buntu pomiędzy jeńcami polskimi w głębi Rosji, którzy nie mieli przecież żadnych wieści z kraju. (…) Jakże wytłumaczyć to zjawisko? Filozofia tegoczesna, która uważa ludzi tylko za cząstki doczepione do machiny rządowej, nie umie nic powiedzieć o tym poważnym zagadnieniu”.
„Patrz, łyku i drżyj…”
Polacy mają zdaniem Mickiewicza pewien organiczny defekt, z punku widzenia mentalności typowo protestanckiej z jednej, a cywilizacyjno-moralnego oblicza Wschodu z drugiej strony. W rezultacie istnienia tego defektu standardy wprowadzane obecnie przez nowoczesne państwa nie chcą się u nas przyjmować. Napotykają opór. Są odrzucane.
Polacy na przykład nie potrafią zabijać. Bardzo to dziś denerwuje tych, którzy pragną unifikacji, także i w tej dziedzinie. Skoro zabijanie nie jest problemem ani na Zachodzie, ani Wschodzie – dzieci, starców, chorych, niewygodnych narodów, krnąbrnych polityków – skoro to „zwykły obowiązek nowoczesnego społeczeństwa”, na który potulnie zgodzono się w imię „”ideałów humanistycznych – wcześniej komunistycznych i nazistowskich – praw jednostki, porządku i ładu, który gwarantuje silniejszy, to dlaczego wy, Polacy wierzgacie? – strofują nas coraz bardziej poirytowani.
Nie potrafią zabijać, ale potrafią bronić swojego kraju przed przemocą. Nie szczędzą krwi. Tę właściwość polskiej natury dobrze wyraża postać warszawskiego szewca Jana Kilińskiego. Kiliński przygotowania do Powstania Kościuszki „rozpoczął, jak sam mówi, od spowiedzi z całego życia i przyjął Komunię świętą wśród obfitych łez, później pożegnał się z dziećmi i żoną, mając oczy bez łez i serce niewzruszone, i wyszedł na miasto” – Mickiewicz podczas kursu II-go wykładów przywołał pamiętniki Kilińskiego.
W swoich zapiskach bohater powstania, znany z męstwa, usilnie stara się własne zasługi pomniejszyć. Mickiewicza uderza fakt, że nie ma tu ani nienawiści ani żądzy zemsty. Kiliński „walczy jak żołnierz, chce tylko wrogów uczynić niezdolnymi do walki. Chciałby, jak sam mówi, przepłoszyć ich, bo przykro mu było wyrządzać im krzywdę.(…) Ze wszystkich pamiętnikarzy polskich on jeden zdaje się żałować, że zabija nieprzyjaciół, unika nawet w opowiadaniu wyrazu: zabijać. W czasie natarcia na odwach rosyjski padł oficer i paru żołnierzy rosyjskich, Kiliński mówi, że musiał «uspokoić» tego oficera, potem «sprzątnąć» oficera kozackiego. Nigdy nie używa wyrazu: zabijać”.
„Podczas zaburzeń warszawskich wezwano Kilińskiego przed księcia Repnina, posła rosyjskiego. Książę, przed którym wszyscy drżeli, bardzo się zdumiał, że ten szewc staje przed nim ze spokojem i dumą, myśląc, że Kiliński nie jest świadom, z kim ma do czynienia, zapytywał go parokrotnie, czy wie z kim rozmawia, wreszcie odwinąwszy futra, pokazał szewcowi swoje liczne gwiazdy i wstęgi, mówiąc doń: «Patrz, łyku, i drżyj!» – «Panie, odpowiedział Kiliński – co dzień widzę na niebie tysiące gwiazd, a nie drżę!»”.
Jakoby zwalczał buntowników
Być silnym i niezwyciężonym jak Bóg, być panem swoich poddanych jak groźny, zaślepiony gniewem ojciec-tyran wobec krnąbrnych dzieci… Być jak nieuchronnie nadciągający i smagający narody bicz boży. Być kimś, do kogo zbliżać się trzeba na kolanach, paść na twarz, czołgać się i bić czołem o ziemię. Być kimś, kto budzi strach. To przyprawia niektórych o zawrót głowy ze szczęścia, pociąga jak narkotyczna trucizna.
Każdy ustrój despotycznej władzy, która stawia się ponad władzą Boga, przyjmuje za pewnik, że kłamstwo to doskonałe narzędzie walki, bo „skoncentrowane kłamstwo ludzkie posiada siłę, której granic na razie nie znamy”, przestrzegał Józef Mackiewicz. I dzięki tej sile można dokonać przewrotu – także w dziedzinie sięgającej sfery ducha, jak język, znaczenie słów, sens prawd odwiecznych – przyjmowanych za pośrednictwem tego systemu znaków, jakim jest mowa ludzka.
Cały cykl paryskich wykładów (kurs drugi z lat1841-1842) Mickiewicz poświecił wykazaniu, że istnieje idea, która zdolna jest ocalić Europę upadającą pod ciosami ideologii, narzucanych jej przez trzy opanowujące ją z wolna żywioły, protestancki, rewolucyjny i wielkoruski. Idea ta, łódź ratunkowa Europy, mogła jego zdaniem zrodzić się tylko w Polsce. Ale w Polsce, to dla Mickiewicza znaczy także na Litwie, na Ukrainie, Białorusi i na ich obrzeżach – wszędzie, gdzie zamieszkują Polscy (i narody słowiańskie). Lud wierzący w Chrystusa.
Ta idea, to intelektualne dążenie, a zarazem moralne i duchowe pragnienie, oparta jest, jak głosił poeta – dziś tak samo jak za Polski Jagiellońskiej – „na chrześcijaństwie, na dobrej wierze i miłosierdziu”. To one mogą pomóc bytowi tak niezwykłemu w dziejach kontynentu, jak niepodległa Rzeczpospolita „ustanowić systemat polityczny głęboki i szlachetny” dla Europy. Jednym słowem, nowy ustrój dla tej części świata, w którym polityka nie przeczyłaby Ewangelii.
Polska potrzebuje jednak do jego urzeczywistnienia „moralnej pomocy Zachodu”. W czasach Jagiellońskich uniemożliwił tę pomoc szybko rozprzestrzeniający się po Europie protestantyzm. W czasach współczesnych rewolucja i „filozofizm”, jak nazywał Mickiewicz oświeceniową pychę, przewidując dość dokładnie, jakie potwory zbrodni i kłamstwa zdolna jest zrodzić za naszą zachodnią granicą myśl Kanta i Hegla.
Wkrótce zaś ideę tę przekreśliła Rosja carów, odgadująca w niej śmiertelne niebezpieczeństwo dla siebie: fiasko polityki nieustających podbojów. Rosja, „rosnąca w siły, podczas, gdy Polska słabła, [Rosja] wzmacniana przez powszechne wycieńczenie katolicyzmu, wzmacniana przez ducha azjatyckiego…, a później wprzęgająca w swą służbę idee wieku XVIII” – mówił. Czy miał rację? Dziś łatwiej to można ocenić.
„Rzecz to mało znana” – mówił Mickiewicz w 1842 roku, „a jednak niezaprzeczalna, że wojsko rosyjskie ma uczucie, co prawda niejasne, swojej wyższości, mniema, że tylko ono jest armią, armią w pełnym słowa znaczeniu, na wszelkie inne wojsko spogląda tak, jakby na przykład armia regularna patrzyła na oddział ochotniczy, ma je za coś, co przedrzeźnia wojsko, za coś przemijającego.. (….) rząd rosyjski walcząc z wrogami, nie może oprzeć się myśli, jakoby zwalczał buntowników, a wojsko rosyjskie uważa ich zawsze za zdrajców”.
W ten sposób poeta wskazuje na przyczynę „okrucieństw, jakich Rosja dopuszczała się i ciągle dopuszcza się w Polsce”. To wszystko jest zaprzeczeniem idei europejskiej scalającej nasz kontynent. Mickiewicz uważa, że dojść do takiego poczucia wyższości, bycia ponad wszelkim prawem można tylko środkami, które nie są „ludzkimi”, jak powiada. To musi być jakieś szczególnego rodzaju natchnienie. „Żadna konstytucja, żadne prawo, żaden pakt, nie natchną nigdy człowieka myślą, jakoby był wyższy ponad wszelkie prawo, ponad wszelki pakt, jakoby był władcą nad władcami”.
Mickiewicz przywołuje tu wodzów hord azjatyckich, a konkretnie postać Dżyngis-chana – i scenę historyczną z 1210 roku. „Wódz ciemnej, nieznanej hordy rozpoczął swój zawód od plunięcia w twarz posłowi chińskiemu, posłowi najpotężniejszego z cesarzy, który śmiał go traktować jak równego. Zapowiedział mu, że podbije państwo jego monarchy i słowa dotrzymał. Wyprawił też posłów do wszystkich królów całej ziemi, wzywając ich, aby się poddali jego władzy, wyprawił nawet posła do króla francuskiego. Nie znał on położenia geograficznego Francji, ale na pewno, gdyby był pożył dłużej, uderzyłby i na nią.*) (…) W Rosji [natchnienie to] wkorzeniło się w ustrój, utworzyło hierarchię, nie przestało żyć, trwać i działać”.
Słowacki grał na giełdzie, Mickiewicz żył na koszt przyjaciół, Norwid tonął w długach…
zobacz więcej
W tym kontekście poeta w sposób trafny ukazuje sens zdrady głównej i typ zdrajcy **), sądząc, że tak jak wzorem zdrajcy w czasach Chrystusa stał się Judasz, tak dzisiejsi zdrajcy idei Polski chrześcijańskiej staną się odstraszającym przykładem dla potomności.
Władza, udział we władzy, także i tej przedstawicielskiej, jest moralnie wymagający. Nadużycia mszczą się. Niewierność Bogu jest tu zawsze połączona ze zdradą stanu, zdradą narodu. Liberum veto wymagało od Polaków świętości, nie letniości. „Ze straszliwego prawa veto pierwszy zrobił użytek Siciński, poseł upitski” – przypominał Mickiewicz. „Opowiadają dziwy o jego śmierci. Gdy wracał do domu, zginął od pioruna, dobra jego przeszły w obce ręce, trupa jego pochowano w opustoszałej kaplicy zamkowej i do nie dawna pokazywano przejezdnym jako osobliwość. Rzecz szczególna, że sejm, usłyszawszy veto, rozwiązał się osłupiały, przejęty zgrozą, nie miano nawet odwagi zmusić nieszczęsnego Sicińskiego do cofnięcia veto.…”.
Jawnie zatknęli sztandar zdrady
Tymczasem rozwijają się w nieskończoność marzenia i sny. Olbrzymieją pokusy nowych pragnień. Rozszerza się dolina złotych tarasów, dziś równie zachwycająca, jak w XVIII w., gdy Ksawery Branicki obejmował darowane hojną ręką carycy wspaniałe dobra Białej Cerkwi na Ukrainie. Setki tysięcy hektarów ziemi jak złoto, niekończący się kwitnący łan skąpany w słońcu.
A wraz z nimi przyjmował rękę córki z nieprawego łoża swej protektorki, podsuniętą mu jakby mimochodem. Czy łatwo było mu zamienić miłość współrodaków na ukochanie tych przepysznych dóbr? Nagród za wierną służbę Niemce w koronie carów na głowie, którą trawiło pożądanie tronu królów polskich?
Czy Judasz, kołysząc się już miarowo na owej skrzypiącej gałęzi, która jako ostatnia nić łączyła go ze światem materialnym, przeżywał podobne rozczarowanie jak to, które było udziałem tego polskiego arystokraty? I czyż nie podobne rozczarowanie stało się udziałem Katarzyny, gdy schodziła ze sceny w tak nieprawdopodobnych okolicznościach, i wraz z nią cały jej majestat?
„Katarzyna pada rażona apopleksją u stop złoconego tronu królów polskich, w którym wywierciła dziurę na urynał” – przypomina Paul Claudel w „Dzienniku” niesławny koniec carycy. Niespodziewany, zaiste, koniec tej, która „trzymała na smyczy filozofów”. Nie tylko ich. Także głowy koronowane, szare eminencje. Wszyscy pod jej butem. Ma umysł jak brzytwa. Ona wie, ona czuje i wierzy głęboko, że nic na świecie nie równa się potędze państwa, które uosabia. I że nigdzie nie może napotkać skutecznego oporu.
Gdy ów pozłacany tron i wszystko czego był on symbolem – jej największe trofeum – nie dało jej już upragnionego szczęścia, żadnego oparcia („Jakiż to świat, niedobry świat!”), gdy ucichł skowyt ludzi i psów, które smagała biczem z takim upodobaniem, jęk jeleni, na które z zapałem polowała i nie widziała już w niczyich oczach tego strachu, który tak ją upajał... Gdy po raz pierwszy poczuła się zdradzona, oszukana i samotna...
„Bardzo to być może” – zaznaczał Mickiewicz, „że Polska jest nawet przeznaczona wydać kiedyś arcy-typ zdrajcy politycznego, podobnie jak chrześcijaństwo wydało niegdyś typ zaprzańca religijnego". Mickiewicz, jakby przeczuwając przyszłe postawy ludzi starających się poprzez kłamstwa w żywe oczy, tricki socjotechniki, wywoływanie histerii i skrajnych emocji osłabić wiarę prostych ludzi, zwykłych Polaków, by oddać ich dusze na łup ideologii i sekciarstwa, nie potrafił tego przeczucia-przeświadczenia w Paryżu przemilczeć.
„Jeśli poruszyłem tę kwestię” – ciągnął Mickiewicz, „to dlatego, że pomiędzy ludami słowiańskimi literatura polska szczególne przedstawia zjawisko: grupę pisarzy zdrajców, gdzie indziej nieznanych, pisarzy dopuszczających się zdrady głównej, którzy zapierają się wiary ojczystej, przeszłości ojczystej, usiłują oczernić dzieje, obyczaje Polski, zniesławić charakter narodowy, ażeby tylko uniknąć prześladowania, niszczącego tych, co służą idei polskiej – ażeby pozyskać łaski ciemiężców. Muszę nawet wymienić nazwiska najgłośniejszych z tych ludzi, którzy jawnie zatknęli sztandar zdrady, jak na przykład Sękowski, hrabia Gurowski i pisarz Maciejowski” ***).
Ciekawe swoją drogą, że wszyscy zdrajcy Polski szczerze nienawidzili Mickiewicza. Uwierał ich potężnie, jak kamień noszony w dopasowanym bucie.
Nigdzie, jak tylko tutaj
Obszary dawnej Rzeczpospolitej, Polska z całym bogactwem duchowym i kulturowym Kresów, to w oczach Mickiewicza ojczyzna ludzi, którzy „nie mając już czego spodziewać się od ziemi, zwracają oczy ku niebu”. I to ich wyróżnia, to też ich przedziwnie chroni i umacnia. Nigdzie bowiem pojęcie Boga, zaufanie i miłość ku Niemu, nie są równie dojmujące. „Nigdzie lud nie zaznał tak żywej miłości Boga, nigdzie dusza nie pozostała tak gorąca jak wśród tego ludu słowiańskiego, nigdzie oczekiwanie przyszłości nie jest równie żarliwe i mocne. Można słusznie powiedzieć, że ludność ta mimo całego swego ubóstwa i nędzy jest najpotężniejszym narzędziem, jakie Bóg zachował dla zaprowadzenia dobra na ziemi”.
Nikt też z naszych władców – dokąd byliśmy wolni – nie pytał tutaj nigdy: A co to jest prawda?
Koalicja międzynarodowa, która chce pozostawienia Ukrainy samej sobie, jest tą samą, jaka istniała we wrześniu 1939 roku przeciw Polsce. Ta znów nie różni się niczym od tej, jaka zawiązała się w przededniu rozbioru Polski oraz istniała w całej epoce zaborów. Mickiewicz, który przymusowo spędził pewien czas jako zesłaniec w Rosji, nie szczędził wysiłku, by zrozumieć istotę rosyjskiej potęgi. Nastawiony na analizę mechanizmu tajemniczego państwa, poznał je dogłębnie, ze sprawnością asa wywiadu.
Wiedział też, że misja Polaków, misja i przeznaczenie ich bogatej kultury, wrażliwości, religijności, ukierunkowanie polskiej idei na Wschód, to istota sprawy. Zadanie Polski. Polska się na Wschodzie nie podoba. Nie pasuje tutejszym władcom mającym się za bogów. Nie pasuje też na Zachodzie, gdzie bogiem czyni się każdy człowiek. Jedynym krajem, w którym Polaków się jeszcze rozumie jest Francja, twierdził Wieszcz.
Czytajmy Mickiewicza, by zrozumieć dogłębnie przeszłość, ale i teraźniejszość. Mickiewicz to twórca par excellence polityczny. Niedoceniony – jako ten, który odgadł przyczynę skierowanej ku nam agresji. Pojął jej duchowe podłoże.
Poeta opisując specyfikę krajów słowiańskich starał się odgadnąć istotę odrębności historii i kultury Polski wobec historii i kultury Zachodu i Wschodu Europy. Czy dzisiejsza sytuacja narodów próbujących niepodległego bytu w sferze wpływów Rosji po latach komunizmu nie jest analogiczna?
Nikt nie chce tak naprawdę uznać, że ich miejsce w Europie jest niepodważalne, ich ambicji i dążeń zaakceptować, w żaden niekoniunkturalny sposób ich poprzeć. Europejski Zachód ich nie rozumie lub udaje, że nie rozumie, Rosja rozumie aż nadto, są dla niej tylko zagrożeniem.
W czasie agresji na Ukrainę, by wzmocnić się duchowo i wzmocnić naszych braci Ukraińców warto czytać Mickiewicza. On nie bał się śmieszności, gdy wśród najwybitniejszych ludzi epoki, elity intelektualnej swojego czasu, na forum wiodącej paryskiej uczelni głosił, że „jedyną przyczyną wszystkich rewolucji jest niedostatek prawdziwej religii, że ludy póty nie wrócą do posłuszeństwa, póki Ewangelia nie zostanie szczerze zastosowana do polityki, że to nagląca potrzeba epoki, że nie da się uniknąć tej logicznej konieczności rozwoju chrześcijaństwa”. Ten postulat postawił w kursie drugim swojego cyklu paryskich wykładów jako najważniejsze zadanie dla Polski.
– Ewa Polak-Pałkiewicz