W lipcu 1945 r. podczas suto zakrapianej imprezy „Grupa Lorentza” dowiedziała się o istnieniu zdeponowanych w miejscowości Hein skrzyń, opatrzonych napisem „Museum Stadt Warschau”, w których jakoby znajdowały się dzieła Jana Matejki. Ze względu na lejący się strumieniami spirytus, ekipa z Warszawy sceptycznie podeszła do tych rewelacji. Postanowiła jednak je sprawdzić. Wyruszyła do Hein i w restauracji Waldschlösschen odnalazła skrzynię, w której znajdowały się m.in. „Batory pod Pskowem”, „Rejtan” oraz „Unia Lubelska”. Tak wspominała ten moment Bela Czajka:
Profesor Stanisław Lorenz klęka przed skrzynią, której wieko jest oderwane i usiłuje z trudem rozwinąć olbrzymi rulon płótna. (…) Przez otwarte drzwi wpada nagle jasna smuga światła słonecznego. Profesor klęczy teraz w tej strudze… Podchodzę bliżej. – Profesorze… Profesor Lorentz podnosi głowę. Jego opalona na brązowo twarz jest dziwnie pobladła. Widzę, że błękit oczu ma przesłonięty szkliwem łez. Nie pytam więcej. Wiem, że odnaleźliśmy Matejkę.
Prócz dzieł arcymistrza, obrońcy zabytków odnaleźli tam kilkanaście skrzyń i kilkadziesiąt płócien ewakuowanych z wrocławskiego muzeum. Pomimo niewątpliwego sukcesu, profesor stał się obiektem żartów znajomych, chcących zobaczyć „błękit oczu przesłoniętych szkliwem łez”.
Zabytki w łóżku
W miejscowości Morawa koło Strzegomia zespół muzealników odnalazł w pałacu pozostałości zgromadzonej tam kolekcji sztuki (rycin, grafik i numizmatów). Jan Zachwatowicz zanotował: w pomieszczeniach rezydencji
urządzone były legowiska dla żołnierzy. Z czego zrobione? Ułożone jedne na drugich, leżały tam, zrabowane jeszcze w 1939 roku z Gabinetu Rycin UW, albumy Stanisława Augusta... Później obszukiwaliśmy jeszcze starannie okolice willi i znajdowaliśmy grafiki zmięte dla higienicznego użytku. Zbieraliśmy je starannie i potem profesor Lenart w swojej pracowni wszystko to jakoś wyczyścił, odmył, tak że udało się je odratować.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
W czerwcu 1945 prof. Lorentz zaczął delegować obowiązki poszukiwawcze na Dolnym Śląsku na swego zastępcę Witolda Kieszkowskiego. Udało mu się dokonać kilku sensacyjnych odkryć. Największym z nich było odkrycie magazynu dzieł sztuki w bibliotece Schaffgotschów w Cieplicach. Skrywał on kilkadziesiąt obrazów skradzionych przez Niemców z muzeów w Krakowie, Warszawie, Tarnowie i Wilanowie. Były to m.in. „Portret Korduli Potockiej” Jana Chrzciciela Lampiego, „Krajobraz z młynem” Salomona van Ruisdaela, „Salome” Lucasa Cranacha. Prócz tego w bibliotece znajdowały się numizmaty, rzeźby, grafiki i zabytki liturgiczne. W sumie Kieszkowski wywiózł z Dolnego Śląska 131 samochodów ciężarowych i 22 wagonów towarowych, przeważnie 30-tonowych, pełnych zabytków. Nie wszystkie należały do polskich muzeów. Były wśród nich także zbiory niemieckie, stanowiące własność dolnośląskich muzeów lub prywatnych właścicieli. Co gorsza, zdaniem dra Roberta Kudelskiego, bilans działań rewindykacyjnych podjętych na tym terenie był niekorzystny dla Polski a Dolny Śląsk pozostaje ważnym punktem wyjścia poszukiwań polskich strat wojennych.
I nie tylko Dolny Śląsk. Mało znane, a bardzo sensacyjne tropy wiodą do Berlina. Po wojnie oficjalną placówką dyplomatyczną była tam Polska Misja Wojskowa dowodzona przez generała Jakuba Prawina. Pod jej egidą radca PMW i muzealnik Jan Morawiński poszukiwał cennych zabytków, a wywiad – cywilny i wojskowy – prowadził prężną działalność handlową.
Muzealnicy i biznesmeni