Historia

Poszukiwacze skradzionych zabytków ścigali się z Sowietami. Co i gdzie znaleźli?

Pod koniec II wojny światowej polscy obrońcy skarbów ruszyli w pościg za dziełami sztuki skradzionymi przez hitlerowców. Najpoważniejsze tropy wiodły do Niemiec i na Śląsk. Polacy odnajdywali bezcenne artefakty w schronach (Ołtarz Wita Stwosza) i prowincjonalnych gospodach (arcydzieła Jana Matejki wywiezione z Zamku Królewskiego), a nawet w toaletach.

Informacje o zaginionych skarbach pozyskiwali od hitlerowców na suto zakrapianych imprezach oraz od zbiegów z robót przymusowych. Ich misja była arcytrudna: ścigali się z „trofiejnymi” brygadami sowieckich wojsk oraz szabrownikami. A wszystko pod czujnym okiem bezpieki.

Odyseusz kontra złodzieje

Poszukiwaczy było wielu, ale najpiękniejszą kartę w historii zapisali profesorowie: Karol Estreicher pochodzący z Krakowa i Stanisław Lorentz z Warszawy. Obaj zaczęli swą misję już w... 1939 r. Profesor Estreicher usiłował m.in. ukryć Ołtarz Mariacki oraz arrasy wawelskie przed Niemcami. Próbował je wywieźć z Krakowa. Jak współczesny Odyseusz, wyruszył Wisłą w nieznane galarem, czyli historycznym statkiem pocztowym. Część obiektów – Ołtarz Mariacki rozebrano bowiem na dwa tysiące części – przechwycili Niemcy w Sandomierzu. Na szczęście profesor zdołał ewakuować do Paryża gobeliny i pozostałe najcenniejsze obiekty ze skarbca wawelskiego, w tym Szczerbiec czyli miecz koronny królów polskich oraz Biblię Gutenberga. W stolicy Francji nawiązał kontakt z generałem Władysławem Sikorskim, premierem Rzeczpospolitej Polskiej na uchodźstwie. Został jego sekretarzem i stworzył komórkę zajmującej się stratami polskiej kultury.

Po napaści Niemiec na Francję ewakuował polskie skarby statkiem handlowym „Chorzów” do Londynu. Tę dramatyczną podróż Karol Estreicher opisywał w swym dzienniku: W małej luce pod pokładem, gdzie zwykle składają węgiel, złożono 74 paki i skrzynie żelazne ze skarbami kultury polskiej. Śpimy na nich w kilka osób, pilnujemy rzeczy jak oka w głowie. Szczerbiec wyjęliśmy ze skrzyni i jedzie z nami. W razie czego podamy go na desce tym, którzy wsiądą do szalupy. We flaszce zanotowana jest historia i wartość szczerbca, zakorkowana, zalana smołą. Tak jak w powieściach podróżniczych.

Ocalił przed Niemcami arrasy wawelskie, odzyskał ołtarz mariacki i „Damę z gronostajem”

Stanisław Wyspiański był kolegą szkolnym jego ojca i razem uruchomili kiedyś dzwon Zygmunta. On z kolegami zrobił to samo. Na wagarach, 11 listopada 1918 roku.

zobacz więcej
W Londynie został kierownikiem Biura Rewindykacji Polskiego Mienia Kulturalnego przy rządzie RP. Opracował dokumentację strat, spis nazwisk złodziei i wandali dewastujących Polskę. Nie potrafił usiedzieć w miejscu. Podróżował do Hiszpanii i Szwajcarii, szukając informacji o losie rzeźb Wita Stwosza. Spotkał Polaka, uciekiniera z robót przymusowych w III Rzeszy, który opowiadał, że drążył podziemne szyby pod zamkiem w Norymberdze, rodzinnym mieście artysty. Intuicja podpowiedziała naukowcowi, że rzeźby są właśnie tam.

Skarby Estreichera

Od 1942 r. zabiegał o utworzenie międzynarodowej organizacji ds. rewindykacji, od marca 1944 r. należał do Komisji ds. Ochrony i Zwrotu Dóbr Kultury – tj. Komisji Vouchera. Wydał też na własny koszt katalog „The Cultural Losses of Poland”, który rozdawał aliantom. Dzięki wypracowanym kontaktom to jemu w maju 1945 r. alianci przekazali, zarekwirowany Hansowi Frankowi, Kodeks Baltazara Behema – kartulariusz krakowskiego notariusza miejskiego z początku XVI wieku, zawierający przywileje i statuty miasta oraz roty przysiąg i ustawy cechów krakowskich.

Co więcej, dzięki zdobytym w Szwajcarii informacjom Estreicher odnalazł Ołtarz Mariacki – w schronie pod zamkiem w Norymberdze, naprzeciw domu Albrechta Dürera. W Willi Hansa Franka Fischhausen w Neuhaus w Bawarii odszukał dwa obrazy z Kolekcji Czartoryskich: „Damę z Łasiczką” (obecnie przyjęto tytuł „Dama z gronostajem”) Leonarda da Vinci oraz „Pejzaż z Miłosiernym Samarytaninem” Rembrandta. Na dzieła zrabowane przez Niemców natknął się też w sztolniach kopalni soli w Grasleben oraz w Goslar.

W kwietniu 1946 r. triumfalnie wyruszył z Monachium do Krakowa. Podróżował pociągiem pełnym skarbów. Wiózł płótna Canaletta, Rubensa, Cranacha, Watteau, dwa tysiące kielichów mszalnych oraz perłę w koronie: Ołtarz Mariacki. Oczywiście Sowieci usiłowali przejąć pociąg, ale bezskutecznie. W Polsce Estreichera witano bramami triumfalnymi, orkiestrami, odprawiano nabożeństwa na jego cześć.

A potem przyszła rzeczywistość: środowisko emigracyjne uznało profesora za zdrajcę, Czartoryscy nie byli zachwyceni faktem, że ich kolekcja trafiła do PRL, musiał użerać się z komunistami o odbudowę Collegium Maius Uniwersytetu Jagiellońskiego. Po tym jak w 1964 r. podpisał „List 34”, spotkał się z ostracyzmem środowiska naukowego, padł też ofiarą akcji dezinformacyjnej SB. W 1968 r. został pobity przez ZOMO za obronę studentów i zmuszony do przejścia na emeryturę.

Podwójne życie bohatera

Profesor Stanisław Lorentz, twarz Muzeum Narodowego w Warszawie (MNW), przez całą II wojnę światową żył podwójnym życiem: muzealnika i bojownika Państwa Podziemnego. Wyrafinowany intelektualista, który nie zdobył żadnego stopnia wojskowego, bo regularnie oblewał egzaminy z użycia gazów bojowych, jesienią 1939 r. z narażeniem życia ratował wraz z kolegami najcenniejsze obiekty z płonącego Zamku Królewskiego.
Mimo, że mógł wybrać emigrację, nie porzucił swego „dziecka” – MNW – nawet gdy kontrolował je Niemiec, dr Alfred Schellenberg. Równocześnie od listopada 1939 działał w konspiracji. Na zlecenie Delegatury Rządu Polskiego na Emigracji zbierał informacje o niszczonych oraz kradzionych przez Niemców zabytkach. Walczył z wysadzaniem pomników, wiedział o akcji wysyłania Niemcom odpowiedzialnym za ten wandalizm listów z „ostrzeżeniami” przed zemstą. Cudem wywinął się z rąk Gestapo, polującego na żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego. Ale najeźdźcy mieli co do niego swe podejrzenia. Pewnego dnia jego własny szef, Schellenberg – który trafił na listę osób skazanych za śmierć za wykorzenianie kultury polskiej – przyszedł błagać go o życie. Skonsternowany muzealnik nie wiedział, co ma powiedzieć. W końcu zbył Niemca pustymi obietnicami.

Tuż po Powstaniu Warszawskim wraz ze współpracownikami przedzierał się do unicestwionego miasta, szukać dóbr kultury. Uratował bezcenne dzieła z Biblioteki Zamoyskich: „Mszał Tyniecki”, „Kronikę” Galla”, rękopis „Krzyżaków” Henryka Sienkiewicza i „Faraona” Bolesława Prusa. Na prośbę Marii Dąbrowskiej i Anny Kowalskiej spenetrował pełną rozkładających się trupów i szczurów piwnicę przy ul. Polnej. Wywiózł z niej pakę rękopisów dzieł Ludwika Krzywickiego, pamiętników Stanisława Stempowskiego i książek obu wspomnianych pań. Co więcej, uwzględnił „reklamację” autorki „Nocy i dni” i narażając życie – Niemcy strzelali do wszystkich, którzy buszowali po piwnicach – wrócił do ruin stolicy po jej maszynę do pisania.

Przechodziła przypadkiem

Od początku 1945 r. szukał skradzionych Polsce zabytków. Już od 18 stycznia pełnił Obowiązki Dyrektora Muzeum Narodowego. W lutym nawiązał kontakt z władzami PKWN, żeby rozpocząć współpracę przy poszukiwaniu zabytków. Pojechał do Lublina i ujawnił się jako działacz Polskiego Państwa Podziemnego. Warto podkreślić, że nie chciał wejść do Krajowej Rady Narodowej, tylko wynegocjował powstanie Naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków, której został dyrektorem. W strukturze tej instytucji było Biuro Rewindykacji i Odszkodowań, zarządzane przez Władysława Tomkiewicza. Miało ono na celu rewindykację mienia wywiezionego do Austrii oraz Niemiec. Gromadziło dokumentację strat dóbr kultury i opracowało listę dzieł niemieckich, mających być ekwiwalentem za stracone zabytki.

Dodatkowo, na zlecenie Ministra Kultury i Sztuki, powstała grupa operacyjna muzealników, archeologów oraz historyków mających poszukiwać skradzionych dóbr kultury tuż za linią frontu. Naukowcy chcieli rozpocząć swą misję już w lutym, ale Sowieci nie wydali im zgody, rzekomo ze względu na niebezpieczeństwo.

W rzeczywistości Śląsk penetrowała brygada „trofiejna” ppłk. Borysa Filipowa, dyrektora Moskiewskiego Teatru Dramatycznego. Od lutego 1945 r. przeprowadzała ona inspekcję śląskich muzeów, bibliotek i teatrów, szukając dóbr nadających się do wywózki do ZSRR. W marcu trzy pociągi wywiozły do Moskwy obrazy, meble, rzeźby, grafiki, pianina, dawną broń, porcelanę, żyrandole i księgozbiory.

Zbiory łupili Niemcy, Sowieci i władcy PRL. Stuletni magazyn „prezentów” wciąż o nie walczy

Marszałek Rokossowski w 1949 r. zabrał z muzeum i podarował Stalinowi 20 sztuk cennej broni palnej z XV-XVIII w. Rok później szable z XVII-XVIII w. sprezentował chińskiemu marszałkowi Zhu De.

zobacz więcej
Polacy – dowodzeni przez Lorentza – wkroczyli do akcji dopiero na początku maja. Posiadali listę miejscowości, zawierającą nie tylko lokalizację składnic, lecz także ich rodzaj i miejsce ukrycia. A także stosowne pełnomocnictwa i pełne wsparcie polskiej administracji. Mimo to musieli grać w kotka i myszkę z Sowietami. Gdy w jednej ze składnic w rejonie Kłodzka znaleźli skrzynie ze zbiorami Galerii Drezdeńskiej i załadowali je na auto, nagle zjawiła się grupa radzieckich wojskowych, zdjęła skrzynie, a Lorentza zabrała do komendy wojskowej. Muzealnik przesiedział tam kilka dni, do czasu przybycia osoby kompetentnej – czyli eleganckiego pana w mundurze, bez oznak stopnia, członka radzieckiej grupy rewindykacyjnej. Tłumaczył mu, że szuka skrzyń wywiezionych z Muzeum Narodowego. Rosjanin uznał to za godne pochwały, poradził jednak Polakowi, by dokładniej sprawdzał oznakowanie na skrzyniach. A potem wypuścił, oczywiście z pustym samochodem...

W ekipie poszukiwawczej – prócz Jana Zachwatowicza, Generalnego Konserwatora Zabytków czy Tadeusza Dobrowolskiego, przedwojennego Dyrektora Muzeum Śląskiego w Katowicach – była też Izabela Stachowicz ps. „Czajka”. Kobieta okrzyknięta nimfomanką, heterą oraz muzą Witkacego (w „Pożegnaniu Jesieni” pojawia się jako Bela Hertz, „demon pierwszej klasy”) i Witolda Gombrowicza, miała kilku mężów (Aleksandra Hertza, Jerzego Gelbarda oraz Władysława Stachowicza) i kochanków. Miała też wiele nazwisk oraz wcieleń: pisarki (m.in. „Moja podróż. Szlakiem południa”, „Pieśni żałobne getta”, „Ocalił mnie kowal”), restauratorki (w warszawskim getcie prowadziła „Cafe- bar Capri), żołnierki, funkcjonariuszki Milicji Obywatelskiej, znaczącej kolekcjonerki (była zapaloną bibliofilką, właścicielką mebli z epoki Księstwa Warszawskiego, wraz z mężem posiadała zbiór 250 obrazów, m.in Matisse’a, Picassa, Kislinga, Dufy’ego czy Soutine’a).

Niecodzienna para poznała się na studiach. Po wojnie spotkali się na komendzie w Katowicach. Kobieta przechowująca szminkę i papierosy w kaburze pistoletu, dostała przydział do „ekipy poszukiwawczej”, czyli grupy rewindykacyjnej przeszukującej region od maja 1945 r. Oboje poszukiwali własnych zbiorów: Lorentz, dyrektor MNW oraz szef Naczelnej Dyrekcji Muzeów i Ochrony Zabytków – tych skradzionych przez Niemców z polskich muzeów i placówek kultury, a Stachowicz – tych zrabowanych ze swego domu. Warto jednak podkreślić, że funkcjonariusze nie dostawali przydziałów według własnego widzimisię, tylko potrzeb resortu oraz umiejętności, więc rola „Czajki” w „Grupie Lorentza” wcale nie jest jednoznaczna. Sam dyrektor MNW opowiadał Robertowi Jarockiemu, że w tym czasie był nieustannie obserwowany. W połowie 1945 r. dostał zaadresowaną imiennie pilną przesyłkę z Krakowa. Otworzył ją komisyjnie. W środku prócz dzieł sztuki były dwa pistolety. Natychmiast wezwał MO. Z akt IPN wynika, że środowisko MNW było inwigilowane także w latach 50. XX wieku.

Ach, twe oczy błękitne

W tym okresie służby walczyły z szabrownikami oraz zorganizowanymi grupami przestępczymi, wywożącymi ludzi i dzieła sztuki na Zachód. „Bezpieka” chciała wiedzieć, co się dzieje i o czym się mówi „w świecie kultury”. A „grupa Lorentza” odzyskiwała bezcenne zabytki. We wspomnianych Katowicach naukowcy odnaleźli ponad 500 skrzyń ze zbiorami z Muzeum Narodowego. Były to obiekty wywiezione przez Niemców po Powstaniu, numizmaty oraz część zbiorów graficznych Stanisława Augusta, wykradzionych jeszcze w 1939 roku.
W lipcu 1945 r. podczas suto zakrapianej imprezy „Grupa Lorentza” dowiedziała się o istnieniu zdeponowanych w miejscowości Hein skrzyń, opatrzonych napisem „Museum Stadt Warschau”, w których jakoby znajdowały się dzieła Jana Matejki. Ze względu na lejący się strumieniami spirytus, ekipa z Warszawy sceptycznie podeszła do tych rewelacji. Postanowiła jednak je sprawdzić. Wyruszyła do Hein i w restauracji Waldschlösschen odnalazła skrzynię, w której znajdowały się m.in. „Batory pod Pskowem”, „Rejtan” oraz „Unia Lubelska”. Tak wspominała ten moment Bela Czajka:

Profesor Stanisław Lorenz klęka przed skrzynią, której wieko jest oderwane i usiłuje z trudem rozwinąć olbrzymi rulon płótna. (…) Przez otwarte drzwi wpada nagle jasna smuga światła słonecznego. Profesor klęczy teraz w tej strudze… Podchodzę bliżej. – Profesorze… Profesor Lorentz podnosi głowę. Jego opalona na brązowo twarz jest dziwnie pobladła. Widzę, że błękit oczu ma przesłonięty szkliwem łez. Nie pytam więcej. Wiem, że odnaleźliśmy Matejkę.

Prócz dzieł arcymistrza, obrońcy zabytków odnaleźli tam kilkanaście skrzyń i kilkadziesiąt płócien ewakuowanych z wrocławskiego muzeum. Pomimo niewątpliwego sukcesu, profesor stał się obiektem żartów znajomych, chcących zobaczyć „błękit oczu przesłoniętych szkliwem łez”.

Zabytki w łóżku

W miejscowości Morawa koło Strzegomia zespół muzealników odnalazł w pałacu pozostałości zgromadzonej tam kolekcji sztuki (rycin, grafik i numizmatów). Jan Zachwatowicz zanotował: w pomieszczeniach rezydencji urządzone były legowiska dla żołnierzy. Z czego zrobione? Ułożone jedne na drugich, leżały tam, zrabowane jeszcze w 1939 roku z Gabinetu Rycin UW, albumy Stanisława Augusta... Później obszukiwaliśmy jeszcze starannie okolice willi i znajdowaliśmy grafiki zmięte dla higienicznego użytku. Zbieraliśmy je starannie i potem profesor Lenart w swojej pracowni wszystko to jakoś wyczyścił, odmył, tak że udało się je odratować.

ODWIEDŹ I POLUB NAS
W czerwcu 1945 prof. Lorentz zaczął delegować obowiązki poszukiwawcze na Dolnym Śląsku na swego zastępcę Witolda Kieszkowskiego. Udało mu się dokonać kilku sensacyjnych odkryć. Największym z nich było odkrycie magazynu dzieł sztuki w bibliotece Schaffgotschów w Cieplicach. Skrywał on kilkadziesiąt obrazów skradzionych przez Niemców z muzeów w Krakowie, Warszawie, Tarnowie i Wilanowie. Były to m.in. „Portret Korduli Potockiej” Jana Chrzciciela Lampiego, „Krajobraz z młynem” Salomona van Ruisdaela, „Salome” Lucasa Cranacha. Prócz tego w bibliotece znajdowały się numizmaty, rzeźby, grafiki i zabytki liturgiczne. W sumie Kieszkowski wywiózł z Dolnego Śląska 131 samochodów ciężarowych i 22 wagonów towarowych, przeważnie 30-tonowych, pełnych zabytków. Nie wszystkie należały do polskich muzeów. Były wśród nich także zbiory niemieckie, stanowiące własność dolnośląskich muzeów lub prywatnych właścicieli. Co gorsza, zdaniem dra Roberta Kudelskiego, bilans działań rewindykacyjnych podjętych na tym terenie był niekorzystny dla Polski a Dolny Śląsk pozostaje ważnym punktem wyjścia poszukiwań polskich strat wojennych.

I nie tylko Dolny Śląsk. Mało znane, a bardzo sensacyjne tropy wiodą do Berlina. Po wojnie oficjalną placówką dyplomatyczną była tam Polska Misja Wojskowa dowodzona przez generała Jakuba Prawina. Pod jej egidą radca PMW i muzealnik Jan Morawiński poszukiwał cennych zabytków, a wywiad – cywilny i wojskowy – prowadził prężną działalność handlową.

Muzealnicy i biznesmeni

Brunatne antykwariaty

Ile zrabowanych w czasie II wojny obrazów mogło przejść przez renomowane domy aukcyjne?

zobacz więcej
W powojennym Berlinie brakowało dosłownie wszystkiego. Z powodu gigantycznych różnic w cenach z Polski szmuglowano żywność, a do PRL – artykuły przemysłowe i luksusowe. Czy były wśród nich dzieła sztuki? Nie wiadomo. Wiemy że generał Prawin forsował ideę otwarcia w niemieckiej stolicy Polskiego Domu Handlowego, zajmującego się skupem towarów dla wszystkich central handlowych. Ze względów bezpieczeństwa władze postanowiły działać nieoficjalnie. M.in. poprzez stworzoną na przełomie listopada i grudnia 1946 r. Specjalną Sekcję Finansową, zajmującą się importem surowców, narzędzi, deficytowych towarów konsumpcyjnych oraz realizacją zamówień dla NBP. Aby zakamuflować swój udział w procederze, „wojskówka” otworzyła w Warszawie Dom Eksportowo - Importowy „Dimex” i jego przedstawicielstwo w Berlinie. Firma zajmowała się gromadzeniem towarów i przewożeniem ich do Niemiec. Wywiad gwarantował bezpieczeństwo i ułatwiał przekraczanie granic.

Jednym z pomysłodawców przedsięwzięcia i pierwszym szefem przedstawicielstwa w Berlinie był Karol Geller, vel Leon Zagórski – oficer łącznikowy marszałka Związku Radzieckiego Gieorgija Żukowa, pracownik Polskiej Misji Rewindykacyjnej w Berlinie, a prywatnie znawca dzieł sztuki. Oficjalnie zajmował się on m.in, wyszukiwaniem obiektów fabrycznych (metali, materiałów strategicznych i deficytowych wywiezionych przez Niemców w głąb Rzeszy). Po roku, w 1947, wskutek intryg stracił stanowisko, wrócił do kraju i zajął się handlem antykami. Miał je sprowadzać m.in. z Ziem Odzyskanych oraz z Berlina (w 1949 r. miał zostać wysłany do tego miasta po pamiątkowe obrazy, ale rzekomo nie wywiązał się z tej misji, tylko sprzedał je jakiemuś niemieckiemu profesorowi). Na początku lat 50. był nawet przedstawiany jako dyrektor Państwowego Przedsiębiorstwa Dzieła Sztuki i Antyki „DESA”.

Historia powojennych poszukiwaczy skarbów ma wiele poziomów i prowokuje jeszcze więcej pytań oraz kontrowersji. Powstało wiele sporów, m.in. między Bazyliką Mariacką a MN w Gdańsku i Warszawie o kilkanaście średniowiecznych dzieł sztuki, stanowiących historyczne wyposażenie Kościoła, ale znajdujących się pod opieką Muzeum.

Obecnie jednak na pierwszy plan wysuwa się fakt, że polscy muzealnicy nie odnaleźli wszystkich strat wojennych, więc trzeba zarówno szukać, jak i zabiegać o zwrot polskich artefaktów. A dzięki odtajnianym archiwaliom, zaczyna także zarysowywać się niejasna rola Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego i wywiadu w działaniach operacyjnych naukowców. Warto zadać pytanie: czy poszukiwania strat wojennych na Dolnym Śląsku i w Niemczech były dyskretnie nadzorowane przez „bezpiekę”? Jaką rolę pełniła Bela Czajka w zespole profesora Lorentza? I co robił Karol Geller – szef firmy działającej pod egidą wywiadu wojskowego, a zarazem znajomy m.in. wspomnianej porucznik Czajki oraz Tadeusza Wierzejskiego, kolekcjonera i kustosza MNW – w świecie koneserów sztuki?

– Małgorzata Borkowska

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Bibliografia:
„Dolnoślaski trop” - Robert Kudelski – http://cennebezcenne.pl
„Rewindykacja dóbr kultury na Dolnym Śląsku w Latach 1945-1949” - Robert Kudelski Kwartalnik Historyczny Rocznik CXXIII, 2016 – https://rcin.org.pl
„Zapomniany Bohater Jam Morawiński cz 1 i 2”
„Wojenne losy Batorego pod Pskowem, Rejtana i Unii Lubelskiej Jana Matejki”, Karolina Zalewska, J. Robert Kudelski – http://dzielautracone.gov.pl
35. rocznica śmierci Karola Estreichera – https://dzieje.pl
„Rozmowy z Lorentzem” - Robert Jarocki
„Skarby III Rzeszy Ukryte na Dolnym Śląsku. Relacje, wspomniena, dokumenty” - Szymon Wrzesiński, Krzysztof Urban
„Wywiad cywilny Polski Ludowej w latach 1945-1961 r.” Witold Bagieński
SDP2023
Zobacz więcej
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Bankiet nad bankietami
Doprowadził do islamskiej rewolucji i obalenia szacha.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Cień nazizmu nad Niemcami
W służbie zagranicznej RFN trudno znaleźć kogoś bez rodzinnych korzeni nazistowskich, twierdzi prof. Musiał.
Historia wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kronikarz świetności Rzeczypospolitej. I jej destruktor
Gdy Szwedzi wysadzili w powietrze zamek w Sandomierzu, zginęło około 500 osób.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Burzliwa historia znanego jubilera. Kozioł ofiarny SB?
Pisano o szejku z Wrocławia... Po latach afera zaczęła sprawiać wrażenie prowokacji.
Historia wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Ucieczka ze Stalagu – opowieść Wigilijna 1944
Więźniarki szukały schronienia w niemieckim kościele… To był błąd.