Coraz trudniej jest pojąć zawiłości, jakimi usiane jest delikatne pole zwalczania rasizmu. Jeżeli ktoś przebierze się za Murzyna – to źle. Jeśli czarnoskóry aktor zagra postać historyczną, o której każdy wie, że była biała, na przykład Annę Boleyn w niedawno wyprodukowanym filmie – to dobrze. Jeżeli firma produkuje kosmetyki przeznaczone do wybielania skóry – to bardzo źle. Jeżeli przemianuje je na rozświetlające – to w porządku. Kosmetyki brązujące jakoś się przemknęły, ale co by było, gdyby wytwarzano środki do przyczerniania skóry? Byłoby pewnie bardzo źle, problem jednak na razie nie istnieje z uwagi na brak zapotrzebowania. A może przeciwnie – byłoby dobrze?
Kim jest Otello?
Czy zatem – rozważmy to na konkretnym przykładzie – Otello może być biały? Oczywiście, że nie, gdyby trzymać się Szekspira. Czy Otella może zatem zagrać odpowiednio ucharakteryzowany biały aktor albo śpiewak, gdy wystawiana jest opera Verdiego? Już nie, bo to, co przez wieki było oczywiste, dziś stanowiłoby przejaw rasizmu. Co zatem począć? Rozsądek nakazywałby trzymać się od „Otella” z daleka, chyba że ma się pod ręką ciemnoskórego wykonawcę, co w wypadku aktorów nie stanowi problemu, trudniej ze śpiewakami.
Ale można też uznać, że dramat w formie sprzed czterystu lat to przeżytek. I tak oto „Otello” wystawiony w nowojorskiej Metropolitan Opera w 2015 roku otworzył nową drogę. Szekspirowski bohater był biały, a łotewski śpiewak Aleksandrs Antonenko zyskał w ten sposób miejsce w historii opery. Palma pierwszeństwa przypadła Met trochę niezasłużenie, bo już rok wcześniej na scenie English National Opera jako biały Otello wystąpił australijski tenor Stuart Skelton.
Tropiciele rasizmu w tej akurat sprawie wpadają jednak w pułapkę. Otello nie był Murzynem (dramat rozgrywa się na Cyprze, a tam o Murzynów trudno), lecz Maurem – a zatem Arabem. Arabowie nie występują w roli dyskryminowanej mniejszości i przebieranie się za Araba nie jest źle widziane, przynajmniej na razie. Na domiar złego zaliczają się do rasy białej. Nieszczęsny Otello pada więc ofiarą ideowego zapału, który w ogóle nie powinien go dotyczyć.
Czarny Piotruś musi zniknąć
Co roku z końcem listopada do miast Holandii i Belgii przybywa gorąco oczekiwany gość. To Sinterklaas (z nazwy odpowiednik świętego Mikołaja, choć de facto nie całkiem), któremu towarzyszy orszak o składzie uświęconym tradycją. Przypływa stateczkiem, podróżuje bowiem z Hiszpanii, witany przez mieszkańców, zwłaszcza młodszych, z entuzjazmem całkowicie zrozumiałym, bo jego przybycie rozpoczyna czas przedświątecznych zabaw, który trwa do 6 grudnia.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
W takiej tradycji wyrosły całe pokolenia i nigdy nie budziła ona wątpliwości. Do czasu, gdy na scenie pojawili się postępowi aktywiści, którzy zakwestionowali obecność pomocników Sinterklaasa, zwanych Czarnymi Piotrusiami. Zwarte Piet, sympatyczny wisus umalowany na czarno, z czarnymi kędzierzawymi włosami i pełnymi, czerwonymi ustami, jest najbardziej lubianym uczestnikiem parad, bo zabawia publiczność i rozdaje dzieciom prezenty. Dla Holendrów Zwarte Piet to kwintesencja dobrej, prawdziwie holenderskiej tradycji. Przeciwnicy widzą w nim jednak relikt kolonialnej przeszłości Holandii i żywy przejaw rasizmu, który musi zniknąć.
O likwidację Piotrusiów od ponad dziesięciu lat zabiega organizacja Kick Out Zvarte Piet, Wyrzucić Czarnego Piotrusia (dosłownie: wykopać). Nie bez efektów, bo choć początkowo Holendrzy zarzekali się, że nigdy nie pozwolą, by Zwarte Piet zniknął z ich życia, lata wytrwałej antypiotrusiowej propagandy zrobiły swoje. Wielu dało się przekonać, że tradycja tradycją, ale nie wolno urażać niczyich uczuć, nawet jeśli urażeni stanowią mniejszość, do tego napływową.
Nie bez znaczenia mogła być wolta premiera Marka Rutte. Jeszcze niedawno nie widział w Czarnym Piotrusiu niczego złego, ba! – zdradził, że za młodu sam nim z przyjemnością bywał. „Piet jest po prostu czarny, to tylko tyle”, mówił. W końcu jednak ustąpił. Nie posunął się do tego, by zalecić poddanie Piotrusia tak pożądanemu dziś „cancellingowi”, czyli usunięciu go z zabaw, ale wyraził nadzieję, że z biegiem czasu tradycja umrze śmiercią naturalną. Wierni Piotrusiowi – konserwatyści i partie prawicy – gorąco wierzą, że to nigdy nie nastąpi.
Na razie znaleziono furtkę: Czarny Piotruś dostał nowe imię, nowy wygląd i nowe wyjaśnienie. Stał się Piotrusiem z Komina, czarnym nie dlatego, że taki ma kolor skóry, ale dlatego, że ubrudził się sadzą, wchodząc do domów przez komin. Jest biały, tylko na twarzy ma czarne smugi, Coraz więcej miast chce widzieć go u siebie.
Rasistowskie pantofle