Chaos, manipulacje, uleganie wpływom.
Franciszek: zagubiony dyktator
piątek,
4 stycznia 2019
Papież w pierwszym odruchu stanął w obronie oczywistych przestępców seksualnych, których powinno się od razu usunąć z szeregów duchowieństwa. Przywracał również do stanu kapłańskiego tych, których wcześniej odsunął Benedykt XVI. Być może to efekt zarządzania przez chaos, z pominięciem procedur i kongregacji. Wydarzenia te sprawiają jednak, że naprawdę trudno zrozumieć, co myśli, czego chce i dokąd zmierza papież Franciszek.
Tekst o książce „Papież dyktator. Skrywana historia pontyfikatu papieża Franciszka” trzeba, niestety, zacząć od krytyki. Sam autor wystawił się na takie potraktowanie, gdy podjął decyzję, by opublikować swoje dziełko pod pseudonimem będącym imieniem i nazwiskiem admirała floty papieskiej z czasów bitwy pod Lepanto.
Bitwa ta była wielkim starciem cywilizacji chrześcijańskiej i muzułmańskiej, wygranym wtedy przez siły katolickiej Ligi Świętej. Można uznać zatem, że ten pseudonim wiele mówi, ale ma też wady. Wydanie pod pseudonimem krytycznej książki o urzędującym papieżu osłabia jej wymowę. Szczególnie w naszych czasach, gdy wśród wielu katolików panuje nastrój całkowitej bezrefleksyjności co do tego, jaka jest rola następcy św. Piotra w Kościele. Pod pseudonimami pisze się zresztą często paszkwile i w taki też sposób książka ta jest postrzegana przez wielu bezkrytycznych zwolenników Franciszka – zarówno wierzących, jak i niekoniecznie.
Anonim może napisać cokolwiek
Publicysta jezuickiego portalu Deon.pl Karol Klecza dobrze to wyraził, pisząc: Anonimowy autor może napisać cokolwiek – byle książka się sprzedała i napędziła ruch. Jako taka nie powinna stanowić żadnego punktu odniesienia w poważnej debacie. Trudno nie przyznać mu przynajmniej części racji. Trzeba jednak dodać, że przy anglojęzycznej edycji Marcantonio Colonna postanowił wyjawić swoją tożsamość.
Prawdziwe imię i nazwisko autora „Papieża dyktatora” brzmi Henry Sire. Jest on angielskim historykiem specjalizującym się w dziejach zakonu kawalerów maltańskich, którego zresztą był członkiem od 2001 roku. Aktualnie odwołuje się on od decyzji o wydaleniu go ze zgromadzenia.
A dlaczego został wydalony? W swojej książce m.in. opisał dość szczegółowo, w jaki sposób w zakonie została spacyfikowana grupa członków, którzy sprzeciwili się propagowaniu antykoncepcji w ramach dzieł prowadzonych przez zakon. Grupa ta związana była z patronem maltańczyków kard. Raymondem Burkiem oraz byłym już Wielkim Mistrzem Matthew Festingiem. Za promocją antykoncepcji stał natomiast związek niemiecki zgromadzenia – najpotężniejsza i najbogatsza część Zakonu.
W pacyfikacji tej bezpośredni udział brał papież Franciszek, który najpierw zgodził się, że promocja antykoncepcji nie może być kontynuowana w dziełach katolickich i wydał prerogatywy do zrobienia porządku w tej sprawie, ale niedługo potem je cofnął, a w konsekwencji doprowadził do umocnienia i de facto całkowitego przejęcia Zakonu Maltańskiego przez związek niemiecki, który jak większość ludzi Kościoła w Niemczech lekceważy nauczanie moralne Kościoła powszechnego.
Napastliwy tytuł i resentymenty
Druga krytyka należy się za tytuł. W połączeniu anonimowością autora sprawia on wrażenie odstręczające. Emocjonalne nacechowanie tego tytułu jest ewidentne i napastliwe. Niechętna reakcja spotkała więc książkę nawet ze strony tych, którzy sami mają do pontyfikatu Franciszka stosunek krytyczny, jak choćby autor tej recenzji. Trudno się dziwić, skoro z powodu tych dwóch elementów – anonimowości i agresywnego tytułu – wpisuje się ona w schemat książek antyklerykalnych pisanych po to, by zaatakować religię katolicką.
Paweł Lisicki: Oczami wyobraźni widzę, jak papież Franciszek IV mówi, że wprawdzie sam akt aborcji jest czymś złym, ale nie można go zakazywać, ponieważ dla kobiety chcącej to zrobić, urodzenie dziecka będzie większym stresem, będzie bardziej bolesne.
zobacz więcej
Pierwsze negatywne wrażenie było na tyle silne, że z pewnym zaskoczeniem odkrywałem podczas lektury „Papieża dyktatora”, że nie mamy do czynienia z paszkwilem, lecz z niepozbawioną wprawdzie wad, ale rzetelną rekonstrukcją niektórych ważnych wątków trwającego pontyfikatu.
Trzecia krytyka dotyczy powoływania się na nieprzychylne Franciszkowi anonimowe źródła w Watykanie. W takiej książce jak „Papież dyktator” formułowanie mocnych tez na podstawie wypowiedzi ludzi bez nazwisk psuje dobrą robotę wykonaną w innych miejscach. Szczególnie, że wypowiedzi te często niewiele lub zgoła nic nie dodają do merytorycznej zawartości książki. Jest jasne, że pod anonimowym źródłem można ukryć własną opinię wynikającą z rozgoryczenia, a po drugie nawet jeśli źródło rzeczywiście istnieje, to zasłaniając się anonimowością, może się ono poddać jakiemuś niechętnemu sentymentowi. Po co? Ano po to, by uderzyć w osobę, która źle ją potraktowała. W tym wypadku przez papieża.
Przebijające przez tekst emocje samego Henry’ego Sire’a to także słaba strona książki. Nie są to częste przypadki, ale zostawiają pewien niesmak, podobnie jak – czasem bardzo ostre – uwagi anonimów pod adresem papieża.
Do emocjonalnych słabości należy też stronniczość autora. Jeden z jej przykładów opisał Piotr Chrzanowski w krótkiej recenzji książki na portalu „Christianitas”: Trudno zaprzeczyć, że książka jest wobec obecnego papieża bardzo krytyczna, wielokrotnie przekraczając granice stronniczości. Jest to szczególnie rażące tam gdzie [autor] konstruuje swoje wnioski w oparciu o informacje pochodzące jakoby od wiarygodnych, ale jednak anonimowych źródeł w Watykanie. Autorowi nie udaje się ustrzec oczywistego stosowania dwóch miar. Emblematyczny dla tych dwóch tendencji jest opis okoliczności poprzedzających abdykację Benedykta XVI i konklawe z marca 2013 roku. [Sire] Zarzuca kardynałowi Bergoglio i jego prawdziwym lub domniemany sojusznikom, ciężkie naruszenia prawa określającego przebieg konklawe, naruszenia sankcjonowane ekskomuniką, a polegające na tworzeniu wyborczych koalicji i promowaniu swojej kandydatury. Jednocześnie nie stawia on tego samego zarzutu Benedyktowi XVI, któremu przypisuje chęć wpłynięcia na wyniki konklawe za pośrednictwem kardynała Bertone, w celu zapewnienia wyboru kardynała Scoli.
Na to oskarżenie zareagował zresztą polski wydawca Jerzy Gwiazda, argumentując, że fragmenty dotyczące papieża Benedykta XVI są rodzajem domniemywań Sire’a na temat tego, kogo Ratzinger widziałby jako swojego następcę, gdy tymczasem zakazane prawem kościelnym – pod karą ekskomuniki – tworzenie frakcji podczas konklawe było w oczywisty sposób łamane przez grupę liberalną mającą stać za wyborem Franciszka.
Tomasz P. Terlikowski rozważa, czy nauczanie obecnego papieża może prowadzić do uznania, iż w pewnych okolicznościach Bóg oczekuje od nas aborcji, eutanazji lub zdrady małżeńskiej.
zobacz więcej
Wystarczy jednak spojrzeć na stronę 73. książki (Przeważnie sądzi się, że celem abdykacji papieża Benedykta było doprowadzenie do wyboru kardynała Scoli, arcybiskupa Mediolanu, a on sam obarczył sekretarza stanu kardynała Bertonego zadaniem odpowiedniego przygotowania konklawe), by się przekonać, że Sire w oszczędnych słowach przypisuje jednak Benedyktowi chęć wpłynięcia na przebieg konklawe. Równocześnie cały rozdział („Mafia z St. Gallen”) poświęca krytycznemu omówieniu związków i układów liberalnych kardynałów przed konklawe.
Podsumowując krytyczną część recenzji – szczególnie w kontekście ostatniej uwagi – trzeba powiedzieć, że wszędzie tam, gdzie Henry Sire wchodzi w sferę domysłów, plotek, roztrząsania intencji, dowodów na ułomności charakteru i psychiki papieża Franciszka, książka wyraźnie słabnie. Ja przyjmowałem te rozważania z pewnym zażenowaniem.
Bałagan w watykańskich finansach
A co można powiedzieć o „Papieżu dyktatorze” dobrego, skoro tyle powiedzieliśmy nieprzychylnego? Przede wszystkim to, że książka w logiczny sposób zbiera wydarzenia publicznie znane, o potwierdzonej faktyczności i przez to pokazuje, na czym polegają główne problemy argentyńskiego papieża. Oraz to, jakie podstawy do swoich opinii mają jego krytycy. Sire z jednej strony ulega wzburzeniu – prawdopodobnie w dużej mierze w związku ze sprawą Zakonu Maltańskiego – ale z drugiej stara się zachować właściwą perspektywę. Za swe główne źródło wziął przykład hagiograficzną biografię Franciszka autorstwa Austena Ivereigha (polski tytuł „Prorok. Biografia Franciszka, papieża radykalnego”). Jak widać autor wyszedł z założenia, że najlepiej budować krytykę w oparciu o fakty i opis rzeczywistości, co do którego zgadzają się obrońcy papieża. Jeszcze raz zadziwia mnie jednak, że ta sama chłodna ocena nie pojawiła się, gdy nadawał książce tytuł i zamieniał się w papieskiego admirała Colonnę.
Najbardziej godne uwagi są rozdziały poświęcone całkowitej klęsce reformy kurii rzymskiej oraz watykańskich finansów oraz majstrowaniu przy doktrynie w sprawie znanej jako „komunia dla osób rozwiedzionych żyjących w ponownych związkach”. Bardziej trafnie byłoby powiedzieć, że chodzi o osoby, które przyjęły ważnie sakramentalne katolickie małżeństwo, ale żyją z kimś innym. Do tego trzeba dodać jeszcze trzeci rozdział opisujący sprawy zniszczenia Franciszkanów Niepokalanej ze względu na ich przywiązanie do liturgii trydenckiej i tradycyjnych form pobożności oraz wspomniany już przewrót w Zakonie Maltańskim.
Kongregacja Nauki Wiary uznała, iż teza, która do tej pory była prawdziwa, od teraz będzie fałszywa. A jedynym uzasadnieniem tej radykalnej zmiany jest cytat z przemówienia obecnego papieża.
zobacz więcej
Potwierdziły to zresztą świeckie sądy, w których toczyły się sprawy cywilne wytaczane przeciwko administratorom narzucanym przez Watykan. Sprawy, dodajmy, wygrane przez rodziny i przyjaciół pomawianych zakonników.
Podobne doświadczenia mają Franciszkanki Niepokalanej, którym także narzucone władze czynią zarzuty, że za dużo się modlą i nie chcą porzucić kontemplacyjnego stylu duchowości. Te sprawy znam zresztą z osobistych relacji polskich sióstr. A to tylko potwierdza bolesną rzeczywistość opisywaną przez wielu autorów i zebraną na nowo przez Henry’ego Sire’a.
Manipulacje przy synodach
Najpełniej rzetelność Sire’a mogę ocenić w przypadku opisu manipulacji przy synodach biskupich, jakie odbyły się w Rzymie w 2014 i 2015 roku, podczas których usilnie starano się przeforsować zmianę nauczania Kościoła w sprawach rozwodników oraz osób homoseksualnych. Przynajmniej formalnie – na razie – papieżowi pierwsza sprawa się udała z chwilą, gdy opublikował w „Acta Apostolica Sedis” swoją opinię dla biskupów argentyńskich, wyrażając zgodę na komunię świętą dla osób trwale żyjących w sytuacji cudzołóstwa. Bez wątpienia jednak nauczanie to nie ma charakteru nieomylnego, zostało podane niejasno w częściowo zakamuflowany sposób. Trudno też się spodziewać, by to nauczanie utrzymało się w Kościele, ponieważ jest bezpośrednio sprzeczne ze słowami Chrystusa Pana.
Obraz zakulisowych zabiegów, by synody przebiegały zgodnie z oczekiwaniami, odmalowany w książce „Papież dyktator”, jest taki sam, jaki poznałem, gdy zajmowałem się tą kwestią w tamtym czasie. Opis ofensywy doktrynalno-medialnej liberalnych kardynałów oraz Franciszka znajdziemy też w książce uznanego profesora i teologa, dominikanina o. Jarosława Kupczaka „Źródła sporu o Amoris Laetitia” czy publikacji publicysty Tomasza P. Terlikowskiego „Herezja kardynałów”. To tylko dwa przykłady już opracowanego historycznie w języku polskim materiału dotyczącego przebiegu synodów poświęconych rodzinie, zbieżnego z analizami Henry’go Sire’a.
Zatem do faktów, a nie opinii należy fakt wyciszania na synodzie głosów opozycyjnych wobec programu papieża i jego współpracowników, nierzetelne przekazywanie mediom przebiegu prac, by wywołać wrażenie prawie powszechnego poparcia światowego episkopatu dla zmiany nauczania w kierunku zaprzeczenia słowom Jezusa Chrystusa o nierozerwalności małżeństwa. Co więcej – choć papież tyle mówił wtedy o potrzebie otwartego i bezkompromisowego wypowiadania swoich opinii przez biskupów – mieliśmy do czynienia z synodem sterowanym w niespotykany dotąd w historii sposób.
Podobnie do faktów, a nie opinii należy to, że od dwóch lat papież nie odpowiedział na wątpliwości przesłane mu przez grupę kardynałów w sprawie nauczania zawartego w „Amoris Laetitia”. A nie ma w Kościele ludzi bardziej upoważnionych do stawiania takich pytań niż kardynałowie.
Liberalne grupy wpływu
W tym kontekście uprawnione jest także powiązanie przez Henry’ego Sire’a vel Marcantonio Colonny grupy zwolenników polityki Franciszka z tzw. „mafią z St. Gallen”. To ten sam krąg liberalnych hierarchów, niejednokrotnie zamieszanych w sprawy nadużyć seksualnych, dążących do wielopunktowej zmiany nauczania Kościoła, szczególnie moralnego. Dodajmy, że określenie „mafia” nie jest publicystycznym pomysłem, ale słowem użytym przez jednego z członków grupy, belgijskiego kard. Godfieda Danneelsa.
Wiele wskazuje na to, że ojcom synodalnym wcale nie o młodzież chodzi, ale raczej po raz kolejny o gejów.
zobacz więcej
„Mafia” jest jednocześnie bezpośrednim środowiskowym i intelektualnym spadkobiercą „sojuszu reńskiego”, czyli koalicji hierarchów, którzy w czasie Soboru Watykańskiego prezentowali postępowe, antytradycyjne, liberalne stanowisko zmierzające do zmiany w Kościele możliwie wszystkiego – od duszpasterstwa, przez moralności, po niektóre elementy doktryny wiary i liturgię. Ci sami ludzie w roku 1968 atakowali św. Pawła VI za publikację encykliki „Humanae Vita” potwierdzającej katolickie nauczanie o małżeństwie i seksualności.
Niestety, Sire wdaje się w tym kontekście w niebezpieczne rozważania wkraczające w krąg tajemnicy konklawe. Jednak nawet bez nich otrzymujemy od autora rzetelne informacje o siłach funkcjonujących w kościelnej polityce. Rozdział o „mafii St. Gallen” mógłby być suplementem do jednej z najważniejszych książek o kulisach Soboru Watykańskiego, pt. „Ren wpada do Tybru”, napisanej przez jego bezpośredniego obserwatora księdza-dziennikarza, o. Ralpha Wiltgena.
Latynoskie zarządzanie
Opowieść o grupach wpływu w Kościele rymuje się z rozdziałem biograficznym – obserwujemy, jak Jorge Mario Bergoglio z raczej konserwatywnego duchownego przemienia się w kandydata na papieża progresistów. To spokojny i wyważony rozdział, Henry Sire docenia sukcesy Bergoglio w pracy przełożonego argentyńskich jezuitów.
W ciągu sześciu lat, kiedy był prowincjałem, zaprowadził porządek, a prowincja zaczęła odżywać. Na początku lat osiemdziesiątych w seminarium filozoficznym i teologicznym było już około stu seminarzystów, więcej nawet niż w pomyślnym czasie przed upadkiem. Niewiele prowincji w Towarzystwie [Jezusowym] mogło w tych niespokojnych czasach chlubić się takim rozkwitem. Głównym osiągnięciem ojca Bergoglio było odrzucenie szkoły marksistowskiej, która opanowała Towarzystwo w większości krajów Ameryki Łacińskiej – pisze autor.
Wydaje się jednak, że zaprowadzanie porządku w Towarzystwie Jezusowym to odosobniony przypadek w posłudze Bergoglia.
Książka „Papież dyktator” bardziej niż opisem dyktatury jest bowiem opisem chaosu, jaki wprowadza człowiek, który chce sprawować możliwie pełną kontrolę nad swoim otoczeniem, a jednocześnie ulega wpływom innych. Henry Sire wskazuje też – co jest ciekawym wątkiem – na formacyjny dla całych pokoleń Argentyńczków wpływ ideologii peronizmu, która zatruła tamtejszą politykę populistycznym relatywizmem przyznającym rację każdemu, kto się jej domaga.
Dzięki tej strategii Peron przez lata utrzymywał władzę. Sire pisze: Główną cechą polityczną Perona był cyniczny oportunizm, który w celu wydźwignięcia się pozwolił mu posłużyć się wsparciem ze strony zarówno prawicy, jaki lewicy. Zaczynał jako głosiciel katolickiej tożsamości Argentyny, jednak w latach 50. dwudziestego wieku popadł w konflikt z Kościołem i ostatecznie stał się głową jednego z najbardziej antyklerykalnych reżimów na świecie”. Sire dodaje, że zostawił po sobie „zdezorientowane pokolenie.
Autor nie zarzuca Franciszkowi cynizmu, pokazuje jednak, jak problemy latynoskiego świata i to, jak tam próbowano sobie z nimi radzić, przeniosły się do Kościoła powszechnego. Ofiarą metod latynoskiego zarządzania padło nauczanie katolickie o małżeństwie, które ulega dziś relatywizacji. Wydaje się też, że kwestia prawdy nie zajmuje zbytnio Franciszka.
Jak się zdaje głównym problemem tego pontyfikatu jest właśnie to, że stawia on kwestie władzy ponad prawdę i jedność, co przy wszystkich problemach Kościoła w dziejach jest jednak zagrożeniem szczególnym. Dostrzegają to bliscy współpracownicy papieża, którzy do jego postępowania dopisują postępową i „dyktatorską” – a może raczej autokratyczną – ideologię.
Ks. Gerald E. Murray: Papież Franciszek powinien odpowiedzieć na zarzuty abp. Carla Marii Viganò, bo inaczej będzie ciążyć na nim podejrzenie, że chronił kogoś, kto molestował kleryków.
zobacz więcej
O. Thomas Rosica zauważył niedawno: Papież Franciszek, kiedykolwiek chce, łamie katolickie tradycje, jest bowiem «wolny od nieuporządkowanych przywiązań». Nasz Kościół bez wątpienia wkroczył w nowy etap: wraz z przyjściem pierwszego papieża-jezuity rządzi nim otwarcie raczej jednostka niż autorytet samego Pisma czy nawet jego [Kościoła] własny dyktat tradycji i Pisma (za Tomasz Dekert, „Bonhoeffer o führerze, czyli mesjanistyczna koncepcja papiestwa”).
Rozgrywany czy rozgrywający?
Być może papież wcale tak nie myśli (może zresztą nie rozumie problemu), bo sam jest przedmiotem rozgrywki w kościelnej polityce postępowców (a ostatnio też konserwatystów, którzy przejęli ostry styl od swoich przeciwników obronie nauczania katolickiego). Wydaje się jednak, że Franciszek nie potrafi – lub nie chce – kontrolować tego, jaka teologia dominuje wśród ludzi kształtujących – także poprzez media – sumienia wierzących.
W książce „Papież dyktator” kwestia wmanewrowania Franciszka – w znacznej mierze na własne życzenie – w ostre konflikty w Kościele właściwie pozostaje niezauważona. Choć papież bierze udział w watykańskich rozgrywkach, to nie wszystkie gry są jego inicjatywą, nawet jeśli ponosi za nie moralną odpowiedzialność. Jednocześnie z jakiegoś powodu wiele z nich toleruje, mimo że są one destrukcyjne dla morale hierarchii katolickiej, a coraz częściej – także dla wiernych.
Jeszcze lepiej to widać w ostatnich wydarzeniach, których książka Colonny już nie obejmuje, a dotyczących skandali seksualnych. Papież pogubiony w rzeczywistości, a może tylko w grze politycznej, w pierwszym odruchu stanął w obronie oczywistych przestępców seksualnych, których powinno się od razu usunąć z szeregów duchowieństwa. Przywracał również do stanu kapłańskiego tych, których wcześniej odsunął Benedykt XVI. Być może to efekt zarządzania przez chaos, z pominięciem procedur, kongregacji? Wydarzenia te sprawiają jednak, że naprawdę trudno zrozumieć, co myśli, czego chce i dokąd zmierza papież Franciszek.