Kultura

Ancymon i cierpiętnik. Dwa pakty z diabłem

Niesiony myślą rewolucyjną syn chasydzkiego rabina i ziemiański „reakcjonista” z Kresów. Światopoglądowe wolty wywołane doświadczeniem totalitaryzmu, ale i słabością charakteru. To wszystko w kolejnym odcinku „Pojedynków stulecia”, w którym zmierzą się ze sobą Aleksander Wat i Stanisław Cat-Mackiewicz: w czwartek 13 grudnia o godz. 22.20, na antenie TVP Kultura.

Antysemitka ratująca Żydów i kronikarz zagłady

Zofię Kossak-Szczucką i Tadeusza Borowskiego wspólne obozowe doświadczenie połączyło i zarazem podzieliło.

zobacz więcej
Aleksander Wat i Stanisław Cat-Mackiewicz to postaci skrajnie różne. Pierwszy z nich w dwudziestoleciu międzywojennym stał na czele awangardy komunizujących futurystów. Z kolei drugiego, zatwardziałego konserwatystę oraz realistę politycznego, jego bezkompromisowe poglądy zaprowadziły za mury Berezy Kartuskiej.

Wat rozczarowany komunizmem, a także z powodu choroby, zdecydował się żyć na emigracji. Cat po ponad dekadzie działalności dysydenckiej w Londynie postanowił powrócić do komunistycznej Polski, tłumacząc swoją decyzję zimnym pragmatyzmem. Chyba nie ma bardziej labilnych i niejednoznacznych twórców w polskiej literaturze.

W futurystycznym sosie dwudziestolecia

W 1909 roku na łamach paryskiego „Le Figaro” ukazał się „Manifest Futurystyczny” autorstwa Filippa Tommasa Marinettiego (czołowego teoretyka włoskiego futuryzmu). Co można było w nim przeczytać? Bardzo wiele: deklarację fascynacji wszystkim, co niebezpieczne, odę do samochodu wyścigowego piękniejszego niż Nike z Samotraki, a przede wszystkim pochwałę burzenia muzeów i bibliotek.

Sam tekst należy traktować raczej jako dzieło literackie niż faktycznie spójny program. Ten bowiem w przypadku futurystów można streścić jednym prostym i nośnym hasłem: „Mieszczaństwu śmierć!”.

Co tak bardzo uwierało futurystów w belle epoque? Mówiąc najprościej, były to hierarchiczność i normy cechujące styl życia tamtych czasów. Futuryści nie mieli respektu dla wielu wieków europejskiej historii. Nie zgadzali się z poglądem, że coś jest piękne tylko dlatego, że jest stare. Ta dezynwoltura dotyczyła zarówno sztuki (stąd choćby pomysł wystawiania wszystkich dzieł Szekspira jako jednoaktówek), jak i ram społecznych. Wszystko to podlane odpowiednio skandalicznym sosem mogło wydawać się atrakcyjne dla młodych poszukujących artystów.
Taką zainspirowaną futuryzmem osobą był Aleksander Wat, który w wieku osiemnastu lat wraz z Anatolem Sternem postanowił założyć swoją grupę poetycką. Zaczęli od publikacji jednodniówek i organizacji dość dziwacznych i ekscentrycznych wieczorków literackich. Oryginalnymi poglądami Sterna zainteresowała się szybko władza, przez co trafił do aresztu, a wstawiać za nim musiała się ówczesna śmietanka towarzyska Warszawy.

Futuryzm był ruchem eklektycznym, ale jednoznacznie antyestablishmentowym. Z jednej strony sławił witalizm i biologizm – przez co zbliżał się do faszyzmu (do takiej fuzji doszło we Włoszech), z drugiej – akcentował brak zgody na ówczesne podziały klasowe (w „Manifeście Futurystycznym” Marinettiego znalazło się hasło: „będziemy wyśpiewywać na cześć wielkich tłumów wzburzonych pracą”) – przez co z kolei zbliżał się do komunizmu.

To połączenie było szczególnie bliskie Aleksandrowi Watowi. Po zdaniu egzaminów maturalnych autor „JA z jednej strony i JA z drugiej strony mego mopsożelaznego piecyka” zamierzał pojechać do Rosji, żeby wesprzeć świeżą i wciąż zagrożoną niepowodzeniem rewolucję bolszewicką.

Następnie – i to zaledwie dwa lata później – pomimo swych otwarcie pacyfistycznych poglądów, Wat zapisał się na ochotnika do polskiej armii podczas konfliktu z… bolszewikami. Ostatecznie nie wziął udziału w walkach, choć stacjonował „w gotowości” w Ostrowi Wielkopolskiej (m.in. wraz z Jarosławem Iwaszkiewiczem).

Po latach, w rozmowie z Czesławem Miłoszem wydanej pod wiele mówiącym tytułem „Mój wiek” wspominał, że ówczesnych polskich marksistów, których doskonale znał, zajmowały problemy natury ogólnej, a nie sprawy konkretnej polityki. Jak twierdził, młodych radykalnie lewicowych teoretyków rozpalały spory, choćby o definicję imperializmu, i byli oni dalecy od tego, co możemy nazwać „Realpolitik”.

Zresztą natura komunizmu, któremu najpierw zawierzył, a który potem go zdradził, zajmowała Wata do końca życia. Lubił porównywać strukturę partii bolszewickiej do chasydzkiej wspólnoty. W tę drugą miał wgląd, ponieważ jego ojciec był ortodoksyjnym rabinem. Co je łączyło? Przede wszystkim potrzeba istnienia duchowego przywódcy, którego można było obdarzyć fanatycznym kultem, a także trudność zarówno w wejściu w łaski wspólnoty, jak i w ostatecznym opuszczeniu jej progów.

Te wszystkie refleksje przyszły do niego późno, bo długo po zakończeniu II wojny światowej. Mimo wszystko wojna z bolszewikami lat 1919-1920 nie przekreśliła komunistycznych sympatii Wata. W 1927 roku ukazał się „Bezrobotny Lucyfer”, utrzymany w estetyce bliskiej futuryzmowi zbiór powiastek filozoficznych, które cechowały przewrotność i polityczna nonszalancja.

Czy PZPR była spadkobiercą polskiego nacjonalizmu

Spór Zbigniewa Herberta i Czesława Miłosza o PRL w istocie dotyczy również III RP.

zobacz więcej
Wat wziął m.in. na warsztat legendę o „Żydzie wiecznym tułaczu”. Drogę tytułowego bohatera miało zakończyć wsadzenie na jego głowę papieskiej tiary. W tym samym czasie pobożni Żydzi stawali się antysemitami, a napadający na Europę Chińczycy – Europejczykami. Całe to „europejskie qui pro quo” służyć miało pokazaniu absurdu życia politycznego na Starym Kontynencie lat 20.

Rusofil-komunista

Fascynacja futuryzmem i komunizmem zlewała się u Wata z rusofilią. Sprzyjały temu echa rewolucji 1917 roku, która daleka była od wyznaczania socrealistycznych ograniczeń epoki stalinowskiej. Wręcz przeciwnie – były to czasy, gdy w Moskwie czy Witebsku awangarda kwitła i miała zwiastować nowy porządek świata.

Wspomnieć należy ówczesną aktywność twórczą takich postaci, jak: Kazimierz Malewicz, Władysław Strzemiński czy Marc Chagall (ci dwaj ostatni wyjechali ze Związku Sowieckiego w 1922 roku). Aleksander Wat w swojej dwuznacznej politycznie fascynacji czerwoną Rosją skupił się głównie na tłumaczeniach i to autorów dawno nieżyjących.

Przekładał Antoniego Czechowa, Fiodora Dostojewskiego czy Lwa Tołstoja. Utrzymywał też liczne kontakty z Rosjanami, lubił ich u siebie gościć (vide: spotkanie z Włodzimierzem Majakowskim, który kupował w Warszawie mnóstwo rzeczy na prezenty dla znajomych w ZSRR).

Zresztą wystarczy spojrzeć, ile miejsca poświęcił Rosji w rozmowie z Czesławem Miłoszem. To zresztą nieco zbliża go do Stanisława Cata-Mackiewicza, który po wojnie wydał książkę o Dostojewskim i również zdradzał fascynację kulturą rosyjską.
Stanisław Cat-Mackiewicz: polityk czy wieszcz?
Oczarowanie rosyjskością ma w polskiej kulturze długą tradycję. Tym samym Aleksander Wat, pochylony także nad tragedią bolszewickiej Rosji, dołączył do pokaźnego grona polskich sowietologów. A są w nim nie byle jakie nazwiska. Wymienić należałoby zarówno cały poczet ekspertów od historii i nauk politycznych, jak i pisarzy: choćby także „uczestniczącego” w „Pojedynkach stulecia” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, który opowiedział światu o systemie łagrów, czy Józefa Mackiewicza (brata Stanisława).

Żubr kresowy

Gdy Aleksander Wat tłumaczył kolejne dzieła wybitnych rosyjskich pisarzy Stanisław Mackiewicz brał się za karby z czynną polityką. Urodzony w 1896 roku, pochodził z polskiej zubożałej szlachty. Mimo, że jego rodzina przeprowadziła się do Wilna dopiero w 1907 roku, Mackiewicz cały swój światopogląd nierozerwalnie złączył z Kresami i z tradycjami Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Konkretnie z etosem ziemiańskim, szlacheckim i konserwatywnym, stojącym okoniem wobec futurystycznych nowinek, którym hołdował Wat.

W 1922 roku Cat (pseudonim wymyślił sobie sam, a zaczerpnął go z opowiadania Rudyarda Kiplinga o kocie, który chadza własnymi ścieżkami) założył dziennik „Słowo”. Początkowo czasopismo było ściśle związane ze środowiskiem tzw. „żubrów kresowych”. Byli to przedstawiciele arystokracji rozsiani po posiadłościach leżących znacznie dalej niż Wilno, którzy swoją nazwę zawdzięczali Rosjanom nazywającym ich właśnie „ostatnimi polskimi żubrami”.

Z czasem „Słowo” straciło na ostrości i odchodziło od pierwotnej konserwatywnej linii (pisał do niego m.in Czesław Miłosz, mający przecież dość lewicowe poglądy). Za jeden z przejawów łagodzenia charakteru czasopisma można uznać zorganizowany przez Cata-Mackiewicza zjazd w Nieświeżu. Było to spotkanie Józefa Piłsudskiego z przedstawicielami arystokracji, wcześniej skonfliktowanymi z władzami II RP ze względu na skutki reformy rolnej. Tym razem doszło do porozumienia.

Po śmierci Piłsudskiego w 1935 roku Stanisław Cat-Mackiewicz obraził się na obóz sanacyjny. Wprost pisał, że Marszałek „nie pozostawił żadnego wielkiego mózgu u steru państwa, które wskrzesił, a teraz osierocił”. Swoją krytykę rządów oparł na krytyce polityki zagranicznej. Uważał, że ówczesny szef polskiej dyplomacji Józef Beck nie zamierzał zastosować się do żadnej z sugestii, które miał zostawić w schedzie po sobie Piłsudski.

Piewca polsko-litewskiego Commonwealthu i poszukujący haju hipster z PRL

Pojedynek Melchiora Wańkowicza z Mironem Białoszewskim to konfrontacja dwóch zupełnie różnych zapisów doświadczenia wojennego.

zobacz więcej
Dotyczyły one głównie tego, że wojna w Europie jest nieunikniona, a Polska powinna do tego konfliktu dołączyć jako ostatnia. To myślenie wprost zaczerpnięte z lekcji I wojny światowej, gdy nie wiadomo było, który obóz zwycięży, w związku z tym do ostatniej chwili należało wstrzymać się z udzielaniem komukolwiek jednoznacznego poparcia (tym w swojej istocie był kryzys przysięgowy).

Gdy w 1938 roku dokonano Anschlussu Austrii duża część polskiej opinii publicznej uważała, że nie jest to powód do niepokoju. Przeciwnie, od teraz niemiecka polityka powinna być zorientowana na południe i naturalnie będzie dążyć do konfliktu ze swoim największym sojusznikiem, Benitem Mussolinim. Warto dodać, że Cat-Mackiewicz był przekonany, że tak się nie stanie, a plany Niemiec nazistowskich są znacznie bardziej dalekosiężne.

Więzień NKWD

Po wybuchu II wojny światowej Aleksander Wat wybrał naturalny dla siebie kierunek emigracji, czyli wschód. We Lwowie dołączył do redakcji „Czerwonego Sztandaru”, w której udzielali się wówczas m.in. Tadeusz Boy-Żeleński, Wanda Wasilewska czy Władysław Broniewski. To wtedy zaczyna się akcja filmu Roberta Glińskiego „Wszystko co najważniejsze”.

Mimo, że obraz otrzymał jak najbardziej zasłużoną nagrodę główną na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni w 1992 roku, to trzeba jasno powiedzieć, że nie przetrwał on próby czasu. Być może dlatego, że lwowski epizod jedynie zaczyna filmową historię Wata (w tej roli ciekawą kreację stworzył Krzysztof Globisz), a cały obraz poświęcony jest dalszym wypadkom w życiu pisarza, czyli jego wieloletniej tułaczce po Związku Sowieckim.
Kongres Zjednoczeniowy Polskiej Partii Robotniczej (PPR) i Polskiej Partii Socjalistycznej (PPS). Na zdjęciu od lewej: Stanisław Dygat, Leopold Lewin, Aleksander Wat, Stanisław Ryszard Dobrowolski i Julian Tuwim. Warszawa, 20 grudnia 1948 r. Fot. PAP
Aresztowany w wyniku prowokacji przeprowadzonej przez NKWD Wat trafia do licznych więzień, a następnie zostaje zesłany do Kazachstanu, gdzie odnajduje żonę i syna. Zsyłka zdecydowanie leczy go, już na zawsze, ze słabości do komunizmu.

Po latach pisarz wspomni, że w jego życiu wszystko wychodziło na opak: „byłem wszystkim tym, czym należało być, tylko nie we właściwym czasie. Byłem politykiem kiedy trzeba było być poetą i byłem poetą kiedy trzeba było być politykiem. Byłem komunistą, gdy porządni ludzie byli antykomunistami, zostałem antykomunistą, gdy rozsądni ludzie szli do komunizmu”. Tymczasem film Glińskiego spłaszcza życiorys Wata. Eksponuje ofiarę Syberiady, milcząc na temat pokrętnych losów pisarza.

Na granicy zdrady

W czasie, gdy Aleksander Wat tułał się po azjatyckich stepach, Stanisław Cat-Mackiewicz był już na Zachodzie. Szybko odnalazł się we Francji, gdzie zaczął piastować różne funkcje związane z rządem emigracyjnym. Podobnie jak w ojczyźnie, uchodził za publicystę nieprzejednanego, idącego mocno pod prąd.

Autor „Historii Polski od 11 listopada 1918 do 17 września 1939” zdecydowanie sprzeciwiał się porozumieniu Sikorski-Majski (układowi podpisanemu 30 lipca 1941 roku między rządem emigracyjnym RP a ZSRR, wznawiającemu stosunki dyplomatyczne między obydwoma państwami, zerwane po agresji bolszewickiej 17 września 1939 roku). Uważał, że Polska powinna była pójść na konfrontację z ZSRR.

Nie inaczej było zaraz po zakończeniu II wojny światowej, gdy już w Londynie Cat-Mackiewicz zaczął wydawać periodyk o wiele mówiącej nazwie „Wilno i Lwów”. Na jego łamach wzywał do nierespektowaniem postanowień jałtańskich i opowiadał się za ponownym przyłączeniem Kresów do Polski. Polityczna działalność pisarza na emigracji (w okresie od 7 czerwca 1954 roku do 21 czerwca 1955) została zwieńczona piastowaniem urzędu szefa rządu na uchodźstwie.

Wszystko to byłoby doprawdy bardzo piękne, gdyby nie fakt, że jego poglądy były na sprzedaż. Otóż, jak niezbicie dowodzą historycy Sławomir Cenckiewicz i Piotr Gontarczyk w tekście „Na granicy zdrady. Stanisława Mackiewicza powroty do Polski” twórca „Klucza do Piłsudskiego” podejmował już od 1947 roku próby wynegocjowania z władzami Polski Ludowej swojego powrotu do ojczyzny. Wszedł w bardzo dwuznaczne kontakty z przedstawicielami nie tylko komunistycznych elit (negocjował m.in z Jerzym Borejszą i Jerzym Putramentem), ale i komunistycznego wywiadu (konferował z Bernardem Singerem, znanym dziennikarzem prokomunistycznego „Tygodnika Polskiego”, który był zarazem agentem Departamentu VII MBP o pseudonimie „Rex”, o czym Cat wiedział).

Koniunkturalista i ideowiec – dwie kolaboracje z komunizmem

Jarosław Iwaszkiewicz i Tadeusz Konwicki dali się uwieść władzy ludowej. Ale obydwaj kierowali się różnymi pobudkami.

zobacz więcej
Obydwaj historycy powołując się na źródła archiwalne stwierdzają, że Cat-Mackiewicz w sierpniu 1955 roku został zarejestrowany przez Departament I Komitetu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego jako kontakt operacyjny „Rober”, co oczywiście jeszcze w żaden sposób nie dowodzi, że twórca „Książki moich rozczarowań” podjął agenturalną współpracę.

Wspomnijmy też o wcześniejszej próbie zwerbowania Cata – podjął ją 25 czerwca 1949 roku rezydent wywiadu Polski Ludowej w Londynie kapitan Marcel Reich-Ranicki, późniejszy słynny krytyk literacki zwany „papieżem niemieckiej literatury”. Mackiewicz kategorycznie odmówił, oznajmiając: „(…) nie mogę się zgodzić pod żadnym pozorem na jakąkolwiek niejawną współpracę. To jest całkowicie wykluczone. Nie jestem materiałem na konfidenta”.

A jednak, jak podkreślają Cenckiewicz i Gontarczyk, Cat „od marca do czerwca 1956 otrzymał od oficera Departamentu I 1085 funtów, później jeszcze 300 dolarów amerykańskich”. Ostatecznie też dzięki nieformalnym porozumieniom z komunistami 14 czerwca 1956 roku powrócił do Polski.

Już na lotnisku w Warszawie na zorganizowanej konferencji prasowej oświadczył: „stosunek Ameryki do sprawy polskiej ogranicza się do dwóch rzeczy: do posiadania pewnych wpływów na jakiś ferment za żelazną kurtyną, oraz do kwestii wywiadu wojskowego”. W PRL bardzo mocno atakował polską emigrację, czego apogeum było wydanie w 1957 roku książki „Londyniszcze”, a w 1958 – „Zielonych oczu”. Z kolei w publicystyce ostro potraktował m.in. wicedyrektora Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa Tadeusza Żenczykowskiego, którego nazywał „ozonowskim Goebbelsem”.

W 1965 roku ta sama peerelowska władza za podpisanie „Listu 34” (protest intelektualistów przeciw cenzurze skierowany do Józefa Cyrankiewicza) i nielegalną współpracę z paryską „Kulturą” chciała swojemu już byłemu pupilowi zmontować pokazowy proces. Cat-Mackiewicz jeszcze raz, tym razem ostatni, wykiwał przeciwnika. Zmarł, 18 lutego 1966 roku.

Powikłane polskie stulecie

Stanisław Cat-Mackiewicz nadał myśleniu o „Realpolitik” formę patologii. Mit myślenia racjonalnego, który sam wykreował, pozwalał mu z łatwością wyprzeć każdą dwuznaczność, której się dopuścił. Współpraca ex-endeka z komunistami (Mackiewicz należał krótko, we wczesnej młodości, jeszcze w okresie zaborów, do narodowo-demokratycznej organizacji „Zet”)? No pewnie, przecież nie będzie siedział w Londynie z głupcami, którzy „w ogóle nie potrafią myśleć politycznie”.

Ów zarzut o brak umiejętności myślenia politycznego, stał się wytrychem – mottem Talleyrandów, którzy każdą frondę byliby w stanie uzasadnić bieżącym interesem (najczęściej prywatnym). Niestety, Cat rozmienił na drobne swoje udane konstatacje z przedednia kampanii wrześniowej, a co gorsza doczekał się w III RP licznych uczniów, do których należy choćby Piotr Zychowicz...


Jeśli można jednym słowem opisać działalność polityczną Mackiewicza, to terminem tym byłby „ancymon” – staromodne określenie „urwisa udającego niewiniątko” (za Słownikiem Języka Polskiego). Miano to doskonale oddaje wszystkie wolty, zmiany stanowisk i zdrady, które przypadły w udziale Catowi.

Był on i konserwatystą, i endekiem. Przyszłego monarchę widział w osobie Józefa Piłsudskiego, ale potem stanął w opozycji wobec jego pogrobowców (za co w 1939 roku zdążył trafić do obozu w Berezie Kartuskiej). Był działaczem emigracyjnym nie godzącym się (w imię antykomunistycznych ideałów) na sojusz taktyczny z ZSRR i „londyńczykiem”, który bez mrugnięcia okiem informował o polskiej emigracji peerelowskiej bezpiece.

W swoich woltach, na czele z woltą ostatnią, Cat-Mackiewicz był kompletnym zaprzeczeniem Aleksandra Wata. Poety „na opak”, któremu historia się przytrafiała, a który nie potrafił przewidzieć jej wichrów. Niegdyś twórca polskiego futuryzmu, komunizujący artysta, potem więzień NKWD, pod koniec życia rozpoczął projektowanie wielkiego dzieła, w którym chciał wyłożyć istotę stalinizmu.

Ta książka nie została nigdy ukończona. Jego testamentem okazał się „Mój wiek”, wydany 10 lat po samobójczej śmierci poety w Londynie w 1977 roku.

Anatomia zbrodni. Dwa spojrzenia na diabelskie systemy

Wybory polityczne Leona Kruczkowskiego i Gustawa Herlinga-Grudzińskiego były krańcowo różne. Ale obydwu pisarzy interesowała istota totalitaryzmu.

zobacz więcej
Oczywiście doświadczenie zesłania i ciężka choroba sprawiła, że Wat urósł do roli cierpiętnika, jeśli nawet nie męczennika i ofiary PRL. Przez te klisze oglądał go Robert Gliński jakby unieważniając jego przedwojenne doświadczenia (film nie odpowiada na pytanie, dlaczego Wat w 1939 roku był we Lwowie i nie miał moralnego problemu z tym, co tam się dzieje).

Musimy też pamiętać o dużej dozie lekkości z jaką poeta patrzył na ZSRR. Czy słowa Michaiła Tuchaczewskiego, który w 1920 roku krzyczał do swoich żołnierzy, że po trupie białej Polski przejdą do Europy, nie rezonowały później w jego wyobraźni? Z perspektywy polskiej racji stanu postawa polityczna Wata jest więcej niż dwuznaczna. Owszem, dokonał on światopoglądowego zwrotu, ale dopiero gdy sam doświadczył, czym jest sowiecki raj.

Ale takie powikłane było właśnie polskie – i nie tylko polskie – XX stulecie. Radykalna prosowiecka lewicowość mogła być ideowym wyborem. Wystarczyło jednak zderzenie z rzeczywistością komunizmu, by przekonać się, na jakim zbudowana była kłamstwie.

I odwrotnie – ludzie prawicy, przeświadczeni, że komunizm jest złem, nie byli bynajmniej wolni od pokusy kolaboracji z nim. Wystarczyło naiwnie kalkulować, że ratowanie substancji narodowej warte jest paktu z diabłem, a stawali się oni narzędziem totalitarnego reżimu.

Przykłady Aleksandra Wata i Stanisława Cata-Mackiewicza pokazują, że światopoglądowe wolty mogły być wywołane zarówno doświadczeniem totalitaryzmu, jak i słabością charakteru.

–Mikołaj Mirowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Obejrzyj wszystkie odcinki „Pojedynków stulecia”:
Zobacz więcej
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Flippery historii. Co mogło pójść… inaczej
A gdyby szturm Renu się nie powiódł i USA zrzuciły bomby atomowe na Niemcy?
Kultura wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Strach czeka, uśpiony w głębi oceanu… Filmowy ranking Adamskiego
2023 rok: Scorsese wraca do wielkości „Taksówkarza”, McDonagh ma film jakby o nas, Polakach…
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
„Najważniejsze recitale dałem w powstańczej Warszawie”
Śpiewał przy akompaniamencie bomb i nie zamieniłby tego na prestiżowe sceny świata.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Najlepsze spektakle, ulubieni aktorzy 2023 roku
Ranking teatralny Piotra Zaremby.
Kultura wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Anioł z Karabachu. Wojciech Chmielewski na Boże Narodzenie
Złote i srebrne łańcuchy, wiszące kule, w których można się przejrzeć jak w lustrze.