George Soros walczy o świat bez granic i narodów
piątek,
8 lutego 2019
Społeczeństwa zamknięte w chrześcijaństwie i nacjonalizmie potraktowane taranem islamu się otworzą. Państwa upadną i z multikulturowego chaosu wyłoni się rzeczywistość pełna równości oraz wolna od nietolerancji i wszelkich wykluczeń. Taka jest wizja amerykańskiego finansisty, który inwestuje w fundusz starający się o zakup Radia Zet.
Władcy Europy – perorujący o prawach człowieka i społeczeństwie obywatelskim – co jakiś czas dają do zrozumienia, że nie jest ona własnością wszystkich Europejczyków.
zobacz więcej
Spółka Eurozet jest na sprzedaż. Wśród oferentów są: Agora i SFS Ventures. SFS Ventures należy do funduszu, który jest także udziałowcem Agory, a inwestuje w niego nie kto inny, jak George Soros. Robi się – zależy, jak dla kogo – spiskowo i demonicznie lub postępowo i idyllicznie.
Multimiliarder George Soros znajduje się w trzydziestce najbogatszych ludzi świata z majątkiem szacowanym na 24 mld dolarów. Wszędzie tam, gdzie sięgają jego pieniądze, promuje tzw. społeczeństwo otwarte. To znaczy dąży do świata zbiorowości wyzbytych tożsamości narodowych, kierujących się liberalizmem kulturowym i polityczną poprawnością.
O słabość państw mają zadbać organizacje pozarządowe (NGO's), których sieć stworzył Soros w ponad stu krajach. Za ich pośrednictwem promuje on między innymi aborcję na życzenie oraz prawa osób LGBT i mniejszości rasowych. Z mniejszościami religijnymi jest inaczej, bo do każdej religii biznesmen ma stosunek zdecydowanie wrogi, no chyba, że chodzi o islam. Dla liberalnej lewicy Soros to filantrop i dobroczyńca, dla kręgów konserwatywnych i chrześcijańskich – diabeł wcielony.
Wznoszący się do góry
George Soros urodził się jako Gyorgy Schwartz w Budapeszcie w 1930 roku. Jego rodzina zerwała więzi z judaizmem i tożsamością żydowską jeszcze przed drugą wojną światową. Ojciec, Tivdar, uważał, że silne identyfikacje kulturowe i religijne są przyczyną zła na świecie, ponieważ wywołują konflikty. Jako propagator sztucznego języka esperanto zmienił nazwisko rodowe z Schwartz na Soros, co w esperanto znaczy „wznoszący się do góry”.
Okupację niemiecką Węgier i zagładę węgierskich Żydów rodzina przeżyła na fałszywych papierach. Dorastający Gyorgy został umieszczony w domu przyszywanego ojca chrzestnego pod jeszcze innym nazwiskiem. „Chrzestny” brał udział w konfiskacie mienia żydowskiego na rzecz Niemców, w czym mu pomagał „chrześniak”.
Po latach Soros wspominał ten czas jako owocny w jego rozwoju, który dał mu poczucie wolności i samoświadomości. A to, co robili z „ chrzestnym”, to przecież i tak zrobiłby ktoś inny. Nic dziwnego, że są środowiska żydowskie w diasporze i Izraelu, których stosunek do Sorosa jest, najdelikatniej mówiąc, pełen rezerwy.
Za to Soros zwalcza państwo Izrael i tam, gdzie może, staje po stronie Arabów. Co nie przeszkadza lewicowym i lewackim sprzymierzeńcom multimilardera uważać każdą skierowaną pod jego adresem krytykę za przejaw antysemityzmu. W przypadku Sorosa nic nie jest proste.
Wydawać by się mogło, że pieniądze potrzebują stabilizacji. Soros, który przebył drogę od zera do miliardera zarabia na chaosie. W wielu miejscach na świecie finansował „oddolne” i „spontaniczne” bunty i zamieszki, by potem zgłosić się na mediatora i stabilizatora. I okazywało się, że w krajobrazie po bitwie znajdywały się dla niego możliwości inwestycyjne i kontrakty.
Wielokrotnie Soros działał ręka w rękę z administracją i służbami specjalnymi USA – państwa, którego jest obywatelem i którego politykę zagraniczną energicznie zwalcza w swoich wypowiedziach publicznych. Zwalcza także niektórych prezydentów – na nieudaną próbę niedopuszczenia do reelekcji George'a W. Busha wydał sporo pieniędzy. Toczy boje również z globalnym ociepleniem i paliwami kopalnymi inwestując w spółki węglowe i gaz łupkowy. A inwestycje w przemysł zbrojeniowy nie stoją na przeszkodzie w otwartym umyśle multimiliardera z bezwzględną walką o pokój na świecie.
Można by powiedzieć, że jakoś przecież trzeba zdobyć środki na szlachetne cele, bo świata nie da się uszczęśliwić samą siłą przekonań.
Soros po drugiej wojnie światowej nie zabawił długo na Węgrzech – kraju, w którym budowano stalinowski komunizm. W 1947 roku pojechał do Londynu na kongres esperantystów i nie wrócił już do ojczyzny. Podjął studia w London School of Economics, gdzie duży wpływ na niego wywarła myśl filozofa Karla Poppera.
To od Poppera przejął Soros ideę „społeczeństwa otwartego”. Natomiast trening w otwieraniu się na wszystko, co jest przeciw panującym porządkom, przeszedł już w domu. Przejął od ojca w spadku wartości stojące za ideą esperanto, a więc i marzenie o transkulturowym świecie bez granic.
Niemal w każdej notce o Sorosu pojawia się nazwisko Poppera. Tymczasem filozof ten radził intelektualistom częste przyznawanie się do ignorancji oraz twierdził, że „próba zrealizowania nieba na ziemi kończy się zawsze wyprodukowaniem piekła”. Znał i potępiał totalitaryzmy XX wieku.
Nie wiemy natomiast, co myślał Popper na temat dyktatu politycznej poprawności i panoszenia się dogmatów liberalnych. Wdrożenie idei „społeczeństwa otwartego” – wbrew intencjom jej twórcy – ograniczyło swobodę dyskusji. Ale tych czasów filozof już nie dożył.
Soros przyznaje się w licznych wywiadach do tego, że jego myślenie o stosunkach społecznych ukształtowała rozprawa Poppera „Społeczeństwo otwarte i jego wrogowie”. Wątpliwe jednak, czy jej autor uznałby, że amerykański finansista wyciągnął z niej właściwe wnioski.
Niech was nazywają rasistami, ksenofobami, kimkolwiek. Noście te obelgi niczym odznaczenia! – wzywa Steve Bannon, były współpracownik Donalda Trumpa.
zobacz więcej
W książce „Alchemia finansów” Soros oświadczył ni mniej, ni więcej, że czuje się… jak bóg. Warto przytoczyć następujący cytat: „Mówiąc szczerze, uważałem siebie za jakiegoś boga. (…) Rzeczywistość zbliżyła się wystarczająco do mojej fantazji, abym mógł przyznać się do tego sekretu”. Z tego wynika, że ego multimiliardera nie zmieściłoby się w największym pałacu, jaki za swoje pieniądze mógłby postawić.
Rujnowanie drobnych ciułaczy
Jako spekulant giełdowy Soros wykazał się błyskotliwością i odwagą. Kiedy w 1956 roku przeniósł się z Wielkiej Brytanii do USA krótko pracował w firmach na Wall Street. Usamodzielnił się finansowo inwestując w przejęte od upadających firm tzw. śmieciowe akcje, których nikt nie kupował. Przewidział, że koniunktura się odwróci i że akcje te w jego portfelu poszybują w górę.
Gwiazdą świata finansów został w 1992 roku, kiedy doprowadził do dewaluacji funta brytyjskiego i zarobił na tej operacji miliard dolarów. Zrujnował tym wielu brytyjskich drobnych ciułaczy i emerytów. Spowodował wzrost bezrobocia i wprowadził chaos na rynku hipotecznym na Wyspach.
Katastrofalne skutki miała również dewaluacja malezyjskiego ringgita i innych walut na Dalekim Wschodzie, do której doszło w roku 1997. Za nią też stał Soros.
Amerykański biznesmen przyłożył także rękę do dewaluacji rubla. Spowodowało to niewypłacalność Rosji na rynkach zachodnich w latach 90.
Bezwzględny finansista pozytywnie się zapisał natomiast w pamięci ludzi walczących z komunizmem w Europie Wschodniej i apartheidem w RPA. Szczególnie dużo kserokopiarek i innego sprzętu dostarczył na Węgry, a gdy komunizm tam upadł, starał się o przejęcie węgierskiego długu wobec Zachodu za pół ceny. Ale nie zawsze udaje się połączyć przyjemne z pożytecznym. Nawet Sorosowi.
Powszechnie się uważa, że jego pieniądze stały za Arabską Wiosną. O ile dyktatorzy w Tunezji, Egipcie, Iraku i Libii byli warci swojego losu, to ich byłym poddanym na pewno nie należało się to, co nastąpiło w tych krajach po ich „wyzwoleniu”.
Syria się ciągle wyzwala spod dyktatury Baszara Asada i nie wiadomo, kiedy i jak to się skończy. Oczywiście, Soros nie finansuje wszystkiego sam. Na Bliskim Wschodzie działał razem z pozarządowymi organizacjami amerykańskimi. Za niektórymi z nich stała CIA. Barwna mozaika finansowa stojąca za „spontanicznymi” rewolucjami jest równie niejasna, co sama sytuacja na Bliskim Wschodzie, a oczywiste są jedynie zyski handlarzy bronią.
Ślady działalności Sorosa można odnaleźć w Albanii w czasach konfliktu o Kosowo, wojnie w byłej Jugosławii, rewolucji gruzińskiej, na ukraińskim Majdanie i w przewrocie w Kazachstanie. W czasach pokoju Open Society Foundations są aktywne w wielu miejscach na świecie.
Wszystko zaczyna się od kadr. Były stypendia dla młodych, inteligentnych i liberalnie myślących w Europie Wschodniej i Południowej Afryce w czasach transformacji ustrojowej. Wykształceni na Zachodzie tworzyli fundacje, odnogi Open Society Foundations, w swoich krajach. Jedną z nich jest Fundacja Batorego, działająca w Warszawie.
Kto opłacił know-how imigranta?
Instytucje te wszędzie promują prawa człowieka (poza prawami pracowniczymi) ogólnie i prawa mniejszości szczególnie. Otwierają społeczeństwa poprzez wyzwolenie z opresji religijnych i ograniczeń stawianych przez kultury narodowe, a nawet, jak uważa Soros, plemienne. Multimiliarder powiedział już dawno, że nie zamierza podporządkować się żydowskiemu trybalizmowi. Tworzenie chaosu, z którego wyłoni się dopiero nowy, dający szczęście porządek, w Europie i USA idzie powoli.
Inżynier społeczny, jak każdy inżynier, lubi widzieć efekt swojej pracy i nie zaświeciłoby dla Sorosa światełko w tunelu, gdyby nie wojna domowa w Syrii. Okazało się, że ręce kręcące trochę po omacku śrubki w machinie historii nie trudziły się na darmo i nastąpiła „spontaniczna” wędrówka ludów do Europy.
W 2015 roku na granicy serbsko-węgierskiej, czyli jednej z granic Unii Europejskiej, oraz na wyspach włoskich i greckich, pojawiły się niezliczone kolumny młodych mężczyzn około trzydziestki formujące się w marszu do Niemiec. Liczyli właśnie tam na wysokie świadczenia socjalne i możliwość łączenia rodzin. A muzułmańskie rodziny są liczne. Tak więc – jak szacowano wtedy – z półtora miliona ludzi w 2015 roku miało się ich zrobić wielokrotnie więcej.
Przez Węgry nie przeszli, ponieważ ówczesny i obecny premier tego kraju, Viktor Orban zatrzymał ten pochód. Soros myli się rzadko, ale skądinąd warto zauważyć, że Orban to jego bolesna pomyłka. Szef węgierskiego rządu był w swoim czasie stypendystą Open Society Foundations.
W kolejnych latach liczba uchodźców się nieco zmniejszyła. Po zamknięciu na Węgrzech tzw. szlaku bałkańskiego, przy współpracy Turcji na granicy z Bułgarią, pozostał uchodźcom szlak przez Morze Śródziemne. O ile w roku 2015 przynajmniej 25 proc. przybyszy stanowili Syryjczycy uciekający przed wojną, o tyle w następnych latach byli to głównie ludzie z głębi Afryki i Azji. Mówienie o nich „uchodźcy” już w 2015 roku było nadużyciem, gdyż większość uchodźców, którzy uciekli przed wojną w Syrii, przebywała nadal w Turcji i Libanie. W latach późniejszych określanie tym mianem imigrantów ekonomicznych jeszcze bardziej zaciemniało obraz sytuacji, ale szantażowało moralnie rządy i obywateli państw Europy, a także światową opinię.
Ostatnia „karawana uchodźców” przyprowadziła do Meksyku 10 tysięcy ludzi. Akcję, tuż przed wyborami do Kongresu USA, przeprowadzono sprawnie i szybko, a jej koszt mógł przekroczyć 20 milionów dolarów.
zobacz więcej
Na przykład dotarcie z Gambii czy Nigerii na Lampedusę albo na Lesbos kosztuje 10 tysięcy dolarów. Skąd ludzie żyjący za dolara dziennie mają tyle pieniędzy?
Samo przedostanie się z głębi Afryki na wybrzeże libijskie pod „opieką” przemytników ludzi może być koszmarem. Nieliczne kobiety decydujące się na taką drogę są wielokrotnie gwałcone, a mężczyźni – zamieniani w niewolników, mogą nigdy nie zobaczyć wybrzeża libijskiego. Ci, którzy dotrą do czekających na nich pontonów, mogą nie przeżyć przeprawy. Ale wszystko musi być opłacone z góry, bo nawet dotychczasowi handlarze narkotyków przerzucili się na przemyt ludzi.
Na ile spontaniczna jest ta współczesna wędrówka ludów? Na Lesbos dziennikarz Sky News znalazł podniszczoną, ale czytelną broszurę z trasami, telefonami organizacji, które mogą pomóc w Europie i w ogóle całe know-how imigranta. Ktoś ją wydał, ktoś opłacił druk i dystrybucję w Afryce. Nawet media na co dzień poprawne politycznie i postępowe, pełne frazesów o równości i prawach człowieka podały, że na końcu tego łańcuszka ludzi dobrej woli widać George'a Sorosa.
To żadne pomówienie, gdyż w jednej z publicznych wypowiedzi Soros wprost zażądał, aby Europa przyjmowała rocznie milion imigrantów. Ale nikt tego „bezpaństwowego męża stanu”, niestety, nie dopytał: po co? Bo to się właściwie niejako rozumie samo przez się.
Społeczeństwa zamknięte w chrześcijaństwie i nacjonalizmie potraktowane taranem islamu się otworzą. Znikną granice i rozpadną się dawne więzi. Państwa upadną i z multikulturowego chaosu narodzi się Nowy Wspaniały Świat, pełen równości oraz wolny od nietolerancji i wszelkich wykluczeń. Świat, który znamy, zostanie nawozem historii, na którym mają wzrosnąć fantazmaty z lewackich rojeń.
George Soros mówi nieczęsto, ale za to lapidarnie. I stawia sprawy jasno. Rozczarowany postępowaniem swojego dawnego stypendysty, Viktora Orbana, wyznał w „Bloomberg Businessweek”, że jego fundacje pomagają „podtrzymywać europejskie wartości”, a premier Węgier przeszkadza w tym poprzez wzmacnianie granic państwa, którym rządzi. Soros o Orbanie powiedział: „Jego plan traktuje ochronę granic państwowych jako cel i uchodźców jako przeszkodę. Nasz plan traktuje ochronę uchodźców jako cel i narodowe granice jako przeszkody”.
W tej wypowiedzi w oczy się rzucają słowa: „Nasz plan”. Pierwsza osoba liczby mnogiej jest w tym przypadku zwodnicza. Wbrew bowiem temu, co chciałby tzw. prawicowy internet, Soros nie jest jednym ze współczesnych Mędrców Syjonu, iluminatów czy innych wtajemniczonych. Nie jest ogniwem tajemniczej siatki, która stara się opleść świat i mieć wpływ na jego losy. Sam jest twórcą takiej sieci i wcale nie tak tajemniczej.
Sam multimilarder przez wiele lat ujawniał, co robi. Informacje te zebrał niemiecki dziennikarz Andreas von Retyi w książce „George Soros. Multimiliarder, jego globalna sieć i koniec takiego świata, jaki znamy”, wydanej w 2016 roku. „Sorosologia” zresztą posiada i starsze pozycje, w tym pisane przez sam podmiot jej badań.
Dlaczego więc mamy się pożegnać ze światem, jaki znamy? I dlaczego George Soros tak energicznie o to zabiega nie szczędząc własnych pieniędzy? Bo świat trzeba naprawiać, a jeden naród ma zapisane to zadanie w swojej tradycji od tysięcy lat. Najkrócej rzecz ujmując, chrześcijaństwo kieruje uwagę człowieka ku przyszłemu życiu i ku temu, jak na nie zasłużyć. Judaizm zaś koncentruje się na tym, co tu i teraz: wolę Pana spełniać należy na ziemi, a co będzie potem ma mniejsze znaczenie.
Religijni Żydzi odmawiają trzy razy dziennie modlitwę Aleinu, w której obligowani są do „tikkun olam” („naprawiania świata”) – to znaczy stosując przykazania Tory mają realizować wolę Najwyższego. Tyle że w judaizmie ( i nie tylko) to świadomość określa byt. Z tego zatem wynika, że „tikkun olam” nie polega na zmienianiu warunków społecznych, lecz na etycznym doskonaleniu, które należy zaczynać od siebie.
Niereligijne „tikkun olam”
Jest to więc koncepcja ciągłej naprawy, ale teocentryczna, nie antropocentryczna. Jak czytamy na portalu Forum Żydów Polskich:
„Niereligijni Żydzi(zjawisko nowe - w zasadzie dopiero od XIX wieku na większą skalę) nie utracili wiary, że trzeba zmieniać świat. Wyrośli przecież w środowisku, w którym rozważania etyczne były zajęciem codziennym, jeśli nie codzienną obsesją. Stąd właśnie ich udział w »izmach«, które zaspokajają ich potrzebę misji wyniesioną z judaizmu, ale pozbawioną jego zasad etycznych pochodzących od Boga. Żydzi odchodzący od religii angażują się bowiem (ponad proporcjonalnie) w różne »izmy« (powszechnie znany jest udział Żydów w kreowaniu i rozwoju komunizmu, humanizmu, feminizmu, socjalizmu itd.)”.
Nie wszystkie dogmaty, doktryny oraz ideologie kończą się na „izm”. I nie wszystkie wprowadzają w życie tylko Żydzi. Ale portal FŻP przyznaje, że jeśli chodzi o zaangażowanie w takie sprawy, stanowią oni nadreprezentację.
Najprawdopodobniej już ojciec George’a Sorosa przestał odmawiać Aleinu i zamiast modlitwy powtarzał sobie esperanckie słówka. Wysoce prawdopodobne jest jednak, że przyszły sponsor bojów o „społeczeństwo otwarte” wyrósł w środowisku, w którym „rozważania etyczne (…) były codzienną obsesją”. To zupełnie jak w luterańskiej wyznaniowo rodzinie Karola Marksa.
Filip Memches: Warto przypominać słowa Benedykta XVI: „Kusiciel nie jest do tego stopnia nachalny, żeby nam wprost zaproponował adorowanie diabła”.
zobacz więcej
George Soros zerwał – jak mówi – z „żydowskim trybalizmem”. Ale za Żyda uważa go nie byle kto, bo Ministerstwo Spraw Zagranicznych Izraela. Gdy Węgry zalały bilbordy ze zdjęciem uśmiechniętego multimiliardera i napisem: „Nie pozwól, by to Soros śmiał się ostatni”, ambasada Izraela w Budapeszcie podniosła protest przeciwko antysemityzmowi.
Niereligijne „tikkun olam” Soros uprawia na co dzień z pasją i zapamiętaniem. W ulepszaniu świata nie zapomina o Polsce. Na którymś z ostatnich Forów Ekonomicznych w Davos powiedział w jednym z wywiadów telewizyjnych: „Myślę, że polskie społeczeństwo zdało sobie sprawę, że popełniło błąd nie głosując na poprzednią opcję polityczną, ale na nielojalną opozycję, bo nie było lojalnej opozycji. Polacy zagłosowali na nielojalną, antyeuropejską partię”. W świecie, do którego dąży Soros władza i opozycja w każdym kraju są lojalne. Wobec kogo i czego? Pewnie koncepcji Sorosa.
Dla „Wirtschaftswoche” miliarder powiedział: „Premier Węgier Viktor Orban promuje tożsamość węgierską i chrześcijańską. Mieszanie tożsamości narodowej z religią to potężny miks. I Orban nie jest tu sam. Lider partii rządzącej w Polsce, Jarosław Kaczyński, ma podobne podejście. Nie jest tak inteligentny, jak Orban, ale to przebiegły polityk i wybrał migrację jako centralną kwestię swojej kampanii. Polska to jedno z najbardziej homogenicznych etnicznie i religijnie państw w Europie. Muzułmański imigrant w katolickiej Polsce to uosobienie Innego. Kaczyński z sukcesem sportretował go jako diabła”.
No i trzeba będzie z tym coś zrobić. Uniwersytet Środkowoeuropejski finansowany przez Sorosa ostał się w Budapeszcie pomimo zapowiedzi premiera Orbana, że go zlikwiduje. Ale nadal zapewne niepokoi finansistę Polska. Jeśli uda się Sorosowi zakupić Eurozet, trudniej będzie polskiemu „przebiegłemu politykowi” demonizować muzułmańskich imigrantów.
Od chwili, kiedy zaczął działać na rzecz „społeczeństwa otwartego”, czyli od 1979 roku, George Soros za pośrednictwem swoich fundacji wydał już kilkanaście miliardów dolarów. W październiku 2017 roku przekazał Open Society Foundations 18 miliardów dolarów. Gdy go zabraknie – szczytna idea nie zostanie bez grosza. Zwłaszcza, że na horyzoncie widać nowe zadania.
Niedawno Soros skrytykował korporacje Google i Facebook, w których, jak podają niektóre źródła, sam ma udziały. Internetowi giganci – zdaniem multimiliardera i tu trudno się z nim nie zgodzić – zbytnio pochłaniają uwagę ludzi pozbawiając ich indywidualności.