Powstanie Warszawskie potępiane przez Sowiety i ich kolaborantów w „Polsce Ludowej”, dziś dostaje negatywne oceny także ze strony niektórych publicystów prawicowych twierdzących, że do tego skłania ich realizm, rozsadek i… patriotyzm.
Słyszymy – dowódcy AK mogli uratować miasto, a wysłali „na front” nieuzbrojone wojsko (powstańców) i nie zapewnili bezpieczeństwa cywilom – któż to widział zabierać ludność cywilną na front. A tak niewiele trzeba było – mówią różni mądrale – wystarczyło nie wywoływać powstania i ludzie by żyli, a stolica nie zostałaby zniszczona.
Niestety – słyszymy – ci głupcy/zbrodniarze dowodzący AK chcieli pokazać Szkopom i Kacapom, jakimi są bohaterami i zafundowali Warszawie zagładę. Przy tym generałowie AK są pokazywani jak jacyś wyobcowani ze społeczeństwa, żyjący bezpiecznie, a narażający innych, Bogu ducha winnych ludzi na niemieckie czołgi.
Tymczasem oni, tak jak wszyscy uczestnicy powstania, byli tak samo narażeni na śmierć, doświadczali tego też ich bliscy.
Żona gen. Bora-Komorowskiego, w 8 miesiącu ciąży, z dwuletnim synem, cudem uniknęła śmierci, gdy udało jej się wymknąć Niemcom.
Inni „sprawcy” wybuchu powstania; gen. Tadeusz Pełczyński został ciężko ranny i stracił w powstaniu syna – kapral podchorąży Krzysztof Pełczyński 1 sierpnia 1944 r. ciężko ranny podczas zdobywania koszar SS, 17 sierpnia zmarł w szpitalu polowym; syn gen. Leopolda Okulickiego Zbigniew, sierżant podchorąży 2 Korpusu zginął 8 lipca 1944 r. pod Ankoną we Włoszech, a sam generał aresztowany przez NKWD (proces szesnastu) został zamordowany w więzieniu w Moskwie w 1946 r.
Gen. Bór pytany, dlaczego nie powiedział żonie o terminie wybuchu powstania i nie wysłał jej poza Warszawę, odpowiedział: „Nie mogłem uprzedzić wszystkich kobiet w ciąży, jakie były w Warszawie, aby uciekały z miasta, więc nie mogłem robić wyjątku wobec żony”.
Gdyby nie było powstania
Wspomnijmy lato 1944 roku – od wschodu nadciągają milionowe armie Stalina, nad Wisłą Niemcy przygotowują się do stawienia im oporu. Hitler nakazuje przekształcić Warszawę w twierdzę („Festung Warschau”) i bronić jej do upadłego, także gdyby znalazła się w okrążeniu. Trudno przyjąć, że taka obrona Warszawy przez Niemców i jej zdobywanie przez Sowietów nie spowodowałaby zniszczenia miasta i śmierci tysięcy jego mieszkańców.
Wspomnijmy, że nim doszło do powstania, Niemcy już zgładzili w Warszawie 450 tys. jej mieszkańców, natomiast około 100 tys. wywieźli na roboty i do obozów koncentracyjnych. Uległo też zniszczeniu 30 proc. zabudowy miasta (skutek bombardowań w 1939 r. i zburzenia getta 1943 r.).