Polski Biały Krzyż. Nie powstał w opozycji do Czerwonego, ale z niemożności.
zobacz więcej
Dokładniejsza lektura pamiętników Szczerbińskiej wykazuje jednak, że Komendant nie był przeciwko samej idei. Obawiał się, że tradycyjne, bliskie kościołowi i słabiej wykształcone kobiety polskie zasilą swymi głosami endecję. Trudno to policzyć po latach, ale chyba miał rację. Roman Dmowski, choć przeciwny samej idei głosowania kobiet i na kobiety, gdyż – szczególnie te wybrane – staną się czarownicami i nigdy nie wyjdą za mąż, to jednak zarobił politycznie na dekrecie Piłsudskiego. Zatem jeżeli była silna niechęć męska, to powodowana obawą, że kobiety pójdą do przeciwników.
Głosy kobiece miały w odrodzonej Polsce szczególne znaczenie. Wybory do Sejmu Ustawodawczego, pierwszego parlamentu dopiero co odrodzonej Polski, miały miejsce w lutym 1919 roku i nie objęły od razu całości państwa. Na odzyskiwanych terenach odbywały się wybory uzupełniające, a wszystko to w latach wojny z Ukraińcami, wojny polsko – bolszewickiej i powstań w Wielkopolsce i na Śląsku. W tym wyjątkowym czasie mężczyźni byli w wojsku, a ten sam dekret, który dawał prawa wyborcze kobietom, odbierał je wojskowym w czynnej służbie. Wysoka frekwencja w pierwszych wyborach w wolnej Polsce była więc w dużej mierze zasługą pań.
W Sejmie Ustawodawczym zasiadło osiem posełek, taki feminatyw się wtedy pojawił. Reprezentowały partię od prawa do lewa i były to żony czołowych działaczy ugrupowań, z których startowały. W czasie II Rzeczypospolitej w parlamencie zasiadały 32 posłanki (zostawmy te posełki w pomroce dziejów) i 18 senatorek, w wielu wypadkach tych samych przez kilka kadencji. Niewiele, ale pierwsze koty za płoty.
W 2018 roku, kiedy czciliśmy stulecie odzyskania niepodległości, środowiska feministyczne zwracały w licznych publikacjach uwagę na stulecie uzyskania przez kobiety praw wyborczych. Piszące panie nie mogły się zgodzić, że jakiś mężczyzna, w dodatku z wąsami, dał kobietom polskim te prawa. One je wywalczyły! Niekonfliktowy i naturalny proces uzyskania praw nie budził satysfakcji. Musiały być krew, pot i łzy oraz walka i męczeństwo. Znana pani profesor wsparta przez równie znaną działaczkę feministyczną i swego czasu posłankę oraz wicemarszałkinię Sejmu napisały, każda gdzie indziej, o delegacji kobiet, które niewpuszczone przez marszałka Piłsudskiego do jego domu w Sulejówku i trzymane pół nocy na mrozie, a przyszły żądać praw wyborczych, na znak protestu stukały parasolkami w szyby dworku. Była zatem walka, a nie jakiś dar, no i te parasolki.
Brygadier, jeszcze nie marszałek, Józef Piłsudski przybył do Warszawy z twierdzy w Magdeburgu 10 listopada 1918 roku. Mamy więc czas od 10 do 28 listopada na nastanie mrozu. Kto wie? Różne anomalia się zdarzają. Dworek w Sulejówku żołnierze podarowali Marszałkowi w 1923 roku, a w listopadzie 1918 roku Piłsudski mieszkał na pierwszym piętrze jednej z warszawskich kamienic. Gdyby nie te drobiazgi, byłaby to piękna opowieść, jak z Londynu czy Nowego Jorku sprzed I wojny. Wincenty Kadłubek, gdyby żył obecnie i był kobietą, lepiej by tego nie wymyślił.
– Krzysztof Zwoliński TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy