Cywilizacja

Chemsex, czyli geje, narkotyki i AIDS. Niebezpieczna epidemia w świecie „kochających inaczej”

Świadectwa uczestników homoseksualnych orgii wskazują, iż podstawowym problemem częstych użytkowników chemsów staje się zanik zdolności do wejścia w akt seksualny bez skorzystania z „wyzwalaczy”.

Nie ma najnormalniejszego człowieka, który by pozwalając sobie na wszystko nie doszedł do najdzikszej erotycznej perwersji i nie uczynił z nasycenia się niezmiernie skomplikowanego procederu, obstawionego spełnieniem rzadkich i zawiłych warunków. Z początku wszystko było dobrze. (Witkacy, „Pożegnanie Jesieni”)

Kiedy Kim Cattrall grała Samantę w emitowanym przez HBO w latach 1998-2004 serialu telewizyjnym „Sex and te City” opowiedziała nam całą sobą wszystko, co chcielibyśmy wiedzieć o seksie, ale boimy się zapytać – niczym Woody Allen 30 lat wcześniej. Tylko to były już zupełnie inne tematy.

Jednak nawet ona, ta kobieta wyzwolona z wszelkich zasad (poza „buty tylko od Blahnika”) i seksualnie zrewolucjonizowana, jak wszystkie hippiski razem wzięte w ostatnim dniu festiwalu w Woodstock, nie pokazała, co to chemsex.

Samo ukucie terminu wstrzeliło się dokładnie w trzeci sezon serialu, miało jednak miejsce w Londynie, a jego autorem jest David Stuart. Ten już dziś oficjalny termin medyczny wiąże się z innymi, starszymi i znacznie bardziej kolokwialnymi – a mianowicie „Party & Play” (PnP) oraz „High & Horny” (HnH).

Kto się nie kochał po dobrym winie…

Stuart zarabia na chleb w londyńskim Chelsea & Westminster Hospital NHS Foundation Trust, jako specjalista z zakresu zdrowia publicznego, epidemiologii HIV/AIDS oraz uzależnień. Jest współautorem 23 publikacji naukowych. Kieruje Kliniką ChemSex i jest kuratorem programu „Dean Street Wellbeing”, skupionego na wszechstronnej opiece nad zagrożonymi zakażeniem oraz nosicielami wirusa HIV i chorymi na AIDS, a zlokalizowanego w samym sercu londyńskiego Soho. Perfekcyjnie w oku cyklonu. Sam Stuart jest – i to w całej tej historii ma znaczenie – kimś, kto kiedyś chemseks „uprawiał”. I gdyby istniała taka społeczność, jak „anonimowi chemseksoholicy”, mógłby uchodzić za jej guru.

My zjadamy je, one nas. Dają rozkosz, robi się z nich cegły i pośmiertne jesionki. Nieznany świat grzybów

W trumiennym „garniturze grzybowym” został pochowany Luk Perry, gwiazda „Beverly Hills 90210”. Do czego są dzisiaj stosowane grzyby?

zobacz więcej
Skoro termin jest anglojęzyczny i niespecjalnie istnieje popularne polskie tłumaczenie, poprośmy o wyjaśnienia Cambridge Dictionary. Otóż, wg niego chemseks to wykorzystanie częstokroć nielegalnych środków chemicznych w celu zwiększenia przyjemności z seksu. W sumie, czemu nie, już nasi przodkowie dopiero z drzewa zleźli, a afrodyzjaki znali i stosowali. Aż trudno sobie wyobrazić ich nieistnienie w jakiejkolwiek kulturze, o czym nieco wspominałam już przy okazji opowieści o grzybach.

Kto nie kochał się po dobrym winie i nie zapalił post-orgazmicznego papierosa albo i jointa niech pierwszy rzuca kamieniem. Aczkolwiek diabeł tkwi w szczegółach. Tu nie o takie zwykłe „lubystki” czy relaksanty chodzi, typu zioła, trawka, grzybki i ostrygi.

Środki, o których będziemy tu mówić, po pierwsze często głęboko uzależniają. Po drugie prowadzą do ryzykownych zachowań seksualnych, jak grupowy seks bez zabezpieczeń. I po trzecie – ich zażywanie powoduje powrót epidemii AIDS do wielkich metropoliach zachodniego świata. Dziś chemseks cieszy się rosnącą popularnością w społeczności MSM. Także w Polsce.

Kto to taki MSM? To mężczyźni którzy angażują się w aktywność seksualną z innymi mężczyznami niezależnie od tego, w jaki sposób sami się seksualnie identyfikują. Są zatem wśród nich tacy, którzy określają się jako geje, homoseksualiści, biseksualiści, panseksualiści oraz heteroseksualiści.

Są i ci, którzy nie są w stanie lub nie chcą określić swej orientacji. Z przyczyn oczywistych, grupa obejmuje również mężczyzn trudniących się prostytucją homoseksualną, którzy czasami wcale homoseksualistami nie są. [1]

Ilu mężczyzn wg statystyk kiedykolwiek uprawiało seks z innym mężczyzną? To zależy od szacunków i od tego, jak sprecyzuje się w badaniu stosowne pytanie. W licznych bowiem kulturach, np. południowoamerykańskich, za aktywność homoseksualną uznaje się jedynie bycie stroną „bierną” podczas stosunku dwu i więcej mężczyzn. W takich badaniach istotne jest też, jak definiuje się samą aktywność: czy uwzględnia się tylko penetrację czy także seks oralny lub petting. Seksuolodzy przyjmują zatem, że od 3 do 16 proc. mężczyzn przynajmniej raz w życiu miało kontakt seksualny z innym mężczyzną.

Metamfetamina, mefedron i gamma-butyrolakton

Chemsex jest – według twórcy samego terminu – zjawiskiem „wyłącznie kultury gejowskiej” (ang. „uniquely gay cultural phenomenon”). Aczkolwiek przedziwna zdolność do mieszania pojęć i znaczeń w tej kwestii wynika po prostu z chęci uniknięcia oskarżeń o „stygmatyzację”, „piętnowanie” czy „homofobię”. Oznaczającą zresztą w słownikach jeszcze ćwierć wieku temu lęk przed człowiekiem tej samej płci, no a dziś – wiadomo. Trudno zatem ufać słownikom, bo nie są wieczne i tego się chwilowo trzymajmy.
Metaamfetamina zarekwirowana w Portland w stanie Maine w listopadzie 2019. Fot. Gregory Rec/Portland Press Herald via Getty Images
Przytaczając zdanie dr. Davida Stuarta otwierające jego stronę poświeconą temu zjawisku, „będzie nam wybaczone, jeśli ulegniemy medialnej dezinformacji na ten temat, jednak od tej chwili musimy sobie zapamiętać, że słowo «chemseks» ma PRECYZYJNĄ definicję obejmującą specyfikę kulturową («typowo gejowską»). Ma też swój cel.” A jest nim: pomóc osobom dotkniętym tym zjawiskiem w sposób zagrażający ich zdrowiu i życiu – najpierw zatem trzeba je zdefiniować bez ogródek.

A potem trzeba im pozwolić, by sami zobaczyli problem. By sami zdefiniowali siebie wobec problemu narkotyków rekreacyjnych – inaczej nici z podjęcia terapii. Nie w klinikach dla uzależnionych od alkoholu czy dowolnej generacji narkotyków. Bo w chemseksie jest wg specjalistów wystarczająco dużo specyficznych cech i źródeł, by niezbędne było mierzenie się z nim w ramach specjalnie dedykowanych mu programów i grup terapeutycznych.

Teraz czas na te minimum chemii, choć rozumiem, że nie lubiliśmy jej w szkole. Chemseks to zażywanie – specyficzne dla celów kontaktów seksualnych pomiędzy mężczyznami – w dowolnej kombinacji leków takich jak: krystaliczna metamfetamina, mefedron (i inne katenony) oraz gamma-butyrolakton (GBL) i jego pochodna, powstający także naturalnie w naszym żołądku po zażyciu GBL – kwas 4-hydroksybutanowy (gamma-hydroksymasłowy, GHB).

Pierwsze dwie substancje obiły się nam o uszy (i oby tylko!) o ile kiedykolwiek uprawialiśmy clubbing, czyż nie? Ale dla porządku powiedzmy, że efekty zażycia mefedronu (4MMC) przypominają działanie amfetaminy lub ecstasy, ale także ze względu na krótszy czas działania są porównywane do kokainy. Dostarczy nam zatem mefedron podniecenia, euforii, pobudzenia, a zapewni utratę pamięci krótkotrwałej, gonitwę myśli i podwyższone ciśnienie.

Natomiast te ostatnie dwa związki na G, to substancje naturalnie, w mikroilościach obecne w dobrych winach, zaś w ilościach solidniejszych i prawem zakazanych mające własności psychoaktywne z grupy depresantów. Są zatem podobne w działaniu do barbituranów. GHB relaksuje i odpręża, powodując jednocześnie odmienne stany świadomości. GBL/GHB jest jednak najbardziej znane pod nazwą „pigułka gwałtu”. Wszystkie te środki powodują psychologiczne i fizyczne uzależnienie, istnieje tu też ryzyko groźnego dla życia przedawkowania.

W przyjmowanych na ogół ilościach i w kombinacji ze sobą mają dość piorunujący efekt. Nie ma zatem co liczyć na, jak to ładnie powiedział odźwierny w „Makbecie” Szekspira, że „wino zwiększa chęć, ale osłabia moc”. Dlatego sięganie po nie stało się w środowisku gejowskim rodzajem epidemii, co od niedawna dramatycznie zmienia gejowskie doświadczenie seksu i wynikającej z niego przyjemności.

Gejowska duma i ofiara. Obrazki z dziejów LGBT

Naziści wcale nie mieli zamiaru eksterminować homoseksualistów. Chcieli ich reedukować.

zobacz więcej
Tysiąc gejów rocznie w programie terapeutycznym

Samo narastające zjawisko chemseksu wiąże się też nieodłącznie z wykorzystaniem nowych technologii dla „zorganizowania sobie” partnera seksualnego. Gejowskie portale randkowe i dzisiejsze „branżowe” łaźnie oraz sauny służące głównie dilerce „chemsów”, jak od ponad ćwierć wieku nazywa się w tym środowisku różne środki powodujące powstawanie kilku światów, nie mają wiele wspólnego z ekskluzywnymi niegdyś łaźniami, a później klubami gejowskimi, gdzie jeszcze nie tak dawno (bo ćwierć wieku temu) toczyło się życie towarzyskie tej społeczności.

Wiąże się ono także z powrotem „gejowskiej dżumy”. Czyli z dramatycznym i gwałtownym przyrostem liczby zakażonych HIV/AIDS wśród grupy MSM, przy jednoczesnej reakcji tej grupy na zagrożenie innej, powiedziałabym znacznie bardziej roszczeniowej, niż to było w latach 80. XX w., do czego jeszcze powrócę. Chemseks pociąga też za sobą zmiany tak w prawodawstwie dotyczącym profilaktyki zakażeń, jak i społecznym stosunku do seksu gejowskiego w szczególności, a i homoseksualizmu w ogólności.

I choć to jakby nic nowego, bo w latach 70. i 80. ta odziana w lateks i łańcuszki „branża” też była „High & Horny”. Jednak postęp w zakresie chemii związków psychoaktywnych jest gigantyczny, a ich dystrybucja – mimo nielegalności – to masowy biznes, stanowiący podstawy funkcjonowania świata przestępczego w krajach zachodu.

Jak wyjaśnia sam Stuart, a jest w tej materii doświadczonym specjalistą, heroina czy ecstasy działają inaczej, niż mieszanina „pigułki gwałtu” i metamfetaminy. W herę się człowiek bezpiecznie otula – nie szuka szaleństwa, tylko materaca. Po ecstasy z kolei robimy się mocno empatyczni. Kleimy się do innych i chcemy intymnej rozmowy z gatunku „piżama party”. Czymkolwiek zaś nie jest chemseks wg dowolnej definicji, z czasem na przytulanki i paplanie ma on niewiele wspólnego.

W swej najnowszej publikacji na temat chemseksu [2] Stuart pisze o próbie skumulowania w niej doświadczenia z osobistej pracy z „dziesiątkami tysięcy gejów, którzy uprawiają chemseks, zebranego w ciągu ostatniej mniej więcej dekady”. To oznacza tysiąc lub kilka razy więcej osób rocznie w jednym londyńskim programie terapeutycznym.

Skala powala. Chemseks to dziś swoista kultura bycia i seksualnej samorealizacji, rozwijająca się par excellance na łonie kultury gejowskiej. Doczekała się już filmu o sobie („Chemsex” prod. VICE UK, 2015), czy sztuk teatralnych („Five Guys Chillin'” Peter Darne’a). I nie trzeba grzebać po jakimś „darknecie”, wystarczy wejść na YouTube, by bez problemu znaleźć naprawdę dramatyczne w swym wyrazie dokumentalne opowieści pt. „Jak straciłem mojego ukochanego dla chemseksu”.
Miasto Diamond Hill w regionie Koulun w Hongkongu. Mężczyzna uzależniony od chemseksu pozuje do zdjęcia. Fot. Chen Xiaomei/South China Morning Post via Getty Images
Co jest zatem takiego specyficznego dla gejowskiego seksu, że woła o chemiczne wspomagacze i staje się to organizatorem „kultury”? Stuart uważa, że są to zahamowania, które wpływają negatywnie na odczuwanie przyjemności w kontaktach homoseksualnych.

Zahamowania związane z gejowskim seksem są wyjątkowe

Paradoksalnie, biorąc to pod uwagę, gdyby wspomniane związki psychoaktywne nie robiły sporo szkody w organizmie i nie niosły sporego ryzyka epidemiologicznego, a pomagały osiągać normalną satysfakcje z życia seksualnego, przepisywano by je na receptę, jako lekarstwa. Czyż bowiem tego właśnie nie robimy w przypadku viagry i innych środków wspomagających osiąganie satysfakcji seksualnej już od lat? Medycyna współczesna uznaje brak satysfakcjonującego życia seksualnego za rodzaj choroby, która wymaga terapii. Można dyskutować, czy to podejście słuszne, ale tak po prostu jest.

Świadectwa uczestników tych szczególnych orgii wskazują jednak, iż podstawowym problemem częstych użytkowników chemsów staje się oczywisty zanik zdolności do wejścia w akt seksualny bez skorzystania z „wyzwalaczy”. Działa to zatem nieco podobnie do pornografii. I na samym końcu okazuje się, że w swym monologu odźwierny w „Makbecie” znał życie głębiej, niż wielu z nich dziś, co nie dziwi u postaci Szekspirowskich. Aż do dna, gdzie „wino” jednak odbiera moc.

Stuart sam jest homoseksualistą z doświadczeniem chemseksu i traktuje to środowisko, w którym pracuje w charakterze terapeuty i eksperta, jako własne. Pisze zatem w najnowszej publikacji, że unikalność relacji gejowskich i wynikłe z niej zahamowania wiążą się np. z społecznie wyrażanym obrzydzeniem dla aktu homoseksualnego, odrzucaniem takiej aktywności przez różne kultury i religie, traumatyzacją i stygmatyzacją homoseksualizmu przez epidemię AIDS, wreszcie zaś z wpływem nowych technologii. Które – tu dodam od siebie: podobnie jednak jak i w relacjach heteroseksualnych – dosłownie masakrują miłość i związki, choć zwłaszcza w kulturze gejowskiej ułatwiają, nazwijmy to: „odrzucenie czyichś awansów”.

Technologie umożliwiają bowiem szybkie i bezduszne taksowanie potencjalnego partnera na podstawie kształtów, rasy, jego i własnych seksualnych oczekiwań czy doświadczenia itp., wiedza o których nie wynika z bezpośredniego poznania, tylko z wypełnienia ankiety w aplikacji mobilnej. Nowe czasy wymagają zatem niemałej zdolności do „sprzedania siebie” w mediach społecznościowych, niezbędnej dla osiągnięcia choćby minimalnego sukcesu w ramach gejowskiego milieu.

Antyczna Grecja została zakłamana. Ówczesna tolerancja dla homoseksualistów to lewacki mit

Kobieta miała być żoną oraz matką i akceptować to, że jej mąż utrzymuje stosunki seksualne z osobami duchowo stojącymi od niej wyżej, czyli z innymi mężczyznami.

zobacz więcej
Autor ocenia zatem, że ryzyko oraz zahamowania związane z gejowskim seksem są wyjątkowe i nieporównywalne z seksem hetero. I źródła zjawiska nazwanego przez niego chemseksem leżą tu bardziej, niż w tej całej chemii. Badanie przeprowadzone na zlecenie twórców witryny internetowej Gay Star News i największej na świecie aplikacji dla gejów Blued [3] na ponad tysiącu mężczyzn, którzy dobrowolnie wypełnili ankietę, wskazuje, że ponad 80 proc. z nich w celu umówienia się na chemsex używa właśnie aplikacji mobilnych. Stąd częste w opisach profili gejów słowa kluczowe: „no chem”, „chem unfriendly” lub „chem friendly”.

Zahamowania zahamowaniami, kończy się jednak tak, że dla osiągnięcia satysfakcji seksualnej organizuje się lawinowo rosnącą liczbę imb, gdzie geje spędzają całe dnie i noce na niekończącym się haju, uprawiając seks z coraz trudniej policzalną liczbą partnerów bez żadnych zabezpieczeń. Lepszego niż to paliwa wirusowi HIV nikt nie może dostarczyć.

Nie dziwi zatem że, jak można przeczytać w depeszy Reutersa z 12 września 2019, sprawozdającej odbywającą się wówczas w Londynie konferencję IAPAC (Międzynarodowego Towarzystwa Opieki Medycznej nad Chorymi na AIDS), przewodniczący tej organizacji Jose Zuniga określił chemseks jako „wyzwanie o skali tak wielkiej, że nie potrafimy jej teraz nawet oszacować”.

Epidemia szaleje nie tylko w Londynie, ale i w Amsterdamie, Rzymie, Monachium, Helsinkach, Moskwie, Kijowie… Oraz na europejskich odpowiednikach Cape Cod, czyli Ibizie, Kanarach czy w andaluzyjskim Torremolinos.

Jedna czwarta gejów na chemseksie zna kogoś, kto nie przeżył

Wielu mężczyzn próbuje także slamseksu – to taki chemseks, gdzie pigułki i fifki do wciągania „pudru” są zastąpione przez strzykawki i igły. Wiedzą, że to zwiększa ryzyko AIDS. Jeśli wstrzykiwany czy pochłaniany na innej drodze koktajl związków psychoaktywnych (mniej lub bardziej czystych, zatem bardziej lub mniej groźnych w aspekcie toksykologicznym) zmniejsza zahamowania – a także racjonalną kontrolę własnych zachowań – zwiększając jednocześnie chuć czy pożądanie, to jak można zabezpieczyć tych ludzi przed zabiciem siebie za pomocą wirusa HIV czy WZW C, albo wieloopornego krętka kiły czy gonokoka?

To jest pytanie nie bez kozery, bo z niewielkiego badania opublikowanego w 2014 roku, przeprowadzonego na pacjentach kilku klinik HIV/AIDS w Anglii i Walii, 30 proc. nosicieli HIV bez żadnych zahamowań angażowało się w relacje seksualne typu chemseks, a 10 proc. także w slamseks. Ponad połowa zaś ludzi zaangażowana w tego typu kontakty seksualne uczestniczy w chemseksowych imprezach co najmniej raz w miesiącu.
Geje ostrzegają, że niebezpieczeństwo zarażenia się AIDS nie zniknęło. Na zdjęciu Parada LGBT w Nowym Jorku. Fot. Education Images/Universal Images Group via Getty Images
Według przeprowadzanych od lat badań, samo bycie nosicielem HIV (niezależnie od preferencji seksualnych) nie skłania do podjęcia prób wstrzemięźliwości seksualnej, nie tak często też skłania do maksymalizacji wysiłków w celu uprawiania wyłącznie bezpiecznego seksu. Nierzadkie jest też postępowanie wprost przeciwne – próba świadomego zakażenia jak największej liczby przypadkowych ludzi, wyładowanie swej złości i „ukaranie” świata za swoja krzywdę.

Gdy przyjrzeć się gejowskim forom internetowym, problemem jest też „świadectwo” tych, co przetrwali epidemię lat 80. Dziś często są źródłem wypowiedzi: „To wszystko już było, te narkotyki zmelanżowane z seksem, i my żyjemy, i dobrze się mamy – po co dramatyzować?” Z drugiej strony od samego początku „branża” była podzielona na tych, którzy są „na chemsach” i takich, którzy metamfetaminy po prostu nie akceptują – bo to narkotyk i tyle.

W ramach społeczności już pod koniec lat 90. powstał zatem „wewnętrzny klub” i ta izolacja była istotnym elementem krystalizacji kultury chemseksu. Jak jednak zauważają inni forumowicze: „stymulanty i euforyki działają tak na naczynia krwionośne, że nawet jak libido wskoczy na szczyt, fizycznie erekcja jest bardzo utrudniona. Co wyklucza to natychmiastową akcję, a dla nieświadomych to tylko dodatkowa frustracja”.

Według wspomnianej już wyżej ankiety przeprowadzonej przez Gay Star News, prawie jedna czwarta gejów na chemseksie zna kogoś, kto nie przeżył chilloutu. Niemal dwie trzecie doświadczyły ataku lękowego lub depresji w wyniku chemseksu, co dziesiąty doświadczył wykorzystania seksualnego w ramach HnH, podobna liczba respondentów zwieńczyła co najmniej jedno doświadczenie z chemseksem wizytą na pogotowiu. Ponad 20 proc. badanych przedawkowało „pigułkę gwałtu”, ponad połowa podejmowała znacznie bardziej ryzykowne sposoby współżycia, niż gdy nie była na haju.

Chemseks zaczął być przez gejów stosowany nie tylko w ramach imprez czy z nowopoznanymi partnerami, ale stał się częścią ich relacji seksualnych ze stałym partnerem czy partnerami (do tego przyznaje się odpowiednio 30 i 50 proc. ankietowanych), a nawet podczas masturbacji przy filmie pornograficznym (30 proc. respondentów miała takie doświadczenie). Co nieco zaburza opowieść o radzeniu sobie za pomocą chemii z zahamowaniami seksualnymi specyficznymi dla MSM.

Skąd się biorą takie samobójcze zapędy?

Co można zrobić? Oczywiście terapia, odwyk, bezpieczny seks, najlepiej ze stałym partnerem… To wszystko, co wałkują ośrodki terapeutyczne całego świata, odkąd w San Francisco rozpoznano w 1985 roku pierwsze 5, a potem kolejne 150 przypadków gay related immunodeficiency (GRID), którą rok później nazwano acquired immunodeficiency syndrome (AIDS). Dziś jednak prezerwatywa rozdawana za darmo to wariant dla grzecznych chłopców.

Piewca seksualnych dewiacji. Jego niebezpieczne teorie wpisano do standardów WHO i Deklaracji LGBT

Uważał, że traumę u gwałconych dzieci wytwarza histeria dorosłych wobec pedofilii, a nie same działania pedofilów.

zobacz więcej
Bo „niegrzeczni chłopcy”, którzy chcą czerpać pełną przyjemność z chemseksu, nie będą jej przecież zmniejszać „gumką”, to logiczne.

Istnieje jednak już od kilku lat PrEP (pre-exposure prophylaxis) – profilaktyka poprzedzająca kontakt. Co to takiego? Dla osób z grupy wysokiego ryzyka zakażenia HIV (dożylni narkomani, osoby trudniące się prostytucją, ostatnio także te uzależnione od chemseksu) istnieje tabletka (np. pod nazwą Truvada) zawierająca kombinację dwóch leków stosowanych w terapii AIDS (tenofovir i emtricitabine).

Codzienne regularne jej zażywanie zmniejsza o ponad 90 proc. ryzyko wywołania przez wirusa permanentnej infekcji w wyniku aktywności seksualnej. Innymi słowy – ta pigułka „zabija” HIV w zarodku, gdy wirus tylko wniknie do krwiobiegu. Jednocześnie efekty uboczne tego leku przy tak dużym, codziennym użyciu, są niewielkie.

Problem: lek jest potrzebny codziennie, a miesięczna terapia kosztuje np. w Wielkiej Brytanii 356 funtów. W tamtejszej społeczności gejowskiej istnieje zatem nieukrywane oczekiwanie, że ten koszt będzie pokryty przez społeczeństwo, z podatków. Tak, by do samego zagrożonego zakażeniem HIV, uzależnionego od chemseksu, lek trafiał za darmo. W Szkocji już tak jest. W Anglii rzecz stała się przedmiotem trwających rozstrzygnięć sądowych [4]. I sporej kampanii nie tyle informacyjnej, co, powiedziałabym, roszczeniowej.

Jaka by jednak nie była ta kampania, narastająca fala AIDS w wielkich miastach zachodniego świata plus Moskwa i Kijów jest faktem. A profilaktyka za pomocą Truvady jest wprawdzie droższa od wielkiego pudła prezerwatyw, ale tańsza, niż leczenie chorych na AIDS. Co odbywa się za publiczne pieniądze w ramach publicznej opieki zdrowotnej. I to oczywiste, bo MSM też płacą podatki.

Skąd się biorą w na ogół młodych i zewnętrznie pełnych życia i chętnie prezentowanego fitnessu ludziach takie samobójcze zapędy? Bo odebrać sobie niemal chemicznie przytomność, iść na całość z jakimś nieznanym sobie tłumem, to jest – i zawsze było, bo choroby weneryczne są stare jak ludzkość – po prostu samobójstwo. Czy to są jakieś zachowania ryzykowne – prowadzenie się po bandzie (franc. comportement ordalique)? Niczym skoki na bungee czy jazda po pijaku szybkim samochodem kupionym przez zbyt zamożnego tatę?

Ludzie prowadzący komfortowe życie, wykonujący cenione zawody

Mają one w sobie z jednej strony element gry z fortuną w rosyjską ruletkę, z drugiej mają za zadanie pozornie zblazowanego, a w sumie szalenie niepewnego siebie młodzieńca „przywrócić życiu”, dowartościowując jego własną egzystencję, potwierdzając jej zasadność. Na pierwszy rzut oka, gdy popatrzeć na tych roześmianych, opalonych, dobrze ubranych chłopców, można tak pomyśleć.
Parada gejowska w Brukseli w 2014 roku. Fot. REUTERS/Francois Lenoir
Klasyczna jednak psychologia patrzy na to zagadnienie z perspektywy rozwoju osobowości. Normalną dla nastolatka rzeczą jest szukać autonomii i wejść w proces separacji od wpływów rodzicielskich. W tym samym jednak okresie nastolatki przeżywają naturalne głębokie zwątpienie we własne siły, zdolności i wartość. Skutkuje to behawioralną ambiwalencją, z którą młody człowiek próbuje sobie poradzić np. za pomocą zachowań ryzykownych (sporty ekstremalne, a nawet próby z użyciem narkotyków). Te zachowania ordaliczne – to słowo ma wiele wspólnego z tzw. „sądem bożym”, gdy to np. pojedynek miał zdecydować o racji czy prawdzie oraz życiu i śmierci stających w szranki, gdy innego wyjścia nie było – są pewnym ekstremum wspomnianego wyżej procesu.

Jednak w chemseksie podejmowane świadomie zachowanie ekstremalnie niebezpieczne ma za podłoże także całkiem przeciwną powyższej potrzebę i próbę jak najdalszej ucieczki od rzeczywistości. Coś co inni młodzi ludzie uzyskują popadając w znacznie mniej ryzykowne – stąd to porównanie mocno nieadekwatne – uzależnienie od gier komputerowych. Paliwem do takich a nie innych ucieczek są na ogół nie tylko własne preferencje, ale i uwarunkowania czy czynniki społeczne towarzyszące młodemu życiu danej osoby.

Ostatnio terapeutka uzależnień Agata Stola z Fundacji Edukacji Społecznej wraz z seksuologiem dr. n. med. Robertem Kowalczykiem z Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego przeprowadzili pierwsze w Polsce badanie dotyczące zjawiska chemsexu w grupie MSM „ChemSex Polska (2019)".

Bardzo oszczędnie o wynikach można było przeczytać w wywiadzie przeprowadzonej z autorami badania przez Ewę Jankowską dla portalu gazeta.pl. Podsumowując je, autorzy zauważają, że „większość badanych przez nas mężczyzn to ludzie dobrze funkcjonujący, prowadzący komfortowe życie, wykonujący cenione zawody, o wysokim statusie społecznym, niezależni, towarzyscy, raczej zamożni – żeby mieć dostęp do środków psychoaktywnych, trzeba mieć określone zasoby. Biorą zazwyczaj w weekendy i jak mantrę powtarzają: Wszystko jest dla ludzi, byle z umiarem. Wydaje im się, że mają tę kontrolę. Część ma, wielu nie.”

Kolejny wniosek z badania, istotny z epidemiologicznego punktu widzenia brzmi: „W Polsce dużym problemem może być rosnąca popularność tzw. mody na chemsex, a co za tym idzie – przeświadczenia, że wszyscy to robią. W tym przypadku popularność zjawiska usypia ostrożność. Większość badanych użytkowników wychodzi z założenia, że skoro ludzie to robią i żyją, to nie może być takie niebezpieczne i złe lub choroby to nie mój świat, mnie to nie dotyczy. Panuje również fałszywe przekonanie, że choroby takie, jak np. kiła, nie występują w naszym kraju.”
Bomba już tyka

Ja zapytałam, jak jest u nas w kwestii ewentualnych powiązań chemseksu z HIV p. dr Annę Marzec-Bogusławską, dyrektor Krajowego Centrum ds. AIDS. Po pierwsze wyjaśniła mi, że jak dotąd: „Polska jest krajem o stabilnej sytuacji epidemiologicznej. Każdego roku wykrywa się w naszym kraju 1-1,2 tys. zakażeń HIV. 30-40 proc. wszystkich zakażeń wykrytych w danym roku w Polsce to dane z 30 punktów konsultacyjno-diagnostycznych (PKD), gdzie można anonimowo, bezpłatnie i bez żadnego skierowania wykonać test w kierunku HIV. Stanowią one zatem ofertę dla populacji o wysokim poziomie zachowań ryzykownych, w tym osób stosujących chemseks. PKD prowadzą także poradnictwo okołotestowe, będące ważnym elementem profilaktyki indywidualnej odnośnie zachowań ryzykownych. Zebrane anonimowo dane wskazują, że w ramach PKD ok. 54 proc. zakażeń wykryto w populacji MSM. Jedną trzecią w populacji heteroseksualnej, a blisko 11 proc. dotyczy osób mających kontakty biseksualne. Pozostałe 3 proc. to m.in. kontakt z narkotykami dożylnymi i inne tzw. ryzyko mieszane.”

Mówiąc zatem prosto – sytuacji epidemicznej AIDS jest stabilna, ale zakażenia koncentrują się w grupie MSM (plus biseksualiści). Czyli bomba już tyka.

Z wypowiedzi Marzec-Bogusławskiej wynika również, że Krajowe Centrum nie posiada (a zatem nie zbiera) informacji, ile z wykrytych np. w 2018 roku zakażeń mogło mieć związek ze zjawiskiem chemseksu. Jednak Centrum już dziś wydaje materiały edukacyjne dotyczące w znacznym stopniu tej problematyki (np. profilaktyki farmakologicznej HIV). Współfinansuje także niektóre z projektów organizacji pozarządowych (jak właśnie Fundacja Edukacji Społecznej) dotyczące profilaktyki AIDS w kontekście chemseksu skierowane do populacji MSM.

Wspomniana już kilkukrotnie w tekście profilaktyka doustna zakażeń HIV (tzw. PrEP) wg zapewnień p. Dyrektor Centrum ds. AIDS objęta jest programem polityki zdrowotnej Ministra Zdrowia pod nazwą „Leczenie antyretrowirusowe osób zakażonych HIV i chorych na AIDS na lata 2017-2021”. Zgodnie z nim każdy lekarz, który uzna, że jego pacjent kwalifikuje się do PrEP, może ją przepisać. Jej koszty (poniżej 120 zł miesięcznie) ponosi w całości pacjent. Środowisko zaangażowane w przeciwdziałanie AIDS w Polsce prowadzi obecnie dyskusję nad dalszymi rozwiązaniami systemowymi w tym zakresie.

– Magdalena Kawalec-Segond

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy


Od autorki:

Pomocne dane na temat chemseksu dla osób, które mogły wejść w zasięg tego uzależnienia, znajdują się również na stronie: http://bezryzyka.info/chemsex.html. Znaleźć tam można m.in. listę punktów konsultacyjno-diagnostycznych z całej Polski, w których można zrobić test na HIV i uzyskać odpowiedzi na nurtujące pytania. Ponadto pomocy udziela m.in. Krajowe Centrum ds. AIDS, ul. Samsonowska 1, 02-829 Warszawa, tel.: 022 331 77 77
Przypisy:

[1] Termin MSM istnieje od lat 90. XXw. i pomaga epidemiologom zajmować się rozprzestrzenianiem chorób przenoszonych drogą płciową, bo omija „piętnowanie” orientacji seksualnej mężczyzn, zajmując się jedynie ryzykiem związanym z ich seksualną aktywnością. Wychodzi bowiem na to, że homoseksualista, który żyje w regularnym heteroseksualnym związku z punktu widzenia epidemiologii należy do zupełnie innej grupy ryzyka zakażeniem kiłą czy HIV, niż heteroseksualna męska prostytutka homoseksualna.

[2] David Stuart, (2019) "Chemsex: origins of the word, a history of the phenomenon and a respect to the culture", Drugs and Alcohol Today, Vol. 19 Issue: 1, pp.3-10, https://doi.org/10.1108/DAT-10-2018-0058

[3] Gay Star News and Blued Global Chemsex Survey https://www.gaystarnews.com/article/chemsex-global-survey-gay-star-news-blued/#gs.2QYRVmw

[4] Truvada stała się przedmiotem potężnego sporu sądowego, aczkolwiek innej natury, także w USA. Rząd USA rutynowo pozywa firmy farmaceutyczne za składanie fałszywych roszczeń, zaniechania kontroli produktu czy ściąganie zbyt wielkich środków z ubezpieczenia medycznego. Jednak 6 listopada br. amerykański Departament Sprawiedliwości (DOI) złożył pozew przeciwko Gilead Sciences Inc. z Foster City w Kalifornii producenta Truvady z innych powodów. W centrum sporu znajdują się badania małp przeprowadzone przez naukowców z agendy rządowej, jaką jest CDC (Centrów Kontroli i Zapobiegania Chorób). Truvada wykorzystywana w pramach PrEP zarobiła dla Gilead miliardy dolarów, a rząd twierdzi, że zasługuje na część tych ysków, ponieważ jego agendy były zaangażowane w te inwencję. W szczególności DOI twierdzi, że Gilead nie uzyskał licencji na korzystanie z czterech patentów uzyskanych przez CDC na wyniki badań związanych z PrEP. „Gilead wielokrotnie odmawiał uzyskania licencji od CDC na korzystanie z opatentowanych wyników”, stwierdza federalny pozew. „Tymczasem Gilead czerpał zyski z badań finansowanych przez setki milionów dolarów pochodzących z podatków… ale nie zapłacił żadnych opłat licencyjnych CDC”. W pozwie twierdzi się, że „zachowanie Gilead było złośliwe, bezmyślne, celowe, świadomie bezprawne, rażące i w złej wierze . ” Gilead odrzucił zarzuty, twierdząc, że każdy z czterech spornych patentów rządowych jest nieważny. Prace przeprowadzone przez badaczy CDC były oczywiste, ich wnioski zaproponowane także przez innych badaczy, zanim ci z CDC opublikowali swój eksperyment, jak argumentowała firma w petycjach przesłanych do Urzędu Patentowego i Znaków Towarowych USA (USPTO) na początku tego roku. Gilead zwrócił się zatem do USPTO o anulowanie patentów. Ale czy tak się stanie, zadecyduje sąd.

Źródła:

1. https://www.davidstuart.org/what-is-chemsex

2. https://www.poradnikzdrowie.pl/seks/problemy-z-seksem/chemsex-czym-jest-i-jakie-niesie-za-soba-zagrozenia-aa-783i-B1uD-oyEh.html

3. https://www.express.co.uk/news/science/828998/What-is-Chemsex-drugs-overdose

4. https://www.youtube.com/channel/UCgEgO4e542sAUnzD4WGkLLA/playlists

5. https://fr.m.wikipedia.org/wiki/Comportement_ordalique#

6. https://www.reuters.com/article/us-health-aids-chemsex/gay-chemsex-is-fuelling-urban-hiv-epidemics-aids-experts-warn-idUSKCN1VX1HF

7. https://www.cdc.gov/hiv/risk/prep/index.html

8. https://www.sciencemag.org/news/2019/11/untangling-trump-administration-s-lawsuit-over-hiv-prevention-drug

9. http://weekend.gazeta.pl/weekend/1,152121,25408662,wniosek-badanych-skoro-ludzie-uprawiaja-seks-po-narkotykach.html

Zdjęcie główne: Współczesne gejowskie przybytki służące głównie dilerce „chemsów” nie mają wiele wspólnego z ekskluzywnymi klubami gejowskimi, gdzie jeszcze nie tak dawno toczyło się życie towarzyskie tej społeczności. Na fotografii: gejowska noc w słynacym z narkotycznych ekscesów klubie The Haçienda w Manchesterze w 1989 roku. Fot. PYMCA/Universal Images Group via Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.