Grzechy piłsudczyków nie mogą obciążać Piłsudskiego
piątek,
15 maja 2020
Fantazje rewizjonistów od historii alternatywnej co do możliwości innej gry w 1939 r. w lwiej części pozostają fantazjami. Nawet najbardziej kontrowersyjna polityka sanacji wobec Czechosłowacji w 1938 r., będąca łatwym celem krytyki, rodzi jednak trudne pytanie o to, co byłoby skuteczniejszą alternatywą. Nie bardziej moralną, bo tu odpowiedź jest łatwa, ale skuteczniejszą – przekonuje politolog Przemysław Żurawski vel Grajewski.
Przewidywanie to jedno, ale zmysł polityczny, determinacja i pasja, z jaką realizował swoje plany to drugie. Skąd to się brało?
To był niezwykle silny charakter. Ja bym to nazwał darem, z takimi cechami osobowości człowiek albo się rodzi, albo nie. Przyjrzyjmy się decyzji Piłsudskiego o wywołaniu kryzysu przysięgowego i pozwolenia na internowanie. Przecież zniszczył własne dzieło (Legiony), gdyż uznał, że wypełniły zadanie, do którego je powołał, a dalsze ich trwanie szkodziłoby sprawie polskiej.
Porzucił Niemcy i Austro-Węgry u szczytu ich powodzenia. Latem 1917 r., gdy Rosja już się pogrążała w chaosie rewolucji, nie kontrolowała terytorium Polski i przeszkodą na drodze do niepodległości pozostały już tylko mocarstwa centralne. Dając się uwięzić, „zapisywał Polskę do obozu przyszłych zwycięskich aliantów” i stając się niemieckim więźniem politycznym, odcinał się wyraziście od współpracy z Berlinem i Wiedniem. Mieć w ręku konkret w postaci wojska i zlikwidować je z kalkulacji politycznej to akt wielkiej odwagi i roztropności.
Ludzie zwykle przywiązani są do swoich dzieł i niechętnie je niszczą, nawet jeśli sprawa, której służą tego wymaga.
Piłsudski nie miał takich ograniczeń mentalnych. Zresztą pamiętajmy, są politycy i są mężowie stanu. Marszałek zdecydowanie należał do tej drugiej kategorii. Na jego tle gen. Józef Haller (późniejsza ikona czynu zbrojnego endecji) porzucający Austro-Węgry dopiero po traktacie brzeskim czy gen. Władysław Sikorski, naczelnik Inspektoratu Zaciągu (werbunkowego) Polnische Wehrmacht wyglądali na ludzi politycznie zagubionych w zbyt szybko zmieniającej się rzeczywistości. Oczywiście nic nie ujmując ich zasługom, bo praca każdego z nich w ostatecznym bilansie przysłużyła się Polsce.
O perspektywie walki Polski u boku swastyki myślę ze wstydem.
zobacz więcej
Piłsudski budził skrajne emocje. Miał fanatycznych zwolenników: towarzyszy z Organizacji Bojowej PPS, legionistów z I Brygady, żołnierzy POW-u – to z tych kręgów wywodzili się jego najwierniejsi ludzie, którzy poszliby za nim w ogień. Ale byli też tacy, którzy szczerze go nienawidzili. Dla endeków był awanturnikiem i „czerwonym zakapiorem”, ziemianie i arystokracja bali się go jako nieobliczalnego rewolucjonisty. Dziś spory o niego toczą chyba tylko akademicy. Legenda Marszałka jest trwalsza od spiżu. A katalog wybitnych artystów, którzy go opiewali wręcz przytłacza. Jak to się stało?
Nadal marginalne grupki postkomunistyczno-neoendeckie kwestionują wielkość Marszałka, ale to rzeczywiście folklor polityczny. Gorzej z popularyzatorami historii w rodzaju Piotra Zychowicza (np. publikacja „Pakt Piłsudski-Lenin”), którzy atrakcyjnie podanymi banialukami mieszają w głowach szerokiej publiczności, słabo znającej historię. Mimo to prestiż Marszałka trzyma się dobrze. Trudno się temu dziwić.
Wódz naczelny w wojnie, w której Polska pokonała Rosję ipso facto zapewnia sobie poczesne miejsce w historii narodu i w sercach rodaków. Współczesne doświadczenie z życiem partyjnym i jakością parlamentaryzmu oraz rozpasaniem rozmaitych koterii politycznych powodują też, że osąd zamachu majowego z 1926 r. jest dość łagodny. Gdybyśmy dziś mieli człowieka, który sześć lat wcześniej pobił Moskali i wyrzucił ich z Polski, to zastąpienie przepychanek międzypartyjnych jego dominacją polityczną zapewne nie wydawałoby się większości Polaków scenariuszem nieatrakcyjnym. A w każdym razie spotkałoby się z daleko posuniętą wyrozumiałością.
Grzechy i słabości sanacji zostały już dawno społecznie zapomniane, znane są tylko specjalistom, a i tak, wyjąwszy proces brzeskim, dotyczyły raczej okresu po śmierci Marszałka, a nie lat jego rządów.
Wywołał pan wilka z lasu. 12 maja to nie tylko dzień śmierci Marszałka. 9 lat wcześniej Piłsudski dokonał zamachu stanu. Jak to ocenić? Piłsudski nie chciał siłą przejmować władzy, lecz przeprowadzić zbrojną demonstrację. Po dramatycznej rozmowie z prezydentem Stanisławem Wojciechowskim na moście Poniatowskiego, podczas której jego dawny przyjaciel z PPS nie uległ presji, Piłsudski przeszedł załamanie nerwowe. Z wojskami rządowymi walczył gen. Orlicz-Dreszer, zginęło sporo ludzi. Było warto?
Polska leżąc między Niemcami a Rosją, nie mogła pozwolić sobie na rozrywanie państwa swarami słabych partyjek. W polityce najważniejszym kryterium oceny wartości danego scenariusza wydarzeń jest pytanie o rozwiązanie alternatywne – najbardziej realne, a nie idealne i wymarzone.
W 1926 r. najbardziej realnym scenariuszem alternatywnym były rządy endecji i Witosa, czyli powtórka z Chjeno-Piasta i marginalizacja międzynarodowa Polski, zapoczątkowana w Locarno w 1925 r. Byłoby to podążanie drogą Czechosłowacji ku pozycji klienta politycznego Francji, tyle że z mniej stabilną polityką wewnętrzną niż ta nad Wełtawą.
Trzeba też pamiętać, że miękka dyktatura sanacyjna w Polsce nie była niczym nadzwyczajnym w ówczesnej Europie. Na tle obu wielkich totalitarnych sąsiadów (ZSRR, a po 1933 też Niemiec) była systemem wręcz wolnościowym, a twardsze dyktatury autorytarne istniały w tym czasie od Estonii po Bułgarię z wyjątkiem Czechosłowacji, a także we Włoszech (po 1935 już totalitarnych) i w Hiszpanii, gdzie zresztą nie obeszło się bez krwawej wojny domowej. Wojny nie zakończonej utratą niepodległości wyłącznie z uwagi na peryferyjne geopolitycznie położenie tego kraju. Na tle ówczesnych dyktatur europejskich sanacja, przy wszystkich swych grzechach, wyróżniała się łagodnością i znikomą skalą represyjności.
12 maja 1926 roku spotkali się nie tyle były naczelnik państwa z urzędującym prezydentem, ile wieloletni przyjaciele.
zobacz więcej
No dobrze, ale czy autorytaryzm, który usankcjonowała konstytucja kwietniowa naprawdę był konieczny? Czy takie wydarzenia jak: proces brzeski przywódców opozycji antysanacyjnej (tzw. Centrolewu), quasi demokratyczne wybory, wreszcie obóz odosobnienia dla przeciwników politycznych w Berezie Kartuskiej – miały sens? Czy dzięki dyktaturze Piłsudski zrealizował swoje cele?
W zasadzie odpowiedziałem już na to pytanie. W Berezie Kartuskiej gros więźniów stanowili komuniści (55%), poza tym nacjonaliści ukraińscy z OUN (4%) i nacjonaliści polscy z ONR i Falangi (2%), poplecznicy nazizmu niemieckiego (1%), ludowcy (1%) i rozmaitego rodzaju przestępcy gospodarczy – reszta. Oczywiście byli i inni, choćby ludzie takiego formatu jak Stanisław Cat Mackiewicz, ale mówimy o istocie sprawy, a nie o wyjątkach.
W ciągu 5 lat działalności obozu zmarło 14 osób w nim osadzonych, z tego 10 osób w szpitalach, dokąd skierowano je na leczenie zewnętrzne poza obozem. Dzienna racja żywnościowa wynosiła 4 tys. kalorii, co żadną miara nie da się porównać do obozów niemieckich czy sowieckich.
Bereza jest oczywiście powodem do wstydu i godna jest potępienia, miały w niej miejsce wypadki sadystycznego znęcania się nad więźniami, ale skoro w ślad za propagandą komunistyczną niektórzy nazywają ją obozem koncentracyjnym, to warto przypomnieć te dane według zasady „Znaj proporcjum, Mocium Panie”. Obóz zaczął istnieć w lipcu 1934 r., a więc w istocie funkcjonował już w okresie schyłkowym choroby Piłsudskiego i po śmierci Marszałka, jest bardziej grzechem jego następców niż jego własnym. Oczywiście rzeczy, które zostały wymienione nie są powodem do chwały.
Zresztą listę grzechów reżimu sanacyjnego można wydłużyć, np. o akcję przymusowej „rekatolizacji” cerkwi na Chełmszczyźnie i Wołyniu, która zasiała dodatkowe ziarna nienawiści między Polakami a Ukraińcami. W dziedzinie polityki zagranicznej błędem było także rewindykowanie w uwarunkowaniach 1938 roku Zaolzia, zagrabionego przez Czechów w 1919 r., choć był to błąd łagodzony faktem, że Czechosłowacja się nie broniła i alternatywą było zostawienie tego obszaru Niemcom.
Dla Piłsudskiego polityka zagraniczna była niezwykle ważna, jego ulubieńcem był też szef dyplomacji, pułkownik Józef Beck. Czy można było zdziałać więcej niż polityka równowagi?
W polityce zagranicznej niewiele więcej można było osiągnąć. Tu znów musimy wskazać na okres przed 1935 i po nim. Wszak rozmawiamy o Piłsudskim, który nie odpowiada za decyzje podejmowane po jego śmierci. Póki żył, trudno wskazać bardziej optymalne wybory w polityce zagranicznej niż te, których on dokonywał. Po 1935 także niewiele można by zmienić.
Fantazje rewizjonistów od historii alternatywnej co do możliwości innej gry w 1939 r, w lwiej części pozostają fantazjami. Nawet najbardziej kontrowersyjna polityka sanacji wobec Czechosłowacji w 1938 r., będąca łatwym celem krytyki, rodzi jednak trudne pytanie o to, co byłoby skuteczniejszą alternatywą – nie bardziej moralną, bo tu odpowiedź jest łatwa, ale skuteczniejszą, dającą w efekcie zatrzymanie Niemiec, ocalenie Czechosłowacji zapewnienie ochrony granicy wzdłuż Karpat i utrzymanie Dolnego Śląska w kleszczach między Polska a Czechosłowacją, redukujących jego znaczenie jako podstawy operacyjnej Wehrmachtu do działań przeciw Polsce. Co moglibyśmy zrobić, by ten cel osiągnąć w sytuacji, gdy Czechosłowacja, opuszczona przez Francję i Wielką Brytanię, podjęła decyzję, by nie walczyć?
Nikt rozsądny nie proponuje wszak przepuszczenia Sowietów przez polskie terytorium, by mogli „udzielić internacjonalistycznej pomocy Czechosłowacji w walce z faszyzmem”. Równie dobrze można by proponować przepuszczenie Wehrmachtu, by walczył z komunizmem. Skutek dla Polski byłby w obu wypadkach ten sam – utrata niepodległości, okupacja, czystki etniczne na kresach zachodnich (jeśli wpuścimy Niemców) i wschodnich (jeśli Rosjan) i eksterminacja elit. Decyzja leżała w rękach Czechów, nie Polaków.
Początkowo nawoływał do kompromisu i zgody. Dopiero po zamachu na Narutowicza stał się wobec przeciwników bezwzględny. 150 lat temu urodził się Józef Piłsudski.
zobacz więcej
Kolejną dziedziną, na którą Piłsudski chciał mieć wyłączny wpływ to wojsko. Klęska wrześniowa raczej nie wystawia mu dobrej noty.
Inaczej można było prowadzić politykę wydatków wojskowych – zrezygnować z budowy marynarki wojennej, ale to znów nie obciąża Piłsudskiego, który, gdy pokazano mu ORP „Wicher”, miał powiedzieć: „Dobry do wożenia śledzi”, po raz kolejny potwierdzając swój doskonały instynkt polityczny. Jak wiemy, 31 sierpnia 1939 r. eskadra najlepszych polskich okrętów – niszczycieli odpłynęła do Wielkiej Brytanii, nie biorąc udziału w obronie Polski, a wzmacniając na koszt podatnika polskiego obronę Wysp Brytyjskich. Gdyby za te same pieniądze kupiono armaty przeciwpancerne, karabiny ppanc., wyprodukowano myśliwce, które broniłyby nieba nad Bzurą czy choćby poprawiono łączność, rezultat byłby lepszy.
Błędem było utrzymywanie zrównoważonego budżetu. Na co on nieistniejącemu państwu? Należało raczej od 1938 r. zaryzykować inflację, drukować pieniądze i płacić robotnikom fabryk zbrojeniowych, by produkowali na trzy zmiany, niż martwić się zrównoważonymi finansami.
Należało zerwać kontrakty zagraniczne i wcielić PZL P24 do lotnictwa polskiego, przezbroić wszystkie TK na TKS z WKMami (tzn. przezbroić tankietki z karabinami maszynowymi na takie z działkami 20 mm, zdolnymi niszczyć niemieckie czołgi), dać priorytet konstrukcji myśliwca, a nie bombowego „Łosia”, zmuszonego potem do działania bez osłony myśliwskiej, utworzyć dowództwa frontów, a nie tylko poszczególnych armii itd. Ale to wszystko błędy sanacji po śmierci Marszałka. Ich uniknięcie zapewne zmieniłoby tempo i rozmiar ludzki (liczbę poległych, rannych i wziętych do niewoli po obu stronach) klęski wrześniowej, ale by jej nie zapobiegło.
Zgadzając się z argumentem, że za lata 1935-1939 Piłsudski nie może ponosić całkowitej odpowiedzialności, warto przywołać Stanisława Cata-Mackiewicza. Formułuje on jeszcze inny zarzut wobec Marszałka, pisząc, że nie pozostawił on żadnego „wielkiego mózgu u steru państwa, które wskrzesił, a teraz osierocił”. Dlaczego piłsudczycy zawiedli na całej linii. Czy to tylko efekt wyjaławiającego autorytaryzmu i ślepej wiary w Piłsudskiego?
Podstawową wadą systemu sanacyjnego było jego „sklerotycznienie” – brak sprawnych mechanizmów odmładzania elit kierowniczych państwa, ale to cecha każdej dyktatury i generalnie problem każdego systemu politycznego, z którym demokracja radzi sobie lepiej, a nawet znakomicie lepiej, choć także nie jest od niego wolna.
Cat Mackiewicz, jak wspomniano, był więźniem Berezy i trudno, by obiektywnie oceniał sanację. Jej główne błędy przedwrześniowe wymieniłem wyżej. Można do tego dodać zachowanie niektórych generałów, tyle, że wśród 100% przedstawicieli obozu sanacyjnego o proweniencji legionowej znajdziemy zarówno gen. Dęba Biernackiego, hańbiącego swą tradycję zachowaniem w roku 1939, jak i gen Kazimierza Sosnkowskiego – niewątpliwie prezentującego wówczas wybitny talent dowódczy w katastrofalnej sytuacji.
Historia nie chce być prosta. Dowodzenie na wyższym szczeblu w 1939 r. było poniżej przeciętnej, za co odpowiada przede wszystkim Wódz Naczelny. Tak jak za zwycięstwo w 1920 r. chwała spada na Piłsudskiego jako na Wodza Naczelnego, który ostatecznie zatwierdzał proponowane plany i zmieniał je w decyzje i rozkazy, tak za klęskę 1939 r. odpowiedzialność ponosi Rydz-Śmigły. Także w zakresie doboru kadr dowódczych i nominacji na stanowiska dowódców poszczególnych armii ludzi, którzy w istotnym procencie się nie sprawdzili, takich jak: generałowie Juliusz Rómmel (Armia „Łódź”), Stefan Dąb Biernacki (Armia „Prusy”), Władysław Bortnowski (Armia „Pomorze”) czy Kazimierz Fabrycy (Armia „Karpaty”). To są jednak szczegóły. Polska była przygotowana do wojny na skalę swojego potencjału, a nawet nieco ponad to.
Żadna książka, w tym naukowa, nie jest pozbawiona omyłek. Gorzej gdy mamy do czynienia z sądami, które mają „udowadniać” z góry założoną tezę – pisze historyk dr Krzysztof Kloc
zobacz więcej
Antyczna tragedia, sytuacja bez wyjścia?
Znów musielibyśmy zapytać o scenariusz alternatywny i o to, kto sobie w ówczesnej Europie lepiej poradził z tym wyzwaniem? Proszę pamiętać, że rządzona przez piłsudczyków Polska zaatakowana z dwóch stron przez dwa największe mocarstwa lądowe ówczesnego świata broniła się samotnie jedynie osiem dni krócej niż uchodząca za mocarstwo Francja, dysponująca potencjałem wielokrotnie większym od Polski, zaatakowana de facto z jednej strony (front włoski miał znaczenie marginalne), mająca oparcie we własnym imperium kolonialnym i wspierana przez Imperium Brytyjskie, Belgię i Holandię oraz 80 tys. żołnierzy polskich.
Jugosławia padła w 10 dni, a większość żołnierzy jej armii w trakcie działań bojowych, w kwietniu 1941 r., oprócz samolotów krążących nad ich głowami, nie widziało Niemców.
Gros myśliwców brytyjskich w 1938 r. stanowiły jeszcze dwupłatowe Gloucester Gladiator, choć przemysł brytyjski był nieporównywalny do polskiego i w ciągu roku przezbroił RAF w maszyny Hurricane i Spitfire. Wymaganie podobnych zdolności od Polski byłoby dowodem ignorancji co do realiów. Brytyjskie samoloty torpedowe Sword Fish słynne z akcji na Trydent z 1941 r. kryte były płótnem i nie przekraczały prędkości 250 km/h. Nasze „Karasie” latały o 100 km szybciej.
Dopiero porównując osiągnięcia z możliwościami oraz skalę osiągnięć Polski na tle ówczesnej Europy, otrzymujemy obraz rzeczywisty i nie jest on tak czarny, jak ten stworzony bezpośrednio pod wrażeniem klęski wrześniowej, która zdawała się wydawać jednoznaczny i nie podlegający apelacji wyrok na jakość sanacyjnych rządów.
Niemniej balonik propagandowy był rozdęty do granic niemożliwości. Te hasła: „Silni, zwarci, gotowi” czy „Nie oddamy Niemcom nawet guzika”. Bardziej rozgoryczeni Polacy już po kapitulacji Warszawy w 1939 r. dopisywali na murach „Guziki nam tylko zostały”. Może nie trzeba było się tak samooszukiwać?
Klęska Polski w 1939 r. zaskoczyła Polaków, nie oczekiwali jej, ufali, że zdołamy się obronić, ale na tle sprawności bojowej pozostałych państw europejskich, które musiały skonfrontować się z III Rzeszą, Rzeczpospolita wypadła bardzo dobrze. To, że obecnie jesteśmy w stanie wskazać, co można było poprawić, jakie popełniono błędy (w tym błędy drastyczne), co zrobić lepiej i w efekcie bronić się dłużej, nie zmienia tej ogólnej oceny.
Propaganda sanacyjna tuż przed wojną jest dziś łatwym obiektem ataków, ale ona miała zagrzewać naród do walki. Wyobraźmy sobie Churchilla, który w swym słynnym przemówieniu po Dunkierce, po upadku Francji, zamiast buńczucznie obiecywać: „Nigdy się nie poddamy”, powiedziałby: „Nasz ciężki sprzęt został na francuskich plażach. Poza grupkami emigrantów nie mamy już sojuszników. Nasze moździerze musimy robić z rur kanalizacyjnych. Nasza Home Guard, złożona z podtatusiałych facetów z dubeltówkami nie może się równać z zaprawionym w trzech kampaniach Wehrmachtem, a nasze lotnictwo morskie jest z poprzedniej epoki”. Nie znam rządu, który mobilizując naród do walki, zachowywałby się inaczej niż rząd polski w 1939 r.
W ostatnich latach życia Piłsudski był bardzo schorowany, ale wciąż miewał przebłyski geniuszu – choćby idea wojny prewencyjnej z Niemcami w 1933 r. Nie zmienia to faktu, że coraz bardziej uważał się za nieomylnego. Jego następcy w ogóle nie mieli w sobie autokrytycyzmu. Wyjątkiem był Walery Sławek, a to on był wyznaczony na przywódcę. Sprawdziłby się, gdyby nie przegrał rywalizacji w wnętrz obozu sanacyjnego?
Piłsudski naturalnie odpowiada w pewnym sensie także za jakość rządów po 1935 r., gdyż to on ukształtował ówczesny obóz rządzący. Tylko trzeba jasno określić proporcje.
O alternatywny model przywództwa pod kierownictwem Walerego Sławka łatwo zapytać, ale to pytanie, choć przyznam pociągające, musi pozostać bez odpowiedzi. Skoro Sławek przegrał walkę o władzę ze swymi kolegami, oznacza to, że był słabym graczem w polityce koterii wewnątrz obozu sanacyjnego. Jakim byłby kierownikiem nawy państwowej? Nigdy się nie dowiemy.
Natura gry międzynarodowej jest inna niż koteryjnej, a szefowanie państwu wymaga innych cnót politycznych niż zdobywanie władzy wewnątrz własnego obozu politycznego, wiec może… Fakt, że Opatrzność nie dała Polsce natychmiast po śmierci Piłsudskiego innego męża stanu tej miary jest raczej rzeczą naturalną, a nie zaskakującą. Innymi słowy trudno mieć pretensję o to, że Piłsudski nie wychował sobie następcy dorównującego mu talentami. Nie potrafię wskazać polityka, który by dokonał takiej sztuki, ani w Polsce, ani poza nią. Który z następców dorównywał Clemenceau, Churchillowi, de Gaulle’owi, Kemalowi Paszy – Atatürkowi? Narodom rzadko zdarzają się serie wybitnych przywódców.
Wrócę raz jeszcze do historii alternatywnej. Nie tak dawno obchodziliśmy 75. rocznicę zakończenia II wojny światowej. Co by mogło się wydarzyć, gdyby Piłsudski ciesząc się lepszym zdrowiem, dożyłby roku 1939. Miałby wtedy 72 lata. We wstępie książki „Agresja 17 września” historyk Jerzy Łojek twierdził, że tylko Piłsudski mógłby dokonać radykalnego zwrotu o 180 stopni. Czy byłby to sojusz z Hitlerem, a może próba niedopuszczenia do rozbioru Czechosłowacji? Co jest bardziej prawdopodobne?
Sojusz z Hitlerem wykluczam. Piłsudski nie wpuściłby do Polski ani Wehrmachtu, ani Armii Czerwonej, doskonale rozumiejąc, jaki byłby koniec któregokolwiek z tych posunięć. Polska otrzymała wszak w 1939 r. od obu swych sąsiadów takie właśnie oferty i je odrzuciła w obu wypadkach z tego samego powodu i w obu wypadkach uczyniła słusznie. Co do Czechosłowacji – Marszałek był niewątpliwie jedyną osobą, która, gdyby podjęła decyzję o jej wsparciu w 1938 r., byłaby usłuchana, a decyzja ta byłaby bez szemrania wykonana. W realiach 1938 r., gdyby taka decyzja zapadła, musiałby się na nią jednocześnie zgodzić cały triumwirat – Śmigły-Rydz-Beck-Mościcki – a to trudno sobie wyobrazić. Jednoosobowe przywództwo Piłsudskiego ułatwiałoby taki zwrot. Problem polega na tym, że Polska mogła poprzeć Czechosłowację, ale nie mogła walczyć zamiast niej.
Czy Czesi zdecydowaliby się bronić, gdyby mieli tylko poparcie Polski, ale już nie Francji i Wielkiej Brytanii?
Świetne pytanie! Zadam kolejne – co byśmy zrobili, gdyby Niemcy uderzyli na Czechosłowację, Polska przystąpiła do wojny w jej obronie, a w drugim tygodniu walk Armia Czerwona przekroczyłaby granice Rzeczypospolitej, oświadczając, że zgodnie z umową czechosłowacko-sowiecką idzie na pomoc Czechosłowacji i liczy na to, że „Polska nie będzie czyniła przeszkód w walce ze wspólnym wrogiem”? Wezwalibyśmy Czechów do solidarnej walki z drugim najeźdźcą i uruchomili sojusz z Rumunią? Przecież jest jasne, co by odpowiedzieli Czesi i w jakiej sytuacji znalazłaby się sprzymierzona z nimi w ramach małej ententy Rumunia.
Alianci zachodni naturalnie nie przystąpiliby do wojny, nawet „śmiesznej”, ogłaszając, że państwa, które odrzuciły ich „świetny plan pokojowy zaprezentowany na konferencji w Monachium, nie mogą oczekiwać poparcia dla ich szaleństwa wciągającego Europę do wojny, a mocarstwa, których słuszne rady zostały przez te państwa zlekceważone, składają całą odpowiedzialność za dalszy bieg wydarzeń na ich rządy, które postąpiły tak nieroztropnie.
Dr hab. Przemysław Żurawski vel Grajewski jest profesorem Uniwersytetu Łódzkiego w Katedrze Teorii Polityki Zagranicznej i Bezpieczeństwa. W latach 1987-1995 pracował w Instytucie Historii UŁ, a od 1995 r. na Wydziale Studiów Międzynarodowych i Politologicznych. W latach 2002-2004 był wykładowcą Collegium Civitas, w roku 2005 i 2006 ekspertem EPL-ED w Parlamencie Europejskim, gdzie był odpowiedzialny za monitorowanie polityki wschodniej UE. Od 2006 r. do 2012 r. analityk Centrum Europejskiego Natolin.