Polska stała się idealnym miejscem do badań klinicznych szczepionki – takiej szansy na zakażenie jak u nas nie ma nigdzie indziej.
zobacz więcej
Natomiast, ponieważ szczepionka mRNA jest tylko jednym z kilkunastu genów tego wirusa (i w dodatku obecnym w naszym organizmie jedynie kilkadziesiąt godzin, po czym rozpadającym się), nie stworzy cząsteczek potomnych wirusa, nie wywoła choroby COVID-19, nie zaatakuje naszych organów wewnętrznych, w tym mózgu, nie wywoła zapalenia płuc, zakrzepicy, nie stracimy węchu i smaku, raczej nie będzie burzy cytokin itd. itd. Szczepionka nikogo nie zarazi chorobą o śmiertelności szacowanej na 1 procent, sama dając stukrotnie rzadziej poważniejsze, ale nie będące śmiertelnymi, niepożądane odczyny poszczepienne (NOP), jakie zarejestrowano.
Historia jest nauczycielką (prze)życia
Przed połową XVIII wieku ludzie na choroby zakaźne po prostu umierali masowo. Mogli przed nimi uciekać, mogli od nich oszaleć, popadając w samobiczowanie lub niewyobrażalną rozpustę, mogli cudem przeżyć. Jednak poza stosowaną często bardzo restrykcyjnie izolacją, medycyna obserwacyjna nie miała im nic do zaproponowania. Ich świat był wyrzeźbiony demograficznie, ekonomicznie, społecznie, kulturowo i w ogóle cywilizacyjnie przez epidemie chorób zakaźnych. Przez kolejne fale dżumy, cholery, gruźlicy, angielskich potów, ospy czarnej i odry. Zaraza była Jeźdźcem Apokalipsy poprzedzającym głód i wojnę. Taniec śmierci i paniczny lęk przed nią był autentycznym doświadczeniem setek i tysięcy poprzednich pokoleń, tak lekko licząc od wczesnego neolitu, gdy ludzie zaczęli żyć w większych grupach.
Jednak – jak miałam niedawno okazję usłyszeć z ust prof. dr. hab. Michała Kopczyńskiego z Wydziału Historii Uniwersytetu Warszawskiego
[1]–
14 maja 1796 roku zaczęły się nowe czasy. Era szczepionkowa. Wtedy to Edward Jenner, angielski lekarz z Gloucestershire, dokonał zaszczepienia materiałem zakaźnym ospy krowiej (prosto rzekłszy: strupem) ośmioletniego Jamesa Phippsa. Dzieciak przechorował krowiankę (w odróżnieniu od ludzkiej ospy ma przebieg łagodny i nigdy nie kończy się śmiercią), a następnie Jenner zaszczepił go ponownie, jednak już materiałem zakaźnym ospy prawdziwej. Chłopiec na nią już nie zachorował, ponieważ w wyniku pierwszego szczepienia uzyskał odporność na zakażenie.
Jak wyjaśniał mi prof. Kopczyński, w tych pionierskich czasach, gdy żadnego wirusa nikt jeszcze przez żaden mikroskop nie widział, wystarczyło być bacznym obserwatorem życia na wsi, zwłaszcza zaś dojących krowy kobiet, wykonać kilka eksperymentów (m.in. na sierocie, pod przymusem!), następnie napisać stosowną broszurę o swoich doświadczeniach i zdołać wydać ją na własny koszt, by po dwóch latach otworzyć
punkt szczepień, czyli wakcynacji (od tej krowianki, czyli po łacinie
vaccinia) i … zetknąć się z działaniem ruchów antyszczepionkowych.