W rzeczywistości w cztery godziny po aresztowaniu, o godzinie 15:10, gestapowcy przywieźli do szpitala skutego kajdanami Jana Skoczka. Wskazał im kilka schowków na terenie zabudowań. Znaleźli w nich tylko dwa pistolety. W cztery dni później przyjechali ponownie. Tym razem znaleźli kilkanaście worków z materiałem wybuchowym. Pozostaje tajemnicą, czy w ciągu czterech godzin, jakie minęły od momentu aresztowania, pracownicy szpitala-żołnierze AK zdołali, i jak, wywieźć zawartość magazynów broni. I czy Jan Skoczek wskazał Niemcom tylko schowki puste lub prawie puste?
Sposób aresztowania go wskazuje, że gestapowcy nie wiedzieli o magazynach broni. Zrewidowali dokładnie mieszkanie dyrektora administracyjnego Nosarzewskiego, który po aresztowaniu Skoczka natychmiast zniknął ze szpitala wraz z rodziną, a także mieszkanie Skoczków. Z relacji Wandy Skoczek: „Z żandarmami wszedł cywil, którego znałam. Przyjeżdżał do męża wielokrotnie, z pewnością był w konspiracji . Zapytałam: – Co to, pan tu jest? Przyłożył palec do ust, nakazując mi milczenie. Szepnął, że też jest aresztowany i przyjechał z żandarmami jako tłumacz. Przyjrzałam mu się uważnie. Miał na sobie kożuszek męża z wydrowym kołnierzem. W czasie rewizji niczego nie znaleziono. Gdy wyszli, przewieziono mnie ponownie do szpitala Dzieciątka Jezus, gdzie przeleżałam cały miesiąc. Nie mogłam sobie darować, że nie zapytałam, skąd wziął kożuszek męża”.
Po wyjściu ze szpitala usiłowała dowiedzieć się o losach męża. Tuż przed wybuchem Powstania Warszawskiego udało się jej ustalić, że cywil, który wsypał, nazywał się Kuczewiak i był z Grójca, gdzie też wydał Niemcom kilka czy kilkanaście osób z AK. Otrzymał wyrok śmierci, który wykonał harcerz w kolejce do Grójca. Po wojnie spotkała przypadkowo mężczyznę, który siedział na Pawiaku. Doskonale pamiętał intendenta ze Szpitala Zakaźnego. Któregoś dnia w maju intendent Skoczek został wywołany z celi i nie wrócił już do niej. Tego dnia rozstrzelano kolejną partię więźniów w ruinach getta.
Opublikowany wiele lat temu artykuł w Londynie zakończyłem pytaniami. Dlaczego konspiracyjny oddział w Szpitalu Zakaźnym przetrwał do wybuchu powstania nawet tak trudne okresy, jak pomoc bojownikom żydowskim w getcie, a Niemcy aresztowali tylko intendenta Skoczka? Czy była to wsypa, czy osobiste porachunki? I za co? Za kożuszek z wydrowym kołnierzem?
Do dziś pytania pozostają aktualne.
I bez odpowiedzi.
– Maciej Kledzik
P.S. Nikt jeszcze nie opracował okupacyjnej historii szpitala. Na początku lat 90. ubiegłego stulecia opublikowałem w Londynie krótki artykuł „Kożuch z wydrowym kołnierzem”, odtwarzający fragment konspiracyjnej działalności na terenie placówki, aresztowanie i zamordowanie intendenta Jan Skoczka „Wąsika”. Niedawno zatelefonował do mnie prof. Andrzej Horban, konsultant krajowy chorób zakaźnych, doradca premiera do spraw walki z COVID-19 i powołując się na tamten, londyński tekst sprzed lat, poprosił o pełne przedstawienie historii szpitala zakaźnego w latach 1939-1944. Tekst ten dedykuję więc prof. Andrzejowi Horbanowi.
TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy