Był taki widok, dość często reprodukowany w ciągu kilku powojennych dekad, jeden z ikonicznych wizerunków przebudowanej Warszawy. Można było go znaleźć na okładkach książek, w albumach, na pocztówkach, pudełkach na papierosy i rzemieślniczo wykonanych etui na zapałki. Ukazano na nim ten fragment Trasy W-Z, gdzie w masywną ścianę muru wchodzi tunel, aby przejść pod Krakowskim Przedmieściem (…).
W dniu otwarcia Trasy przeszedł nią wielki pochód. Data 22 lipca 1949 r. nie była oczywiście przypadkowa. Propaganda dążyła do wywołania wrażenia, że przebudowa Warszawy jest prostą konsekwencją decyzji władz i zmiany ustroju. Od architektów żądano więc takiego planowania inwestycji, aby te najważniejsze były gotowe w kolejne rocznice ogłoszenia Manifestu Polskiego Komitetu Wyzwolenia Narodowego (…). Władze liczyły właśnie na to, że naturalny entuzjazm towarzyszący poznawaniu co roku nowego fragmentu miasta łączyć się będzie z oczekiwaniem na główne komunistyczne święto.
Uczestnicy pochodu mieli możliwość poznać Trasę z niecodziennej perspektywy. Szli mostem całą szerokością jezdni od strony Pragi. W miarę jak posuwali się naprzód, ukazywała im się z wolna największa kompozycja urbanistyczna wybudowana do tej pory w powojennej Warszawie. To nie był zwykły widok na drogę, most czy grupę budynków, to było emocjonujące doświadczenie poznawania miasta, które właśnie zmieniało swoją skalę. Stolica przekraczała ramy odbudowy, wchodziła w nowy wiek, otwierała nieznany do tej pory rozdział.
Kawałek normalności wśród gruzów
Jeśli spojrzymy wstecz, w głąb historii, to zobaczymy, że z przedsięwzięciami o tak wielkiej skali przestrzennej próbowali zmierzyć się wcześniej władcy z dynastii Wettinów. Przez blisko pół wieku budowali założenie Osi Saskiej, ale nie dali rady jej skończyć, zawiedli, zostawili na wpół wykonaną.
Chciał im dorównać król Stanisław August, kreśląc wielką oś z gwiaździstymi placami na południu Warszawy, lecz znudził się, porzucił główny punkt swego założenia – Zamek Ujazdowski – i skoncentrował uwagę na Łazienkach.
W dwudziestoleciu międzywojennym planiści próbowali swoich sił w założeniu urbanistycznym wychodzącym z Cytadeli, potem w monumentalnej Dzielnicy Marszałka Piłsudskiego. Oni też nie osiągnęli sukcesu, gdyż trudno żoliborską inwestycję uznać za kompletną, natomiast dzielnica rządowa pozostała w sferze planów.