Cywilizacja

Chińska wojna o półprzewodniki. Waży się los światowej gospodarki

Chińczycy określają półprzewodniki mianem „technologii duszącej”. To znaczy, że gdyby Ameryka zechciała, to mogłaby zdławić sankcjami część gospodarki Pekinu, odcinając ją od czipów. Nowoczesne półprzewodniki to pięta achillesowa komunistycznego reżimu, który dąży do zerwania tej zależności.

Półprzewodniki stanowią kościec nowoczesnego społeczeństwa, nowoczesnej gospodarki i armii. Czipy znajdziemy wszędzie: od smartfonów po samochody, od smartwatchy po myśliwce F-35, od urządzeń kuchennych po niemal wszystkie rodzaje uzbrojenia, które powstały w XXI wieku. Bez zaawansowanych półprzewodników postępy na polu sztucznej inteligencji, w dziedzinie autonomicznych aut czy komputerów kwantowych, byłyby niemożliwe. Postępująca ciągle cyfryzacja gospodarki będzie dalej napędzać ich wykorzystanie. Dla naszej epoki czipy są tym, czym dla zeszłego stulecia była ropa: bezcennym zasobem. Kto nad nim panuje, ten trzyma świat w garści.

Z tego powodu niepokojąco brzmi diagnoza popieranego przez Pekin think tanku, China Cross-Strait Academy. Analitycy tej instytucji ocenili, że ryzyko wojny między Chinami a Tajwanem wzrosło w ostatnim czasie do poziomu, którego dotąd nie notowano. Biorąc pod uwagę rozmaite czynniki, jak siła militarna obu państw, stosunki handlowe, zachowanie sojuszników i położenie polityczne, specjaliści oszacowali prawdopodobieństwo, że konflikt wybuchnie w 2021 roku, na 7,21 (w skali od 0 do 10). Gdy zestawić to ze stwierdzeniami prezydenta Xi Jinpinga, że reunifikacja, czyli wcielenie Tajwanu do czerwonych Chin odbędzie się za jego przywództwa, a także z ostrzeżeniami amerykańskich dowódców wojskowych, jakoby przyłączenie demokratycznych Chin wspięło się na szczyt hierarchii komunistycznych priorytetów, to taki scenariusz musi być traktowany poważnie. Inwazja nie stanowiłaby zwykłej eskalacji napięć w Azji. Oznaczałaby paraliż światowej gospodarki, bo właśnie na Tajwanie znajduje się najważniejszy producent półprzewodników – TSMC.
Prawo Moore’a, według którego liczba tranzystorów w układzie scalonym podwaja się co roku, jest nieubłagane. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych XX wieku 20 firm produkowało czipy z tranzystorami w rozmiarze 180 nanometrów. Dzisiaj ten rozmiar skurczył się do pięciu nanometrów, a liczba przedsiębiorstw zdolnych do ich wytworzenia ograniczyła się do dwóch. Taiwan Semiconductor Manufacturing Company (TSMC – po prostu: Tajwańska Firma Produkująca Półprzewodniki) i koreański Samsung to jedyne firmy, które utrzymały się w technologicznym wyścigu. Aby uzmysłowić sobie, z jak gwałtownym rozwojem mamy tu do czynienia: w 1998 procesor komputerowy składał się z 8 milionów tranzystorów. W 2018 roku procesory w smartfonach zawierały ich 7 miliardów.

Rozwijanie wydajności mikroprocesorów opiera się w największej mierze na dopracowywaniu i doskonaleniu fabryk, które je produkują. Każde „pomniejszenie” procesora – naniesienie większej liczby tranzystorów na mniejszą powierzchnię – jest okupione ogromnym wysiłkiem inżynieryjnym, który czerpie z poprzednich wysiłków „pomniejszania” i nadbudowuje się na nich. Tych doświadczeń nie można spisać w instrukcji, to wiedza zdobyta wielkim trudem, zawarta w praktyce tych, którzy walczą na froncie innowacji. Fabryki, które zgromadziły najwięcej takiej praktycznej i trudnej do przekazania wiedzy, mieszczą się głównie na Tajwanie i należą do TSMC.

Fakt, że doświadczenie stanowi tu klucz do innowacji, przekreśla wszelkie próby natychmiastowego zbudowania podobnego potencjału w dziedzinie półprzewodników. Kraje Zatoki Perskiej podjęły taką próbę: wyłożyły 20 miliardów dolarów na firmę Global Foundries, ufając, że pieniądze pozwolą im stworzyć własnego lidera na rynku czipów. Ta wielka inwestycja nie przyniosła niemal nic, bo dolary nie mogły zastąpić know-how. Sposób produkcji jest ponadto tak ściśle zrośnięty z projektem, że firmy, które zamawiają półprzewodniki w fabrykach, nie mogą po prostu przenieść zamówienia gdzie indziej. Projekt i sposób produkcji są ze sobą mocno powiązane.

Chiny chcą rządzić światem. To merkantylistyczny predator

Pozwoliliśmy im na zbyt wiele, najpierw przenosząc przemysł do Azji, potem pozwalając na transfer technologii – mówi amerykański politolog Andrew A. Michta.

zobacz więcej
Przez ostatnie miesiące mieliśmy do czynienia z niedoborem półprzewodników. Odbiło się to na produkcji konsol Playstation, a także samochodów – po prostu zabrakło czipów. Główną przyczyną tego stanu rzeczy była panika chińskich firm. W zeszłym roku Stany Zjednoczone zabroniły TSMC sprzedawania Huawei i kilku innym firmom swoich wyrobów. Większość tajwańskich półprzewodników kupują amerykańskie korporacje, stąd skuteczność nacisku. Od tego momentu przedsiębiorstwa z Państwa Środka zaczęły w pośpiechu budować zapasy w lęku przed kolejnymi sankcjami.

***

Chińczycy określają półprzewodniki mianem „technologii duszącej”. To znaczy, że gdyby Ameryka zechciała, to mogłaby zdławić sankcjami część komunistycznej gospodarki, odcinając ją od czipów. W zeszłym roku wartość importowanych przez Chiny procesorów opiewała na 350 miliardów dolarów. Nowoczesne półprzewodniki to pięta achillesowa komunistycznego reżimu, który dąży do tego, by z tą zależnością zerwać.

Nie jest to łatwe zadanie. Rynek urządzeń, które wykorzystuje się przy produkcji procesorów, w przeważającym stopniu zmonopolizowany jest przez Amerykanów. W niektórych przypadkach, jak np. w narzędziach służących do implantacji jonów albo do sprawdzania wafli krzemowych, rynek należy niemal w całości do firm ze Stanów Zjednoczonych.

Aby temu zaradzić, chińscy komuniści uruchomili szereg przedsięwzięć, których celem jest suwerenność w obszarze półprzewodników. Są one częścią szerszego wysiłku, zmierzającego do technologicznej niezależności. Xi Jinping w przemówieniu z początku roku położył wyraźny nacisk na to, że Chiny muszą stać się samodzielne w dziedzinie innowacji. W kierunku tej technologicznej autarkii ma prowadzić program Made in China 2025. W ramach tej inicjatywy Państwo Środka ma rozwinąć swoją bazę produkcyjną, odejść od tworzenia prostego sprzętu i przerzucić się na najbardziej zaawansowane technologie. Komuniści chcą być samodzielni w takich branżach, jak robotyka, sztuczna inteligencja, elektryczne auta czy półprzewodniki właśnie.
Jedną z ambicji programu Made in China 2025 jest osiągnięcie 70% samowystarczalności w dziedzinie produkcji czipów. Ten cel wydaje się nierealistyczny. Amerykański ośrodek analityczny IC Insight oszacował, że Chińczycy wyprodukowali w 2020 roku tyle procesorów, aby zaspokoić jedynie 15,9% narodowego zapotrzebowania. W 2025 roku, zgodnie z wyliczeniami wspomnianego ośrodka, chińska produkcja będzie zaspokajać tylko 19,4% wewnętrznego popytu.

Dążenie do samowystarczalności to część nowej, pesymistycznej wizji globalizacji, jaką przedstawił w zeszłym roku Xi Jinping. Gdy cały świat skupił wzrok na amerykańskich wyborach prezydenckich, przywódca komunistów wyłożył chińską strategię na następne dekady: gospodarkę dwóch obiegów. Do tej pory światowe rynki stały otworem przed chińską ekspansją. Od czasów Donalda Trumpa komunistycznej ekspansji postawiono bariery, państwa Zachodu stały się bardziej świadome tego, jakie koszty niesie ze sobą współpraca z Chinami. Wobec tego Państwo Środka musi, w przeświadczeniu Xi, zdobyć jak największą niezależność w kluczowych dziedzinach technologicznych i przestać opierać się na importach z innych krajów. Nie ma to prowadzić do całkowitego zamknięcia się na świat; teraz Chiny skoncentrują się jednak na związkach gospodarczych, które zbudowały w ramach Pasa i Szlaku.

Droga do chińskiej samowystarczalności technologicznej naszpikowana jest wyzwaniami. Komuniści mierzą jednak do celu, sięgając po różne środki; poprzez kupowanie firm, rozszerzanie partnerstw między chińskimi i zachodnimi badaczami, albo wprost dzięki kradzieży własności intelektualnej. Mimo mnożenia tych wysiłków i mimo wielkich ambicji, o których słyszymy, Chiny nadal tkwią w „pułapce średniego wzrostu”. PKB na głowę mieszkańca wynosi tam tyle, co w Kazachstanie i jest dwa razy mniejsze niż w Grecji. Aby wydostać się z tego potrzasku, niezbędne jest przebicie się na wyższy poziom technologicznego rozwoju. Półprzewodniki stanowią tu czynnik, bez którego taki skok będzie niemożliwy.

***

Komputerowa rewolucja kwantowa zmieni świat. Czy Polska weźmie w niej udział?

Trzeba zrobić wszystko, choćby ze środków na odbudowę po pandemii, by zapewnić nam udział w tym przełomie.

zobacz więcej
Postęp technologiczny zarówno wolnego, jak i komunistycznego świata spoczywa na barkach TSMC. Tajwan to rozrusznik naszej cyfrowej cywilizacji. Nad wyspą ciąży jednak widmo zjednoczenia z Chinami i nie wiadomo, jaką metodę obierze Państwo Środka, aby do tego doprowadzić, ani kiedy to nastąpi. W ubiegłym roku premier Li Keqiang, wypowiadając się o przyszłości Tajwanu, mówił bez ogródek o „reunifikacji”. Przedtem zawsze posługiwano się formułą „pokojowa reunifikacja”.

Chińska inwazja to najgorszy wariant. Komunistyczny reżim może postawić wszystko na jedną kartę, wychodząc z założenia, że Stany Zjednoczone są zmęczone niekończącą się okupacją Iraku i Afganistanu. Wiele wskazuje też na to, że amerykańska flota w rejonie Morza Południowochińskiego nie stoi na wysokości zadania, a przewaga czerwonej marynarki wojennej staje się coraz wyraźniejsza.

Atak na Tajwan oznaczałby koniec TSMC. Jeżeli fabryki nie zostałaby zniszczone w czasie ostrzału, to jej kadry mogłyby ucierpieć albo wcześniej uciec. Nie ma wątpliwości, że zachodnie firmy zniszczyłyby własność intelektualną przechowywaną w tajwańskich zakładach. Produkcja zostałaby wstrzymana i nigdy nie wróciłaby do normy, a na pewno nie w tej postaci, w której funkcjonowała dotychczas. Światowa gospodarka doznałaby wstrząsającego uderzenia, a postęp technologiczny ugrzązłby na kilka dobrych lat.


Paradoksalnie dalsze odcinanie Pekinowi dostępu do procesorów TSMC może sprawić, że chińska inwazja stanie się bardziej prawdopodobna. Na tę chwilę nadal wiele firm z Państwa Środka składa zamówienia na Tajwanie, lecz dalsze sankcje i ograniczenia mogą pchnąć komunistów do wniosku, że skoro oni nie mogą korzystać z produktów TSMC, to czemu reszta świata miałaby mieć do nich dostęp?

Inny scenariusz to piętrzące się naciski polityczne ze strony totalitarnego reżimu. Można wyobrazić sobie wojnę dezinformacyjną na wielką skalę, prowadzoną z jeszcze większym rozmachem niż kampania w czasie epidemii chińskiego wirusa. Przekaz byłby prosty: Ameryka szantażuje ekonomicznie Państwo Środka, posługując się do tego Tajwanem, który stanowi przecież – w oczach komunistów – część Chin. Jednocześnie upowszechniano by przekonanie, jakoby Stany Zjednoczone nie są gotowe bić się o jakąś fabrykę czipów. Nasuwa się wątpliwość, na ile taka kampania dezinformacyjna okazałaby się skuteczna, skoro w zeszłym roku w czasie wyborów prezydenckich na Tajwanie tego typu działania nie przyniosły zamierzonego efektu i kandydat przyjazny czerwonym Chinom przegrał.
Stopniowe odstraszanie klientów TSMC to trzecia możliwość, którą rozpatrywać może Xi Jinping. Groźba chińskiej napaści budzi obawy wszystkich korporacji, które składają zamówienia na Tajwanie. Nie da się wykluczyć, że coraz więcej firm pójdzie w ślady Tesli, która zrezygnowała ze swojego kontraktu z TSMC, aby przenieść się do konkurencyjnego Samsunga, nawet jeśli wiąże się to z dodatkowymi kosztami. Istnieje więc ryzyko, że agresywne zachowanie komunistów – pokroju dalszego naruszania tajwańskiej przestrzeni powietrznej przez bombowce czy myśliwce – rozbudzi lęk w firmach, które współpracują z TSMC. Jeśli giganci w rodzaju Apple i innych wystraszą się, to tajwański producent może ulec szantażowi i wrócić do wytwarzania półprzewodników dla Huawei i innych chińskich firm, aby przetrwać.

Na Morzu Południowochińskim rozstrzyga się nie tylko los jednej wyspy, jej niezależności od Chin i dalszej niepodległości, lecz także los całej światowej gospodarki. Do momentu, aż Stany Zjednoczone nie wzmocnią na tyle własnej branży półprzewodników, aby przestać polegać na TSMC – co zajmie jeszcze wiele lat – Zachód powinien bacznie przyglądać się temu, co dzieje się na Tajwanie. I choć Unia Europejska obiecała rozwinąć własne inicjatywy w sferze produkcji czipów, to jej znaczenie w tej dziedzinie pozostanie przez lata takie samo, jak w obszarze innych technologii, a więc żadne. Europejska suwerenność technologiczna pozostaje złudzeniem, a europejskie interesy zależą od sił, na które nie mamy wpływu. Czy potrzeba będzie tragedii, by to zmienić?

– Krzysztof Tyszka-Drozdowski

TYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy

Tajwan - karta w politycznej grze między Chinami a USA, 31.03.2021
Zdjęcie główne: Prezydent USA Joe Biden pokazuje półprzewodnik, wygłaszając uwagi przed podpisaniem zarządzenia wykonawczego ws. gospodarki w lutym 2021 r. w Waszyngtonie. Półtora miesiąca później w Pokoju Roosevelta w Białym Domu odbyła się wideokonferencja dyrektorów generalnych amerykańskich firm – Virtual CEO Summit – na temat braku półprzewodników na rynku i odporności łańcucha dostaw, z udziałem Bidena i jego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Jake'a Sullivana. Fot. Doug Mills/Pool/Getty Images
Zobacz więcej
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Legendy o „cichych zabójcach”
Wyróżniający się snajperzy do końca życia są uwielbiani przez rodaków i otrzymują groźby śmierci.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Pamiętny rok 2023: 1:0 dla dyktatur
Podczas gdy Ameryka i Europa były zajęte swoimi wewnętrznymi sprawami, dyktatury szykowały pole do przyszłych starć.
Cywilizacja wydanie 29.12.2023 – 5.01.2024
Kasta, i wszystko jasne
Indyjczycy nie spoczną, dopóki nie poznają pozycji danej osoby na drabinie społecznej.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Jak Kościół katolicki budował demokrację amerykańską
Tylko uniwersytety i szkoły prowadzone przez Kościół pozostały wierne duchowi i tradycji Ojców Założycieli Stanów Zjednoczonych.
Cywilizacja wydanie 22.12.2023 – 29.12.2023
Budynki plomby to plaga polskich miast
Mieszkania w Polsce są jedynymi z najmniejszych w Europie.