Nadzwyczajny dodatek zawierał treść noty austro-serbskiej i niektóre odgłosy prasy berlińskiej z tego powodu. Pamiętam, jak siedziałyśmy na jakiejś ławce na plaży i ze wzruszeniem czytałyśmy treść tej historycznej noty. „Nie – Serbja nie może się na to zgodzić, absolutnie nie może” – pomyślałyśmy od razu. I widmo zgrozy wojennej zawisło nad nami. Ale prasa berlińska była innego zdania: „Naturalnie, że w tej ważnej chwili łączymy się z naszą sojuszniczką i Austrja może być pewną naszego poparcia, ale mamy ogromną nadzieję, że sprawa ta da się jeszcze załagodzić. Austrja, chcąc zachować swą powagę państwową, musiała wysłać taką notę, ale Serbja przecież powinna zrozumieć, że straszna tragedia sarajewska wymaga zadośćuczynienia”. Taka była mniej więcej treść odgłosów prasy berlińskiej. „Wierzyć, czy nie wierzyć? Będzie wojna, czy nie?” – myślałyśmy już zupełnie serjo i ważność tych kwestji zawisła nad nami w całej swej grozie. I postanowiłyśmy od razu, że jeśli tylko wojna austro-serbska faktycznie wybuchnie, zaraz wyjedziemy do domu.
Ale nasze nastroje wojenne rozwiały się nadzwyczajnie szybko, skoro tylko przekroczyłyśmy próg pensjonatu. Tutaj wszyscy byli po dawnemu – jaśni, biali [
w białych ubraniach] i weseli – i śmieli się z wiadomości o nocie i myśli o możliwości wojny. Czyżby to była nasza przysłowiowa polska lekkomyślność? Nazajutrz też – wszędzie spotykałyśmy się z uśmiechem pobłażania, nawet ze strony ludzi bardzo światłych i wybitnych . Wszyscy się śmiali, skoro tylko usłyszeli o naszym zamiarze powrotu do domu. Któż widział – po 10-dniowym pobycie nad morzem – wyjeżdżać na wieść o grożącej wojnie austro-serbskiej? Tak więc Sopoty były nadzwyczaj spokojne i jak zawsze białe i wesołe.
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Była to sobota, a więc przygotowania rautowe zajmowały większość publiczności, wybierającej się na raut polski w hotelu „Wiktorja” i na raut wielki w Sali Kurhausu. Do Kurhausu publiczność polska zazwyczaj nie chodzi, ale dziś poczta pantoflowa przyniosła wiadomość, że na raucie ma być Kronprinz. Niektóre więc piękne warszawianki wybierały się na salę, a bardzo liczna rzesza umawiała się na galerię. Z nastaniem więc wieczornej godziny liczne dorożki i auta rozwoziły strojnych i wesołych gości po balowych salach. Jednakowoż i na Morskiej ulicy ruch był ożywiony. Przecież to o 6-ej godzinie wieczorem Serbja miała dać odpowiedź. Chodzili więc ciekawsi ludzie po ulicy, stawali grupkami [
przed siedzibami redakcji gazet? poczty?], oczekując telegramów i niepokoili się już trochę. Nareszcie – wyszedł nadzwyczajny dodatek. Było to około godziny 11 wieczór. Nic jasnego nie dowiedzieliśmy się z odpowiedzi Serbji, ale ciężkie uczucie niepokoju na dobre już zagościło w naszych sercach, mimo że wieczór był taki piękny, ciepły i cichy, a morze szumiało sennie-kojąco. A w salach rautowych ochoczo tańczono do rana i Kronprinz był podobno w Kurhausie – tyle było tematów do rozmów niedzielnych.
Poranek niedzielny – dziwnie chmurny i smutny – nie przyniósł żadnych zasadniczych zmian w wiadomościach i nastrojach wojennych. Co prawda, gazety sopockie i gdańskie wyszły już z bardzo sensacyjnymi tytułami, ale za to gazety berlińskie po dawnemu były spokojne i jakby pełne nadziei na pokojowe rozwiązanie konfliktu europejskiego. Po Sopotach rozeszła się wiadomość, że Kronprincerin z dziećmi jakoby ma wyjechać. Ale Kronprinz po dawnemu gral w tenisa i jeździł uśmiechnięty samochodem. Wierzyła więc publiczność sopocka jego spokojowi i po dawnemu było w Sopotach spokojnie i wesoło.
Biedny polski Sokół w gnieździe na przedmieściu Gdańska
W czasie niedzielnego obiadu p. Tomaszewski, mąż właścicielki pensjonatu „Halina” zapytał, kto chciałby pojechać do Gdańska na ćwiczenia polskiego „Sokoła”. Zgłosiło się chyba 10 osób, każdy otrzymał imienne zaproszenie. Naturalnie – pojechałyśmy.
Ulice Gdańska były prawie zupełnie wyludnione, jak zwykle w niedzielne popołudnie, gdy gdańszczanie wyjeżdżają tradycyjnie na wycieczkę do Sopot. Jednak nieliczni przechodnie gromadkami skupiali się na rogach ulic i pod redakcjami gazet, gdzie właśnie świeżo rozlepiono żółte i niebieskie afisze, na których nie drukowano, tylko ołówkami wypisywano ostatnie telegramy. Czytamy i my – już ze stale rosnącym lękiem: „Austrja się mobilizuje – generał Putnik [
?] aresztowany w chwili, gdy z Budapesztu jechał ku granicy serbskiej”. „No, naturalnie, Austrja prędko pobije tych świniopasów Serbów” – wnioskuje ktoś koło mnie z ogromną pewnością i spokojem. Ale zaraz ktoś drugi pyta: „A co na to powie Rosja?”. „Niemcy – co będzie?” – półgłosem pyta ktoś trzeci. Do dyskusji jednak nie dochodzi, bo spieszymy się.