W Ugandzie rosną 24 rodzaje bananów: do jedzenia, smażenia, gotowania czy warzenia akarusho, piwa o mocy wina, które podobno smakuje wyśmienicie z pieczonymi termitami. Chcę go spróbować i szukam w sklepach, ale nigdzie nie ma. Mubiru sugeruje spróbować w getcie, dzielnicy biedoty. Jedziemy, lecz akurat piwa zabrakło, bo to najtańszy trunek dla chcących upić się szybko i skutecznie. Nie dziwię się – dookoła ogromna i przerażająca bieda, brudna i wiecznie zabłocona mimo mocnego słońca, cuchnąca i gnijąca. Lepianki z byle czego, głównie błota i blachy, uszczelnione szmatami, w byle jakim kolorze. Obok piętrzą się góry śmieci wyrzuconych przez biedaków, które jeszcze biedniejsi przeczesują w poszukiwaniu resztek jedzenia lub czegoś, co można sprzedać.
Drogę wypełnia wszelkiej maści zmotoryzowany plankton: ciężarówki, samochody terenowe i osobowe, motory. Do tego rowery, zwierzęta, ludzie. Tylko asfaltu czasem brak. Rządzi pozorny chaos, jak w ulu. Gdy nie pada najsprawniejsze są motory-taksówki, zwane boda-boda, które wiozą nie tylko kierowcę, ale trzy-cztery osoby, stertę baniaków na wodę, 20 plastikowych krzeseł, dziesięciometrowy kawałek metalu, kozę, stado kur, kilkadziesiąt palet jajek, palmę, czy nawet drugi motor. Na ramach i karoseriach czytam wymyślne hasła chwalące Boga („God is good”, „God is final”) lub filozofię życia („No situation is permanent”, „Hard to get, but easy to loose”).
ODWIEDŹ I POLUB NAS
Na ulicy wyje pies potrącony przez samochód. Nikt nie reaguje, nikt się nie zatrzymuje. Skowyt ginie w natłoku innych dźwięków. Kto ma pomóc zwierzęciu, skoro nikt nie pomaga człowiekowi? Notorycznie zdarza się, że sprawca ucieka z miejsca wypadku, co kiedyś spotkało mojego kierowcę Mubiru – zostało mu uszkodzone auto i uszkodzone płuco. Pies podwija łapy i kona w zgiełku miasta, w którym śpi ponad dwa i pół miliona ludzi, a pracuje – czy też walczy o życie – o wiele więcej. Kto by się przejmował skomlącym psem?
Wszędzie widać dzieci, pełno dzieci. Na plecach matek lub pozostawione bez opieki. Szarpiące przechodnia za nogawkę spodni, same najczęściej bez spodni. Zwykle zasmarkane, zabrudzone, głodne. Smutne, ale i uśmiechnięte. Nieobecne i nadoobecne. Ta nieprzebrana rzesza może stanowić o sile kraju, wszak to ręce do pracy, a wiek pracownika – witamy w Afryce! – nie ma znaczenia i kilkulatki pracują z dorosłymi. Nie dziwi, że ugandyjskie społeczeństwo jest najmłodsze na świecie: 80 procent ludzi nie ukończyło 30 lat. W latach siedemdziesiątych, za krwawych rządów Idi Amina, Uganda liczyła 5 milionów mieszkańców. Teraz – 50 milionów. Jak ich policzyć? Trudne zadanie, zwłaszcza, że dowody osobiste istnieją ledwie od 9 lat, w przyszłym roku będą podlegały wymianie. Sposobem identyfikacji jest karta sim, której wyrobienie to skomplikowany proces: panienka z okienka fotografuje mój paszport, wizę, nawet mnie samego z kartą sim przy twarzy – telefony mają wszyscy, więc w ten sposób każdy jest do namierzenia. Wcześniej, jak ktoś powiedział, że nazywa się Kowalski to znaczyło, że nazywa się Kowalski.
Zaczyna padać deszcz – nagły, impulsywny, mocny. Asfaltową drogą płynie czerwona rzeka z piachu wymytego z pobocza, która wypełnia dziury wodą i błotem. Nawierzchnia sprawia wrażenie równej, ale to może być kosztowna pułapka – niektóre zagłębienia są tak głębokie, że – żartują kierowcy – można w nich łowić ryby. Na poważnie samochody tracą koła, łamią zawieszenia lub stają dęba. W takich warunkach najlepiej poradzą sobie ciężarówki lub samochody z napędem na cztery koła, jak nasz, ale Mubiru i tak woli jechać powoli, bo zamiast terenowego auta teraz przydałaby się amfibia.