Zwierzęta z różnych gałęzi drzewa życia prezentują zachowania biseksualne. Nie wykazują zatem zdecydowanej orientacji seksualnej. Jedynymi znanymi powszechnie gatunkami, co do których nauka twierdzi, że wykazują preferencje homoseksualne przez całe życie, są ludzie i… udomowione owce. 8 proc. samców „kocha inaczej”. Czy uprawianie seksu z tą samą płcią może mieć ewolucyjny sens?
Astronomii oberwało się za bycie z natury seksistowską, tak jak kominy fabryczne, równanie Einsteina i mechanika ciała stałego. Heteroseksualistom – za nieużywanie wibratorów do penetracji analnej.
zobacz więcejWarunkujący męskość chromosom Y jest słaby. Nie przetrwa prawdopodobnie kolejnych 5 milionów lat. To powolne uderzenie „bomby prof. Kuppelweisera”.
zobacz więcejPłeć – choć ideologia gender podważa jej biologiczne istnienie – w jednym obszarze trzyma się mocno: w sporcie.
zobacz więcejJeffrey Younger alarmował, że w „przemianę” jego syna w dziewczynkę zaangażowani są wszyscy, łącznie z instytucjami.
zobacz więcejWraca „gejowska dżuma”. Wśród homoseksualistów dramatycznie i gwałtownie wzrasta liczba zakażonych HIV/AIDS. Nie tylko w Londynie, ale i w Amsterdamie, Moskwie czy Kijowie…
zobacz więcejW mosznie ukrywa się wiele niedocenianej dotąd mocy. A wszystko za sprawą mutacji.
zobacz więcejTYGODNIK TVP, ul. Woronicza 17, 00-999 Warszawa. Redakcja i autorzy
Prof. Joan Roughgarden jest autorką m.in. bestselleru „Evolution and Christian Faith: Reflections of an Evolutionary Biologist” („Ewolucja i wiara chrześcijańska: refleksje ewolucyjnego biologa”), wydanego w roku 2006 przez Island Press, a dotyczącego związków między nauką i chrześcijaństwem. Główna myśl tego dzieła – gdzie dobór społeczny jest podstawą rozumowania – jest taka, iż wszystkie istoty żywe są ze sobą wzajemnie połączone, tak jak członkowie wspólnoty wiernych chrześcijan łączą się ze sobą. Bóg był w jej przekonaniu zaangażowany w ewolucję, choć nie na drodze „inteligentnego projektu”, ani dosłownie stworzenia. WRÓĆ
[2] Alfred Russel Wallace to brytyjski przyrodnik, odkrywca, geograf, antropolog i ilustrator. Jego idee w zakresie teorii ewolucji w wyniku selekcji naturalnej poprzedzają „O pochodzeniu gatunków” Darwina. Można też uznać, że ich publikacja w 1858 roku skłoniła Darwina do wydania drukiem jego opus magnum. W swoich pracach opierał się o własne podróże i badania w terenie (Amazonia, Archipelag Malajski). Ojciec biogeografii. Był także autorem pierwszej na świecie publikacji naukowej poważnie rozważającej istnienie życia na Marsie. WRÓĆ
[3] Rozmnażanie bezpłciowe może polegać np. na rozpadaniu się na liczne organizmy potomne – tak to jest u pięknego glonu zwanego toczkiem (Volvox). Organizm może pączkować z siebie organizmy potomne, jak to robią np. niektóre grzyby, chociażby drożdże. Może też wytwarzać bezpłciowo zarodniki. To jest niebanalny proces i genetycznie mogą się w tym wypadku dziać rzeczy mniej lub bardziej istotne. Takie bowiem zarodniki mogą być po prostu zlepkiem komórek lub nawet pojedynczą komórką (np. konidium grzyba) i powstać przez prosty podział komórki (klony). Mogą jednak również zaistnieć na drodze tzw. mejozy. To tu gnębiła nas w szkole „anafazą pierwszego podziału mejotycznego” pani od biologii, a my dalej nie rozumieliśmy, gdzie zachodzi owa „redukcja i rekombinacja materiału genetycznego”. Przyjmijmy zatem na wiarę, że w takim przypadku, mimo że rozmnażanie jest nadal bezpłciowe, poprzedza go jednak rekombinacja DNA. A to akurat jest clou całego rozmnażania płciowego i wtedy organizm potomny nie jest klonem macierzystego. Przy czym w rozmnażaniu płciowym miesza się dodatkowo nasze DNA z DNA partnera, gdy zaś powstają zarodniki mejotyczne – jest to jedynie mieszanie we własnych chromosomach, pomiędzy ich parami. Zatem to płciowe zapewnia więcej mieszania DNA i o to chodzi.
Tu uwaga na marginesie: zupełnie czym innym jest bycie obupłciowym – czyli hermafrodytą. Wtedy rozmnażanie jest płciowe, dochodzi jednak bardzo często, choć znowu niekoniecznie, do samozapłodnienia. Tak żyją sobie liczne ślimaki i mnóstwo innych stworzeń. Zatem i tu wystąpi rekombinacja DNA poprzedzająca tworzenie gamet, a potomne osobniki mogą być bardzo różnorodne w obrębie gatunku i nie są klonem rodzica. WRÓĆ
[4] Ma rozmnażanie płciowe i swe pułapki – np. zbyt bliskie pokrewieństwo partnerów nie jest wskazane, bo zamiast ciągłej domieszki nowych mutacji, akumulują się pewne konkretne stare. A te nie muszą być korzystne, mogą wręcz szkodzić i powodować choroby, a także niepłodność, o czym opowie każdy genealog zajmujący się rodami panującymi w Europie czy Amiszami. Wsobność nie jest wskazana ewolucyjnie. Rozmnażanie płciowe wymaga istnienia sporej populacji wyjściowej. A tu drugą pułapką jest fakt, że z rozmnażania płciowego bardzo często wynika mniej potomstwa, niż zapewnia go bezpłciowe podejście do zagadnienia. I ta populacja nie chce być duża. Tu jest właśnie miejsce na rolę tzw. przemiany pokoleń. WRÓĆ
[5] Inne rozwiązania tego samego problemu to np. płodność larw, czyli tzw. neotenia. Według pewnych koncepcji ewolucyjnych dotyczących strunowców (czyli wszystko od lancetnika, a nawet osłonicy w górę, w tym i my, jako korona stworzenia), są one potomkami neotenicznych larw innych, jeszcze bezkręgowych stworzeń wtóroustych, czyli szkarłupni. Czasem warto o sobie pomyśleć, jako o uzdolnionej do rozmnażania larwie rozgwiazdy. WRÓĆ
[6] Skamieniałości Bangiomorpha pubescens, wielokomórkowego nitkowatego glonu należącego do gromady krasnorostów, posiadającego przemianę pokoleń, płciowego i bezpłciowego, wydobyto w 2000 roku z osadów na wyspie Somerset (Kanada). WRÓĆ
[7] Biolodzy widzą tu zjawisko zapewniające zapobieganie szkodliwym mutacjom oraz naprawę DNA (odbywa się ona intensywnie podczas mejozy, a komórki płciowe, zwłaszcza jajowe – o czym pisałam tu: „Jądra motorem ewolucji” – są bardzo poważnie zabezpieczone przed mutacjami). A także zjawisko zwiększające szybsze tempo adaptacji do środowisk oraz pewien sposób radzenia sobie we współzawodnictwie. WRÓĆ
[8] Dojrzewa też wśród nich przekonanie, że właściwie każda nowa kolonia tych grzybów na tyle różni się od pozostałych chemicznymi znacznikami odpowiedzialnymi za to, że „strzępka plus chce się zlać ze strzępką minus” (co nieco bardziej detalicznie opisałam tu: „Dają rozkosz, robi się z nich cegły i pośmiertne jesionki. Nieznany świat grzybów”), iż dałoby się ją uznać za osobną płeć. O płci w ogóle niewiele się da powiedzieć „niechemicznie”, gdy w organizmie nie występują specjalne chromosomy płciowe, nie widać organów płciowych, a komórki rozrodcze męskie i żeńskie nie różnią się zasadniczo kształtem czy wielkością lub jednym i drugim. Nie zawsze bowiem to jest w naturze tak, że zygota powstaje przez zlanie jaja i plemnika, które wyglądają jakby były organizmami z innych planet. WRÓĆ
[9] Nawet zwykłe kurczaki pod wpływem działania związków hormonalnie czynnych lub całkiem „od czapki” mogą zmienić płeć. U ptaków płeć jest determinowana jak u nas, chromosomalnie, przy czym samice to są XY, a samce XX. Geny na owych chromosomach płciowych zajmują się głównie produkcja hormonów, które działają w jaju podczas rozwoju zarodka oraz przez całe życie ptaka. Teraz: samice rozwijają na ogół tylko jeden, lewy jajnik. Prawy znajduje się w stanie niejako uśpienia i w dodatku ma potencjał, by stać się tak jajnikiem, jak i jądrem – ostatecznie w obu przypadkach ma być to organ, którego komórki zdolne są do podziałów mejotycznych i powoływania do życia gamet. A czy to będzie smaczne jajko, czy niewidoczny gołym okiem plemnik, to zasadniczo, jak widać na tym przykładzie, detal. Jeśli lewy jajnik kury straci z jakichś względów zdolność tworzenia estrogenów, uśpiona gonada po prawej budzi się do życia i produkuje taki hormon płciowy, jaki jest w stanie w danym momencie rozwojowym. Jeśli będą to androgeny, staje się jądrem i kurczak zaczyna mieć cechy zewnętrzne koguta, aczkolwiek rozrodczo się nim nie staje, no bo te chromosomy! Rzecz cała może się odbyć także w odwrotną stronę: jeśli jajo zapłodnione tak, by dać koguta, zostanie przechłodzone kilka dni po złożeniu (kokosz zejdzie z gniazda na zbyt długo), to wzajemne oddziaływanie hormonów obecnych w jaju na rozwój sprawi, że rozwinie się kurczak o żeńskich cechach zewnętrznych, a w dodatku płodny i składający jaja. „Piejo kury, piejo, ni mają koguta” – jak niesie pieśń gminna spod Biłgoraja. WRÓĆ
[10] Aczkolwiek można w tym kontekście rozpatrywać pszczoły czy mrówki – królowa vs. robotnice, gdzie ta sama płeć genetyczna, a jednak zupełnie inne stymulacje hormonalne i społeczne powodują, że nie tylko rola w procesie reprodukcji, ale nawet pokrój ciała są tu dość odmienne. Jeszcze bliżej koncepcji „gender” są sytuacje ze świata zwierząt, gdy jedna z płci (zazwyczaj samce) obejmuje różne typy osobników wyglądające odmiennie (np. znacznie mniejsze) i mające odmienne strategie reprodukcyjne. Tak jest np. u małp, patasów rudych, u których sporych rozmiarów samce mają haremy, natomiast drobniejsze to spryciarze zdolni zakradać się do owych haremów w celach wiadomych, natomiast nie utrzymujące własnego. Inny przykład to rohatyńcowate, żuki, u których samce mogą mieć róg na głowie lub być go pozbawione. Te pierwsze dzielnie bronią swych samic, natomiast te bezrogie starają się jednak przedrzeć i przyprawić kolejne rogi temu już rogatemu.
Alternatywne strategie godowe nie kończą się oczywiście na byciu sprytnym żigolakiem. Taka np. rybka Xiphophorus pygmaeus, czyli znany nam z akwariów mieczyk, ma dwa typy samców: dużego brutala i małego, który stara się jak najbardziej przypominać samicę, aby uniknąć agresji dużych samców. Gdy zaś to samice są większe od samców (co jest bardzo częste w naturze), mogą dominować, aż do ekstremum, gdzie krokuta cętkowana (zwana dawniej hieną) obnosi łechtaczkę wzwiedzioną niczym penis w sytuacjach społecznych wymagających prezentacji, że jest samicą alfa.
Niektóre z tych i inne przykłady możemy odnaleźć we wspomnianym na początku bestsellerze prof. Joan Roughgarden. O tych wielu konkretnych sytuacjach, gdy w danym gatunku zwierząt przedstawiciele tej samej płci pełnią różne role „społeczne”, zwłaszcza w aspekcie dominacji, „wystawianiu się na pokaz”, zachowań homoseksualnych etc. WRÓĆ
[11] Owo zaś jest w książce oskarżane, słusznie lub nie, o: 1) używanie słów upraszczających relacje między płciami, 2) podkreślanie roli współzawodnictwa (słynnej „walki o byt”) a nie współpracy w procesie wykształcania i selekcji zachowań, oraz 3), że wraz ze środowiskiem medycznym wartościuje geny, układy chromosomalne czy sytuacje hormonalne jako „dobre lub patologiczne”, gdy tymczasem one wszystkie mogą się mieścić w szeroko pojętej normie. No i że – co już dziś dla nas oczywiste, ale 15 lat temu mogło szokować – tak ludzie, jak i zwierzęta wykształcają całą tęczę płciowych prezentacji, podczas gdy antropolodzy i socjolodzy tylko siedzą i tak, jak im nakazuje ich zachodnia kultura, mają owej różnorodności za złe.
Najbardziej intrygujące dla recenzującej są zaś te fragmenty opus magnum Roughgarden, gdzie ta proponuje wprost, że zwierzęta mają gender, i że owych jest więcej niż dwa. Rzecz zrobi się nieco jaśniejsza, gdy przyjrzeć się mocno niekanonicznej definicji gender, którą proponuje w swej książce i artykule pani prof. Roughgarden. A mianowicie, że jest to „wygląd, zachowanie i historia życiowa zwierząt płciowych”. No, jak tak poszerzyć definicję, to istotnie wszystko w nią wpada. I staje się nieważne, że tylko człowiek ma samoświadomość bycia kobietą lub mężczyzną lub też kimś innym jeszcze oraz tworzy kulturę, co dla zjawiska gender zdawało się nieodzowne w oczach specjalistów tej gałęzi z „drzewa poznania dobrego i złego”. WRÓĆ
[12] Podobny cel ma trwały – na całe życie – związek dwóch samic albatrosa ciemnolicego, gniazdującego na Hawajach. Aż 30 proc. par tych ptaków tworzą niespokrewnione ze sobą samice. Co więcej – wychowują one z poświęceniem młode, jak inne pary, na ogół jedno pisklę w sezonie godowym. Nie, nie jest ono efektem dzieworództwa. Po prostu te wielkie ptaki wiążą się w pary na całe życie, inaczej nie są w stanie wychować z sukcesem żarłocznych młodych. Nie znalazłszy partnera, samice tworzą czułe pary „wychowawczo-opiekuńcze”, a jakiś mniej wierny albatros „skacze w bok” i zapładnia obie lub jedną z tych samic. I w ten sposób one też, choć nie znalazły samca na stałe, mogą cieszyć się rodzicielstwem. Tam, gdzie u tego gatunku albatrosa nie występuje wynikła z migracji na wyspę nadwyżka samic, nie ma ani homoseksualizmu, ani „zdrady małżeńskiej” samców.
Można tu wyliczać dalej: chyba najbardziej entuzjastycznie i jednocześnie powszednio podchodzący do seksu wśród naczelnych – bonobo. Ten nasz kuzyn wykorzystuje seks (hetero- i homoseksualny) tak, jak my wykorzystujemy uścisk dłoni. Seks (oralny, petting, a także, rzadziej, penetracja) cementuje w ich grupach więzi społeczne, wprowadza młode samce do społeczności, kończy spory, nawet przebiegające z walką wręcz – czyli redukuje napięcie, „spuszcza powietrze” z nabuzowanych samców. W aktywności seksualnej bonobo z pewnością nie chodzi jedynie o reprodukcję, bowiem tak jak i ludzie – odbywają one stosunki poza ścisłym czasem płodności samicy.
Podobnie – do zacieśniania więzów wewnątrz populacji – używają seksu, w tym z przedstawicielami własnej płci, delfiny butlonose. Jednak i tu nie powstają homoseksualne pary na całe życie – wszystko kończy reprodukcja.
Najstarszą, pełną szczegółów listę takich zachowań zawiera książka pt. „Biological Exuberance” („Żywioł biologiczny”) z 1999 roku, autorstwa Bruce’a Bagemihla, jak sam się on przedstawiał: gejowskiego biologa z Uniwersytetu Wisconsin. WRÓĆ
[13] W tej materii, za pomocą metody najpełniej dzisiaj obrazującej zjawiska genetyczne w populacji – „genome wide association study” [metodę tę opisałam uprzednio tu: „Nie wie strona lewa, co czyni prawa – czyli co mają wspólnego Arystoteles, Lady Gaga i Barack Obama”], wykonano dwa badania. W 2018 roku Ganna i wsp. próbowali skorelować męski i kobiecy homoseksualizm z sekwencjami DNA całych genomów 26 890 osób deklarujących przynajmniej jeden stosunek homoseksualny w życiu (porównanie z 450 939 genomów kontrolnych). U przebadanych znaleziono 4 warianty sekwencyjne charakterystyczne dla „osób homoseksualnych” wg powyższej definicji (na chromosomach 7., 11., 12. i 15.), z czego z homoseksualizmem męskim związek miały te na chromosomach 11. i 15. Owe tzw. polimorfizmy korelowały także z zaburzeniami usposobienia i zdrowia psychicznego (depresja, schizofrenia, osobowość dwubiegunowa). Jednak żaden z nich z osobna, ani ich kombinacje nie były wystarczające, by przewidzieć u danej osoby predyspozycje homoseksualne. Jeszcze szerzej zakrojone badanie (493 001 osób) przeprowadzone tą samą metodą, opublikowane na łamach „Science” w roku następnym przez tę sama autorkę i częściowo nowych współpracowników, doprowadziło do konkluzji, że za zjawisko homoseksualizmu odpowiada olbrzymia i zmienna różnorodność genetyczna (setki, a nawet tysiące wariantów genetycznych rozsianych po genomach), 5 z nich da się statystycznie znamiennie skorelować z tą cechą, dwa z nich były znalezione w genach związanych bądź to z produkcją hormonów płciowych, bądź z działaniem zmysłu powonienia. Inne dawały się znów skorelować z cechami psychicznymi, jak np. „otwartość na nowe doświadczenia”, czy „podejmowanie zachowań ryzykownych”. Zaobserwowane polimorfizmy pozwalały jednak „wychwycić” jedynie między 8 a 25 proc. zmienności indywidualnej różnorodności zachowań homoseksualnych. Badanie to również ustaliło, że nie ma genetycznego kontinuum pomiędzy preferencjami hetero- i homoseksualnymi, którego istnienie sugeruje tzw. skala Kinseya. WRÓĆ
[14] Co trzeba przyjąć nawet, jeśli odrzuci się teorię samolubnego genu. Czyli taki koncept, wedle którego to geny walczą o przetrwanie, a my jesteśmy jedynie opakowaniem dla nich – rodzajem mniej lub bardziej pociągającego pudełka bombonierki, zależnego od składu czekoladek. A natura stoi przy kontuarze i wybiera, jaką by tu czekoladkę ze smakiem zjeść. WRÓĆ
https://www.economist.com/science-and-technology/2019/11/28/a-new-theory-argues-same-sex-sexual-behaviour-is-an-evolutionary-norm
https://blogs.scientificamerican.com/observations/why-is-same-sex-sexual-behavior-so-common-in-animals/
http://www.tokfm.pl/Tokfm/7,171710,25526490,seks-z-przedstawicielem-tej-samej-plci-ewolucyjna-norma-potwierdza.html
https://www.livescience.com/same-sex-behavior-is-old.html
http://www.bbc.com/earth/story/20150206-are-there-any-homosexual-animals
https://www.futurity.org/same-sex-behavior-animals-2216542/
https://academic.oup.com/bioscience/article/55/2/178/221485
https://news.cnrs.fr/articles/how-many-sexes-are-there